Za Giertycha szkoła zdycha

Minął rok urzędowania ministra edukacji z Ligi Polskich Rodzin. Jaką szkołę zdążył nam przez ten czas zafundować? Narodową, wyznaniową, nietolerancyjną, homofobiczną, zacofaną, z zastraszonymi nauczycielami i uczniami

08.05.2007 | aktual.: 08.05.2007 15:01

Gdy rok temu polscy uczniowie powrócili do szkół po majowym weekendzie, czekała na nich niemiła niespodzianka. 5 maja 2006 r. rządy w polskich szkołach objął Roman Giertych - szef skrajnie prawicowej Ligi Polskich Rodzin, a także wicepremier, minister edukacji i kolejny wielki budowniczy IV RP. Wówczas, rok temu, swoje niechlubne urzędowanie rozpoczął on od niepedagogicznej "maturalnej amnestii" dla tych, którym się nie powiodło. Nad tegorocznymi maturzystami, którzy właśnie przeżywają jedno z najważniejszych wydarzeń w swoim życiu, rozciąga się dziś ponury cień ministra, który z pewnością nie zapisze się złotymi zgłoskami w historii polskiej szkoły.

Narodowo

Swoje dzieło minister Giertych rozpoczął od ogłoszenia idei utworzenia Narodowego Instytutu Wychowania - państwowej instytucji mającej na celu promocję "patriotyzmu i postaw obywatelskich". Proponowano rozdzielenie lekcji historii Polski i historii powszechnej, a także wprowadzenie do szkół lekcji patriotyzmu. "Przedmiotu" tego mieli "uczyć" oficerowie, którzy wsławili się udziałem w okupacji Iraku. Aby krzewić postawy patriotyczne, MEN obiecało także przeznaczyć 22 mln zł na tzw. wycieczki patriotyczne do miejsc związanych z "kolebką polskiej państwowości", martyrologią lub "bliskich sercu Polaków, które uważamy za narodowe dziedzictwo za granicą". Według wyliczeń, taka atrakcja ma być udziałem 6% polskich uczniów. Do tej pory nie pojechał jednak nikt.

W sferze planów pozostaje także Narodowy Instytut Wychowania. Być może okazał się niepotrzebny. Uczniowie wykazali się bowiem patriotyczną postawą, wychodząc na ulicę, aby domagać się odejścia Giertycha. Protesty poparło 137 tys. obywateli, którzy w ciągu 10 dni od mianowania Giertycha podpisali list z żądaniem jego dymisji. Niestety, list ten pozostał bez odpowiedzi. W systemie oświaty muszą pracować oczywiście osoby niebudzące wątpliwości co do ich patriotyzmu. Bezkonkurencyjni są tu koledzy partyjni Giertycha. Inni nie mają szans. Najlepszym przykładem jest Beata Florek, która dwukrotnie wygrywała konkurs na stanowisko łódzkiego kuratora oświaty. I dwukrotnie nie została zaakceptowana przez Giertycha ze względów ideologicznych. Minister nie chciał zaakceptować wyników konkursów na stanowisko kuratora, wyszedł natomiast naprzeciw "środowiskom patriotycznym" domagającym się zmiany listy lektur szkolnych. Jako lektura obowiązkowa miał wrócić "Potop" Sienkiewicza, planowano za to wykreślenie "Trans-Atlantyku"
Gombrowicza. Znamienne jest, że powieść pełna szyderstw z zaściankowego patriotyzmu ma zostać zastąpiona przez dzieło będące jego symbolem. Na liście lektur nie mogło zabraknąć także Jana Pawła II. Wszyscy polscy uczniowie powinni znać - według Giertycha - papieską "Pamięć i tożsamość". Wyznaniowo

Przy okazji wizyty następcy Jana Pawła II Roman Giertych postanowił pokazać, że jest ludzkim panem, i zaapelował do dyrektorów szkół, żeby na to wydarzenie dali uczniom wolne. Szef MEN poszedł za ciosem, rzucając hasło: "Dzieła zebrane w każdej polskiej szkole". Chodzi o 15-tomowy zbiór dzieł Jana Pawła II, który miał znaleźć się w każdym liceum i technikum. Koszt, bagatela, 19 mln zł. Przeciwko temu pomysłowi protestowali nawet redaktorzy katolickiego pisma "Więź", nieśmiało zwracając uwagę, że uczniowie szkół średnich nie dysponują wiedzą teologiczną pozwalającą na pogłębioną lekturę papieskich adhortacji apostolskich. Na tym jednak nie miało się zakończyć dzieło duchowego ubogacania polskiej młodzieży. Giertych zaoferował jej możliwość zdawania matury z religii. Pierwsi abiturienci będą mogli zdawać egzamin z prawd wiary już w 2010 r. Zgodnie z planami MEN, już od przyszłego roku ocena z religii miała uzyskać taki sam status jak ocena z każdego innego przedmiotu - Giertych na razie wycofał się jednak z
pomysłu, by ta ocena była wliczana do średniej.

Pierwsze decyzje ministra z LPR były bardzo różnie przyjmowane przez uczniów i nauczycieli. - W naszej szkole raczej jego pomysły traktowane są humorystycznie - przyznaje Wojciech Ostrowski z XV LO im. Narcyzy Żmichowskiej w Warszawie. Część nauczycieli przyjęła jednak taktykę pacyfikowania buntowniczych nastrojów. - Jedna z naszych nauczycielek powiedziała, żeby nie oceniać Giertycha pochopnie. Dyskusje od razu przycichły - mówi Przemysław Zieliński z I LO im. Jana Zamoyskiego w Zamościu.

Antyrozwojowo

Kazus odwołania lekcji w czasie wizyty papieża nie był odosobniony. Ministerstwo przyjęło strategię odciążania od nadmiaru wiedzy. Wiceminister Mirosław Orzechowski zapowiedział, że nie dojdzie do skutku planowane od wielu lat wprowadzenie zerówek dla pięciolatków. Zdaniem polityka LPR, edukacja w wieku pięciu lat to zgubne w skutkach "odciąganie dzieci od dzieciństwa". Konsekwentnie MEN zawiesiło przygotowany przez poprzednią ekipę program tworzenia przedszkoli we wsiach i małych miasteczkach. Wiele kontrowersji wzbudziła także amnestia maturalna, która to 16 stycznia 2007 r. została uznana przez Trybunał Konstytucyjny za niezgodną z konstytucją.

Pedagog pod butem

Dzieci, które osiągnęły już wiek siedmiu lat, mogły się natomiast dowiedzieć, że spora część ich nauczycieli czynnie przyczyniała się do "uzależnienia Polski od ZSRR". Nauczyciele ci bowiem należeli do "komunistycznego" Związku Nauczycielstwa Polskiego. Żaden z nich nie otrzymał medalu Komisji Edukacji Narodowej, którym został odznaczony znany "wychowawca młodzieży", prałat Henryk Jankowski. Od związkowców minister zażądał "odcięcia się od komunistycznej przeszłości", zapominając, że ZNP powstał już w roku 1905, podczas walk o prawo do nauki w języku ojczystym. Na szczęście uczniowie nie przejmowali się zbytnio lustrowaniem przeszłości nauczycieli. - Prawdę mówiąc, nikogo to nie interesuje. Na to, jak nauczyciel jest przez nas odbierany, wpływa zupełnie co innego - komentuje Dominika Dulek z II LO im. Stanisława Wyspiańskiego w Kwidzynie. Tak do ataku na ZNP podchodzą uczniowie. Jednak za zamkniętymi (zazwyczaj) drzwiami pokoju nauczycielskiego znajduje się środowisko, które atak na jeden ze związków
nauczycielskich ma podzielić i skłócić. Sianie podejrzliwości i antagonizowanie nauczycieli - to jeden z podstawowych pomysłów Romana Giertycha na "opanowanie" szkoły. Lider LPR stosuje również mniej wyszukane metody w walce o dusze nauczycieli. Z okazji Dnia Nauczyciela MEN wydrukowało 600 tys. ulotek zawierających stosowne życzenia i zdjęcie Giertycha. Koszt? 40 tys. zł. MEN pod rządami Giertycha wydało też walkę Wielkiej Orkiestrze Świątecznej Pomocy Jurka Owsiaka. W piśmie skierowanym do kuratorów nakazano sprawdzić, czy organizacje charytatywne, a szczególnie WOŚP, nie wywierają "presji na uczniów, nauczycieli i rodziców do uczestniczenia w różnego typu akcjach". Powodem miały być docierające do MEN sygnały, świadczące o tym, że WOŚP przymusza uczniów do uczestnictwa w swojej akcji. Dopiero kiedy sprawa nabrała rozgłosu, minister poczuł, że w walce z Owsiakiem przegra już na starcie, i odkręcił całą sprawę, zrzucając winę na wicedyrektora jednego z departamentów.

Nietolerancyjnie

Wkrótce okazało się, że w polskiej szkole niemile widziani są nie tylko "komunistyczni" nauczyciele czy Owsiak, ale również uczniowie ubrani w parki i noszący dłuższe włosy. Przed nimi to Giertych zatrzasnął drzwi szkoły w swoim słynnym spocie wyborczym, propagującym również program "Zero tolerancji". - Dziwnym trafem wygląd tych uczniów do złudzenia przypominał aktywistów Inicjatywy Uczniowskiej, którzy od początku dali się Giertychowi we znaki - zauważa Grzegorz Janowski, tegoroczny maturzysta z XV LO im. Narcyzy Żmichowskiej w Warszawie. Oprócz kilku słusznych postulatów, takich jak walka z dilerami w szkołach czy z brutalnością gier komputerowych, słynny program "Zero tolerancji" zawierał rozwiązania albo już od dawna stosowane w szkołach (np. zakaz korzystania z telefonów komórkowych podczas lekcji), albo zmierzające do objęcia uczniów systemem nadzoru i karania. Planowano wprowadzić zakaz przebywania nieletnich w miejscach publicznych po godzinie 22, sprawiający szczególne kłopoty mieli zaś trafiać do
szkół o specjalnym rygorze.

Porządek w "normalnych" szkołach kontrolowały natomiast słynne Giertychowskie "trójki", czyli zespoły, w skład których wchodzili policjant, przedstawiciel gminy i wizytator z kuratorium. W razie stwierdzenia w szkole przypadków agresji dyrektor musiał przygotować program naprawczy, a jeśli nie uzyskałby on akceptacji kuratora, jego autor mógł zostać zwolniony. Jak podkreślali nawet wizytatorzy z kuratorium - cała akcja bardziej przypominała "malowanie trawy na zielono", a jej efektem były tylko tony sprawozdań. Szkoły były o wizytacji uprzedzane, a dyrektorzy obawiający się, że chodzi nie o faktyczną pomoc wychowawczą, lecz o karanie, robili wszystko, by ich placówka wypadła jak najlepiej. Więcej dystansu zachowali uczniowie. - Nas te straszne trójki przede wszystkim śmieszą - przyznaje Bartosz Wójcik z V LO im. Augusta Witkowskiego w Krakowie.

Pod koniec lipca ubiegłego roku MEN przygotowało projekt nowelizacji ustawy o systemie oświaty, w której znalazły się przepisy o jednolitych strojach szkolnych. Ich wprowadzenie motywowano potrzebą zwiększenia bezpieczeństwa uczniów, podkreślano, że ma to charakter wychowawczy i samodyscyplinujący. O zacieraniu różnic między uczniami bogatszymi i biedniejszymi nie było ani słowa. Choć zdania na temat wprowadzenia jednolitego ubioru zwłaszcza wśród młodzieży były podzielone, to szkolne mundurki były jedynym pomysłem ministra Giertycha, który bez większych problemów został zaakceptowany w Sejmie. Ten sukces tak zawrócił w głowie ministrowi, że o jego realizacji już się w MEN nie myśli. Mundurki mają obowiązywać od września, a dyrektorzy szkół, zwłaszcza z biedniejszych regionów, zastanawiają się, co zrobić, gdy co trzecie dziecko w ich szkołach korzysta z pomocy materialnej dla uczniów, oferty firm szyjących mundurki zaś opiewają na kwoty ok. 100 zł za sztukę. Homofobicznie

W trakcie roku szkolnego okazało się, że Roman Giertych zyskał silnego konkurenta w walce o tytuł "ulubieńca" uczniów. Mowa o wiceministrze Mirosławie Orzechowskim. - Wiceminister Orzechowski zaczynał jako postać zupełnie anonimowa, jednak wytrwale pracował na to, aby uczniowie go rozpoznawali. Teraz nawet osoby niezainteresowane polityką wiedzą, kim jest Orzechowski - stwierdza Bartosz Wójcik, uczeń V LO w Krakowie. Jednym z powodów zyskania wielkiej "sympatii" była sprawa odwołania szefa Centralnego Ośrodka Doskonalenia Nauczycieli, Mirosława Sielatyckiego. Powodem tej decyzji stało się wydanie przez CODN oficjalnego podręcznika Rady Europy o nauczaniu tolerancji. Opanowanemu przez prawicę ministerstwu nie spodobało się to, że mówi on także o tolerancji wobec osób homoseksualnych. Po paru miesiącach okazało się, że dyrektor CODN wcale nie został zwolniony z powodu podniesienia problemu dyskryminacji mniejszości seksualnych. Zgodnie ze słowami Orzechowskiego, dyr. Sielatycki stracił pracę za krzewienie w
szkole poglądów pozytywnie wartościujących tolerancję. Zdaniem wiceministra, "świat sobie już radził bez tolerancji i poradzi sobie dalej". Kolejne punkty w rankingu "popularności" wiceminister Orzechowski zdobył swoimi wypowiedziami na temat teorii ewolucji. Zastępca Giertycha stwierdził wprost: "Teoria ewolucji to kłamstwo". Uczniowie dowiedzieli się także, że teoria ewolucji to "opowieść o charakterze literackim" stworzona przez "niewierzącego starszego pana". Według Orzechowskiego, hipotetyczną przyczyną sformułowania teorii ewolucji przez Karola Darwina był jego wegetarianizm, który skutkował tym, że "zabrakło mu ognia wewnętrznego". Dodał także, że nauczanie w szkołach ewolucji przypomina okres, gdy przekazywano kłamliwe informacje dotyczące zbrodni katyńskiej. Nie da się jednak ukryć, że kwestia mniejszości seksualnych stanowi główną obsesję obecnych władz MEN. Resort edukacji przygotowuje projekt ustawy, który zakłada kary dla dyrektorów za wpuszczenie do szkół organizacji gejowskich. W myśl nowych
przepisów, pedagogowi, który pozwoli na takie sytuacje, będzie groziła sprawa karna. Jednocześnie wiceminister Orzechowski opowiada się za zniesieniem koedukacji, co miałoby "pomóc uczniom dorastać w spokojniejszej atmosferze".

Gdzie tu konsekwencja? - pytają uczniowie. Warto jednak zauważyć, że w kwestii osób homoseksualnych pracujących jako nauczyciele polscy uczniowie mają zróżnicowane poglądy, zależnie od wielkości miejscowości, w jakiej się uczą. - U nas sprawa nauczycieli homoseksualistów wzbudza spore emocje. Znaczna część uczniów popiera propozycje represji wobec nich. Z drugiej strony, liczne są głosy mówiące, że to skandal i naruszenie zasad demokracji - mówi Dominika Dulek z Kwidzyna. Inaczej sytuacja rysuje się w Krakowie: - W naszej szkole dominuje postawa oburzenia, chociaż zdarzają się osoby o odmiennych poglądach - zauważa Bartosz Wójcik. Ciemno, coraz ciemniej

MEN pod rządami Giertycha homoseksualistów nie chce wpuszczać do szkół, uczennice natomiast zamierza kontrolować. Na polecenie ministra edukacji szkoły mają obowiązek na bieżąco sporządzać raporty na temat dziewcząt zachodzących w ciążę. Gdy w problemie się rozeznano, wymyślono niezawodny sposób na jego rozwiązanie. Ma nim być wciągnięcie do programów nauczania propagowania "czystości przedmałżeńskiej". "Musimy starać się przygotować świadomość tej młodej dziewczyny do tego, żeby poczekała z inicjacją do czasu, kiedy założy rodzinę", stwierdził wiceminister Orzechowski, całkiem przypadkowo pomijając w swojej wypowiedzi chłopców.

Jednak MEN zna jeszcze inną "metodę antykoncepcji" prócz "czystości przedmałżeńskiej". Jest nią niezawodny kalendarzyk. Minister Giertych reaktywował zespół mający opracować scenariusze lekcji promujące naturalne metody antykoncepcji. O nowoczesnych środkach zapobiegania ciąży polscy uczniowie się nie dowiedzą. Wszak związana z Radiem Maryja doradczyni Giertycha, Hanna Wujkowska, otwarcie twierdzi, że powodują one bezpłodność.

Nieudolnie

Politycy Ligi Polskich Rodzin bardzo przykładają się do propagowania ideologii katolicko-narodowej w polskich szkołach. Niestety, w swoim ideologicznym zapamiętaniu czasami zapominają o prozie pracy urzędniczej. Sporą nieudolnością wykazało się ministerstwo kierowane przez Giertycha w trakcie wdrażania programu komputeryzacji polskich szkół. Z unijnej kwoty 1,5 mld zł na komputery dla szkół ministerstwo wydało zaledwie miliard.

Za przykład może też służyć sprawa gimbusów. Minister Giertych zapomniał zorganizować przetarg na ich zakup. Widać, wyszedł z założenia, że młodzi patrioci są gotowi na wszelkie poświęcenia, aby dotrzeć do szkoły na czas...

Nawet jeśli MEN przedstawiało ciekawe pomysły, takie jak chociażby program "Tani podręcznik", to nie potrafiło przekuć wartościowej idei w rozwiązanie sprawnie funkcjonujące w oświatowej rzeczywistości. Minął rok. Przed nami następny. Ko lejny rok katolicko-narodowej indoktrynacji, siania nienawiści, napuszczania jednych środowisk na drugie i zwykłej nieudolności. Roman Giertych, jeśli koalicja przetrwa, zaserwuje nam z pewnością kolejną dawkę absurdów. Swoimi cotygodniowymi pomysłami będzie zaskakiwał uczniów, nauczycieli, a nawet... sojuszników z PiS. Miejmy nadzieję, że uczniowie i nauczyciele okażą się mądrzejsi od swego tymczasowego "patrona". Jako pierwsi szansę taką uzyskają tegoroczni maturzyści. Wszak dobry wynik z matury to przepustka na studia, a tu macki Giertycha, przynajmniej teoretycznie, nie sięgają.

Bartosz Machalica

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)