Polityka"Z tego badziewia wyborczego się nie wyrwiemy"

"Z tego badziewia wyborczego się nie wyrwiemy"

Miałem nadzieję, że kampania, choć krótka, będzie wyrazista. Taka nie jest. I patrząc na to, co oferują nam sztaby wyborcze, mam wrażenie, że z tej nijakości i badziewia wyborczego po prostu się nie wyrwiemy – ocenia przebieg kampanii prezydenckiej dr Ryszard Kessler, specjalista ds. marketingu politycznego z Uniwersytetu Zielonogórskiego. Zdaniem Marcina Rafałowicza, politologa z Instytutu Badań i Analiz Politologicznych najbardziej wyróżniającym się kandydatem tej kampanii jest Grzegorz Napieralski, choć jednocześnie „wyraźnie stosującym najprostsze techniki promocyjne”. Eksperci zauważają, że sprawa stenogramów może być ogniwem zapalnym tej kampanii.

"Z tego badziewia wyborczego się nie wyrwiemy"
Źródło zdjęć: © Materiały wyborcze kandydata SLD | Materiały wyborcze kandydata SLD

„W kampanii powinno się być wyrazistym i zaatakować kontrkandydata. Przynajmniej tak mówią podręczniki” – utrzymuje w rozmowie z Wirtualną Polską dr Ryszard Kessler, proszony o ocenę najtrudniejszej i najkrótszej kampanii wyborczej, przez którą przechodziła Polska, odbywającej się w cieniu dwóch wielkich tragedii – smoleńskiej i powodzi. Oczekiwania Polaków po katastrofie były jasne – więcej dialogu i porozumienia między rządzącymi, a mniej waśni i głupich (nieraz bardzo głupawych) sporów. Jednak niesnaski między PiS i PO pojawiły się już w związku z upublicznieniem zapisu stenogramów.

Jarosław Kaczyński nie pojawił się na posiedzeniu Rady Bezpieczeństwa Narodowego, podczas którego członkowie zapoznawali się z zapisem czarnych skrzynek. Tłumacząc, że „nie chce mieć specjalnych przywilejów”, apelował wtedy do marszałka Komorowskiego, by ten wpuścił na posiedzenie jednego z pełnomocników rodzin ofiar mec. Rafała Rogalskiego. Apel nie został jednak wysłuchany. Eksperci z którymi rozmawiała Wirtualna Polska zauważają, że sprawa stenogramów może być ogniwem zapalnym tej kampanii. – W interesie PiS-u jest mnożenie pytań wokół tego, co się wydarzyło na pokładzie tupolewa. Szczególnie, że na pokładzie był prezydent, którego wskazuje się m.in. jako możliwego winnego katastrofy. Odnoszę wrażenie, że opinia publiczna coraz bardziej skłania się jednak ku tezie, że zawinił splot nieszczęśliwych wypadków i niefortunnych czy niewłaściwych decyzji podejmowanych na pokładzie samolotu – mówi dr Kessler, podkreślając, że jeśli nie z powodu stenogramów, to pewnie z innego powodu doszłoby do wyrazistego
konfliktu między dwoma największymi partiami, gdyż „taki jest wymóg marketingu politycznego”. – Strategia partii politycznej zakłada, żeby dokuczyć kandydatowi z przeciwnego obozu – zauważa.

Marcin Rafałowicz, politolog z Instytutu Badań i Analiz Politologicznych, nie wierzy, żeby publikacja stenogramów – w całości, w takim czasie i bez zestawienia ich z innymi zapisami lotu – miała być czymś innym niż działaniem PO ukierunkowanym na kampanię wyborczą. – Było to widać w wypowiedziach niektórych posłów Platformy, którzy w różnych mediach, sugerowali że odpowiedzialność za katastrofę prawdopodobnie ponosi prezydent Lech Kaczyński. Takie zachowania mają na celu sprowokowanie Jarosława Kaczyńskiego do ostrzejszej reakcji i powrotu konfliktu politycznego na stare tory krzyków i obrażania się nawzajem w coraz ostrzejszych zwrotach. Dowiodłoby to także, że Kaczyński wcale się nie zmienił a jedynie udaje, na czym wyraźnie zależy PO – mówi Rafałowicz, podkreślając, że celem działań PO jest to, żeby przedstawiając w negatywnym świetle Lecha Kaczyńskiego (obarczając go winą za katastrofę), przenieść te negatywne emocje na jego brata, Jarosława Kaczyńskiego. Konflikt dodatkowo zaostrza kwestia odszkodowań
za skutki powodzi i – zdaniem prezesa PiS – nieudolność rządu w przeciwdziałaniu żywiołowi.

Na zarzuty prezesa PiS ostro odpowiedział Donald Tusk, mówiąc, że „odnosi wrażenie, że Jarosław Kaczyński z rozmaitych nieszczęść robi kluczowe elementy swojej kampanii”. Wcześniej Kaczyński zapowiadał, że jego ugrupowanie będzie się domagało, by sejm na rozpoczynającym się posiedzeniu zajął się nowelizacją budżetu ws. zapewnienia środków na pokrycie strat powodzian; Donald Tusk i Bronisław Komorowski mówili, że zmiany w ustawie budżetowej nie są potrzebne. To pierwsza tak ostra od czasu tragedii pod Smoleńskiem personalna wymiana zdań między PO i PiS. Dotąd – najpierw milczący Kaczyński, potem udzielający sporadycznych, ostrożnych komentarzy – niechętnie wypowiadał się o działalności konkurentów, w ostatnich dniach nie chciał też oceniać działalności Bronisława Komorowskiego. Czyżby ostre słowa ws. powodzi były powrotem Jarosława Kaczyńskiego do starej retoryki? – Byłbym ostrożny z takim wnioskiem, pokusa punktowania rządu w sprawie powodzi jest naturalna i nie niesie żadnego ryzyka - komentuje dla
Wirtualnej Polski dr Ryszard Kessler, politolog i specjalista ds. marketingu politycznego z Uniwersytetu Zielonogórskiego.

O to, jak kandydaci najwyżej notowani w sondażach wykorzystują swoją szansę startu w wyborach i najczęściej popełnianych politycznych błędach w kampanii pod znakiem żałoby i wielkiej wody zapytaliśmy ekspertów.

Bronisław Komorowski i jego 42% poparcia

Nudna, nieudolna, ale odważna – tak o toczącej się kampanii Bronisława Komorowskiego mówią eksperci. Chociaż wciąż plasuje się na pierwszym miejscu w sondażach (z nawet 46-procentowym poparciem), szacunki są sukcesywnie niższe (w sondażu z 29 maja dla „Rzeczpospolitej” miał 50%). Marcin Rafałowicz podejrzewa, że wyniki sondażowe kandydata PO mogą być zawyżone – Nie potrafi on zdyscyplinować swojego elektoratu. Wystarczy, że będzie ładniejsza pogoda, ludziom nie będzie się chciało pójść do urn, bo będą woleli spędzić ten czas na przykład na działce, i już może to oznaczać klęskę dla Komorowskiego. To już nie są czasy pospolitego ruszenia jak w ubiegłych latach – spekuluje politolog i zauważa, że takiego problemu nie ma Jarosław Kaczyński. Po pierwsze, zdaniem eksperta, sondaże nie odzwierciedlają całego poparcia dla prezesa PiS (wiele osób wciąż wstydzi się przyznać, że są jego zwolennikami), po drugie – ma on twardy, bardzo zdyscyplinowany elektorat, na który może liczyć i który na pewno pójdzie do wyborów.
Mocną stroną Bronisława Komorowskiego jest podejmowanie odważnych decyzji, jak powołanie Rady Bezpieczeństwa Narodowego czy wskazanie Marka Belki jako prezesa NBP. Rafałowicz uważa, że o tyle mogą być one niebezpieczne, że przez część elektoratu zostaną odebrane jako znak, że marszałek Komorowski boi się, że tych wyborów nie wygra. – Dlatego już teraz wprowadza ważne dla swojej opcji polityczne zmiany – mówi. Jeśli jednak uznać je bardziej za pozytywy niż negatywy prowadzonej przez marszałka kampanii, zdołają przysłonić coraz większą liczbę niezręcznych wypowiedzi, w rodzaju „przyjemność wizytowania powodzian” czy szeroko komentowana przez media wypowiedź marszałka na Placu Czerwonym w Moskwie?

Takie wyłapywanie, wypunktowywanie słownych lapsusów, uważa dr Kessler, jest celowym i standardowym działaniem mediów. – Oceniają polityka nie na podstawie serii zadawanych przez niego ciosów (czyt. całej wypowiedzi) ale jednego, najbardziej dla nich atrakcyjnego, który bije poniżej pasa – mówi politolog i zauważa, że osoby sporadycznie interesujące się polityką, poprzez takie wypunktowywanie marszałkowi gaf, nie tylko przez media, ale i kontrkandydatów, mogą pomyśleć, że są one niemal codziennością. – Chociaż będzie to niesprawiedliwa ocena działań marszałka, na pewno medialnie będzie brzmiała super – mówi dr Kessler. Gani go jednak za brak wyczucia i intuicji politycznej, widocznej chociażby w spotkaniu ze sztabem honorowym, kiedy padły ryzykowne żarty m.in. z ust Władysława Bartoszewskiego (o zwierzętach futerkowych), czy Marka Majewskiego (ci z charyzmą to psychopaci).

Część wypowiedzi, które u Donalda Tuska (przynajmniej z pozoru) budziły zażenowanie, Bronisława Komorowskiego wprawiały w gromki śmiech. Dr Kessler tłumaczy to instynktem politycznym u premiera, którego brakuje Bronisławowi Komorowskiemu. – Tusk wyczuwa niebezpieczeństwa kryjące się w pojedynczych zdaniach. Wie, że wyrwane z kontekstu mogą być źle odebrane – mówi i zauważa, że Komorowski nie tylko oceniany jest jako kandydat na głowę państwa ale również – a może i przede wszystkim – jako pełniący funkcję prezydenta po tragicznie zmarłym Lechu Kaczyńskim. Z drugiej strony, chociaż jest w trudnej sytuacji (ocenia się go z perspektywy urzędu zanim jeszcze został prezydentem), jest to dla niego szansa, zdaniem dr. Kesslera, na bycie zapamiętanym w roli, do której pretenduje.

Obaj eksperci zwracają uwagę, że największym wyzwaniem i sprawdzianem w tej kampanii jest dla Bronisława Komorowskiego powódź. Czy dzielnie towarzysząc Tuskowi na wałach, wykorzystuje swoją szansę? Rafałowicz uważa, że nie, i że takie zachowanie zdecydowanie utrudnia marszałkowi kampanię. – Komorowski mógł lepiej wykorzystać sytuację, a to jak radzi sobie z powodzią rząd Tuska, bezpośrednio odbija się na poparciu dla Komorowskiego – komentuje politolog i dodaje, że minusem było niewprowadzenie stanu klęski żywiołowej.

Dr Kessler podkreśla, że możliwe, iż ta kampania jeszcze nas zaskoczy i wybory nie odbędą się wcale 20 czerwca, gdyż na terenach zalewanych będzie bardzo ciężko dojść do urn. Powódź, zdaniem politologa, jest też dobrą wymówką, żeby debaty Komorowski-Kaczyński, przynajmniej na razie, nie było. – To tylko potwierdza tezę, że wyborcy nie oczekują poważnej, merytorycznej debaty między politykami, ale wolą oglądać ich na wałach czy festynie – ocenia politolog, dodając, że w smak to politykom, którzy nie lubią debat, bo z reguły są do nich źle przygotowani i brakuje im wiedzy merytorycznej.

Jarosław Kaczyński, 36% i drugie miejsce

Milcząca i nijaka – tak o kampanii Jarosława Kaczyńskiego mówią eksperci. Zasadnicze pytanie jest takie, czy Jarosławowi Kaczyńskiemu faktycznie zależy na prezydenturze. Gdyby wygrał – PiS straciłby najbardziej wyrazistego członka i lidera partii. Niektórzy uważają, że dla partii najlepsza byłaby sytuacja, w której Jarosław Kaczyński przegrałby w drugiej turze z Bronisławem Komorowskim niewielką liczbą głosów. – Odnoszę wrażenie, że w PiS-ie nie ma ciśnienia na prezydenturę Jarosława Kaczyńskiego – uważa dr Kessler i podkreśla, że dla niego ważne jest przede wszystkim poszerzenie elektoratu. Sposobem na to jest radykalna zmiana wizerunku prezesa PiS, w tym i zmiana retoryki z agresywnej na spokojną. – PiS stara się pozyskać niezdecydowanych i młody elektorat. Prowadzenie pokojowej polityki i szukanie pojednania niewątpliwie jest elementem kampanii politycznej, i to bardzo przemyślanym, który na pewno nie zraża odbiorców, a może wręcz zachęcić – spekuluje.

O tym, że PiS bardzo potrzebuje sukcesu, a Jarosławowi Kaczyńskiemu zależy na prezydenturze, mówi Wirtualnej Polsce Rafałowicz. Przywołuje kampanię z 2007 r., kiedy PiS bardzo boleśnie odczuł przegrane wybory. – Wtedy miał jeszcze zaplecze w postaci prezydenta Lecha Kaczyńskiego. A ten miał wpływ na to, co się dzieje w państwie oraz posiadał zaplecze instytucjonalne do jego wywierania, co dla członków i sympatyków partii Jarosława Kaczyńskiego było bardzo ważne. Teraz tego nie ma – mówi politolog i zauważa, że zwycięstwo Komorowskiego w tych wyborach oznaczałoby dla PiS bycie silną partią opozycyjną, ale bez większych szans na pełne zwycięstwo w wyborach i dojście do władzy. Kto zastąpiłby Jarosława Kaczyńskiego na stanowisku lidera partii? O to Rafałowicz się nie martwi, spekulując, że znalazłoby się nowe przywództwo, a członkowie partii mieliby odniesienie do prezydenta Kaczyńskiego, co stanowiłoby dodatkową motywację. – To nie jest taka sama sytuacja jak w przypadku odejścia Kaczyńskiego z polityki. Jeśli
zostanie prezydentem to nadal będzie aktywnym i ważnym dla PiS przywódcą nawet jeśli już nieoficjalnie i niejako z tylnego siedzenia – wyjaśnia politolog. Dopóki Jarosław Kaczyński pozostawał w cieniu tragedii pod Smoleńskiem – jako milcząca ofiara tych wydarzeń – jego poparcie sondażowe rosło. – Być może takie pozostawanie w cieniu było też elementem strategii marketingowej. Jeżeli tak, to bardzo dobrym – uważa dr Kessler i zauważa, że wszyscy oczekiwaliśmy, że jeżeli prezes przemówi, to powie coś przełomowego, ale tak się nie stało. „Bo co ma tak naprawdę powiedzieć po powrocie do polityki?” – pyta ekspert i zauważa, że jest to najtrudniejszy i najbardziej newralgiczny moment w kampanii prezesa PiS. – Kaczyński próbuje dzisiaj pokazać, że będzie prezydentem wszystkich Polaków. Krytycy mówią, że jest to mało autentyczne, a zwolennicy mogą być zdezorientowani. Jest to więc chyba niebezpieczna zabawa, ale powtórzę, nie można jej odmówić logiki – ocenia dr Kessler.

Rafałowicz zauważa, że chociażby ze względu na sytuację osobistą a nie element kampanii, Kaczyński miał prawo na jakiś czas zniknąć ze sceny politycznej. Jednak, zauważa, później została wokół tego zbudowana strategia ukrycia Jarosława Kaczyńskiego, który miał w jakiś sposób przewartościować swoje działanie na arenie politycznej. – To była dobra strategia, ale nie dało się tego ciągnąć w nieskończoność. Zresztą często było podnoszone pytanie o to, gdzie jest kandydat – mówi politolog i dodaje, że na razie zmiana wypowiadania się i zachowania Kaczyńskiego jest zauważalna, a sam kandydat nie zrobił nic, żeby strategia jego sztabu wyborczego legła w gruzach. O tym, że Jarosław Kaczyński stał się bardziej otwarty, może świadczyć m.in. jego orędzie skierowane do Rosjan czy ciepłe słowa pod adresem Niemców, na temat wzajemnej współpracy na niwie społecznej i gospodarczej podczas wiecu wyborczego w Słubicach (lubuskie). - Jeśli nie będzie powrotu do retoryki krzyku, ostrych słów, obrażania się i małostkowych postaw
typu żądania przeprosin za każde słowo krytyki to Jarosław Kaczyński wcale nie jest kandydatem bez szans. Dużo zależy od tego, kto aktualnie buduje strategię w sztabie Kaczyńskiego. Dotychczasowa była świetna, najwidoczniej pojawili się tam nowi ludzie ze świeżym spojrzeniem. Jeśli stery wpadną w ręce osób które będą chciały wrócić do stylu z ostatnich lat, to mogą być kłopoty – podkreśla Marcin Rafałowicz.

Nowatorskim pomysłem jest prowadzony przez Kaczyńskiego cykl debat z intelektualistami i przedstawicielami różnych grup społecznych. Ale czy dobrym? Z jednej strony tak, bo rozmowa z intelektualistami zawsze jest dobra. Ale z drugiej dziwi fakt, że debaty Komorowski-Kaczyński jak nie było, tak nie ma, za to prezes PiS znajduje czas, żeby dyskutować ze swoją zagorzałą zwolenniczką (w zeszłym tygodniu rozmową z nią rozpoczął cykl debat). – W polityce jak i w gospodarce. Nie podejmujemy żadnych działań, więc nie popełniamy błędu. Niebranie udziału w poważnej debacie, nieodpowiadanie na trudne pytania i wyzwania jest bezpieczne. Nie popełniając błędu, nie dajemy się złapać. Dlatego politycy jak ognia unikają debat – uważa dr Kessler.

Grzegorz Napieralski, 8% (lub 5,5%) i daleko w tyle

Choć nie ma szans na wygraną, jego kampania jest najlepsza. Najbardziej kolorowa, wyrazista i zapadająca w pamięć. Chociaż pod względem stylu nie na najwyższym poziomie – zgodnie oceniają politolodzy. SLD jest jednocześnie w najtrudniejszej sytuacji, gdyż pod Smoleńskiem straciło swojego oficjalnego kandydata w tych wyborach, Jerzego Szmajdzińskiego. W rozmowie z Wirtualną Polską Napieralski tłumaczył, że decyzja o jego kandydaturze była podjęta pod presją czasu, ale jako szef partii musiał wystartować. Jaka jest tworzona przez niego kampania? Nieraz szokująca (wideoklip promujący kandydata, w którym udział biorą dwie seksowne blondynki, śpiewające „To on zmieni, to on właśnie, to on sprawi, że lepszy będzie kraj”), nieraz ostro krytykowana (np. stanie o 5 rano przed fabryką w Tychach z siatką jabłek), czy tradycyjna - happening na placu Zamkowym w Warszawie z udziałem kandydata SLD na prezydenta, podczas którego uczestnicy dostawali
specjalnie zaprojektowane przez stylistki koszulki.

Napieralski robi co może, bo wie, że jeśli uzyska niski wynik w wyborach, może to być początek jego końca jako lidera partii. - Prowadzi w tej chwili kampanię „za wszelką cenę” – ocenia Rafałowicz, podkreślając, że przynosi to zamierzony skutek, gdyż poparcie dla przewodniczącego SLD wzrasta. – Widać zmiany w jego zachowaniu. Dużo się uśmiecha. Ewidentnie pracują nad nim jacyś sztabowcy. To jest u niego tylko i wyłącznie bitwa o zgromadzenie jak największego poparcia, chociaż ze świadomością, że bez szans na zwycięstwo. Przynajmniej tak wynika z obecnych sondaży wyborczych - mówi Rafałowicz i zauważa, że jeśli wynik Napieralskiego będzie dwucyfrowy, to jest to dla niego legitymacja do utrzymania się na stanowisku przewodniczącego SLD i nie wypadnięcia z głównego nurtu politycznego. Jeśli jednak jego wynik będzie słaby, a więc w okolicach 5-6% to opozycja wewnątrz partyjna będzie miała argument do podważenia jego przywództwa nie tyle argumentami z kategorii kto kogo lubi, ale czymś z czym nie można za bardzo
dyskutować - efektem wyborczym.

Dr Kessler uważa, że jeśli traktować kampanię Napieralskiego wyłącznie jako tworzenie medialnych wydarzeń (dzisiaj jego zdaniem tak to wygląda) to kandydat SLD znajduje się w czołówce najlepiej promujących się kandydatów. W przeciwieństwie do głównych kontrkandydatów – którzy raczej unikają pokazywania się i eksperymentowania jeśli chodzi o zabiegi marketingowe – Napieralski znajduje się w szczęśliwej sytuacji. Zawsze może powiedzieć, że jest dużo młodszy, że spory starszych kolegów go nie dotyczą i szuka niekonwencjonalnego dotarcia do wyborcy; takiego, które dzisiaj podoba się ludziom – mówi dr Kessler i dodaje, że z elementów kampanii, z których korzysta Grzegorz Napieralski, korzysta się również na świecie, m.in. w ostatniej kampanii w Stanach Zjednoczonych.

Kandydaci z drugiej ligi – który się wyróżnia?

Według najnowszego sondażu przeprowadzonego przez SMG/KRC na zlecenie TVN24 w czołówce pięciu kandydatów znajdują się jeszcze: Waldemar Pawlak z 3-procentowym poparciem, Janusz Korwin-Mikke z 2-procentowym poparciem i Andrzej Olechowski z 1-procentowym poparciem (w niektórych sondażach 4-procentowym poparciem). Dr Kessler mówi, że takie statystyki, w przypadku zarówno Pawlaka, jak i Korwina-Mikke, nie powinny dziwić. – Korwin-Mikke jest zjawiskiem socjologicznym ostatniego 20-lecia, w związku z jego aktywnością w blogosferze i z bardzo barwnymi wypowiedziami. Dlatego w konwencji 10 sekund w głównym wydaniu Wiadomości sprzedaje się on ciekawie, ma też zawsze tych kilka (do 3) procent poparcia w sondażach. I to się od wielu lat nie zmienia – mówi politolog.

Zwraca uwagę na osobę Andrzeja Olechowskiego, który – jego zdaniem – przestał w ostatnim czasie wierzyć w swój sukces. Widząc wyniki ostatnich sondaży, odnosi wrażenie, że oprócz wypełniania obowiązku wyborczego, czyli odwiedzin różnych miejsc w kraju i rozmów z wyborcami, niewiele jego sztabowi udało się osiągnąć. Do tego dochodzi zupełnie nietrafione hasło „Wybierz swój dobrobyt”. - Mam wrażenie, że Olechowski na własne życzenie wyłączył się już z kampanii prezydenckiej – podsumowuje dr Kessler.

Anna Kalocińska, Wirtualna Polska

Dane sondażowe pochodzą z Instytutu Homo Homini dla "Dziennika Gazety Prawnej" i "Polsat News" z 9 czerwca 2010 i sondażu przeprowadzonego przez SMG/KRC na zlecenie TVN24 z 7 czerwca 2010 r.

Źródło artykułu:WP Wiadomości
bronisław komorowskisondażprezydent
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)