Z tacą do skarbu państwa
Świątynia Opatrzności nie powstanie z ofiary wiernych. – Niech dołoży rząd – mówią w Pałacu Prymasowskim.
Pierwszy sygnał dał kilka dni temu na Wiejskiej poseł PiS, Marcin Libicki. – Budowa świątyni na polach wilanowskich – przekonywał – jest zagrożona. Już dziś potrzeba 20 mln zł. Dla budżetu państwa to drobna kwota.
Poseł Libicki jest tubą urzędującego w Pałacu Prymasowskim na Miodowej Zarządu Fundacji Budowy Świątyni Opatrzności. Reprezentujący ją ks. Bogdan Leszczewicz przyznaje, że budowa weszła w stan krytyczny. Nie można jej przerwać ze względów technologicznych, a pieniędzy nie ma. Odezwa prymasa Glempa do wiernych: „Złotówka z miłością na Świątynię” znalazła zrozumienie głównie u ludzi ubogich. Mimo listu księdza prymasa nie wszystkie parafie dołożyły się do budowy. Około 28 mln zł, które udało się zebrać od wiernych, zostało już wydane – głównie na podziemny kościół. Pozostała do zbudowania nie tylko świątynia naziemna, lecz także cały kompleks towarzyszących jej obiektów. W planie są stacja krwiodawstwa, hospicjum, amfiteatr na 3 tys. miejsc, ośrodek nauki dla biedniejszej młodzieży i sale konferencyjne.
– Młodsze pokolenie chyba nie zauważa różnicy między wotum Kościoła a wotum narodu – martwi się ks. Bogdan Leszczewicz. – Nie tylko prymas chciał wypełnić śluby naszych praojców sprzed 200 lat, ale cały naród, w którego imieniu wypowiedzieli się parlamentarzyści. Uchwalenie jakiejś dotacji z budżetu państwa nie jest więc chyba niczym nienormalnym.
Podobnie uważa pracująca na budowie inż. Teresa Nitkiewicz z zarządu fundacji: – Skoro Sejm i Senat poparły swoimi uchwałami ideę budowy tej świątyni, rząd powinien zdobyć się na dofinansowanie, i to szybko – już teraz brakuje 18 mln zł, aby wyciągnąć świątynię do 26 m; dopiero na tej wysokości można zrobić przerwę w robotach. Inż. Nitkiewicz irytuje opinia rzecznika prasowego SLD, który w odpowiedzi na apel posła Libickiego proponował, aby te pieniądze raczej wydać na biednych. – A co to jest 20 mln, zaledwie 10 zł dla każdego bezrobotnego, których podobno jest w Polsce 2 mln?! Dać takiemu 10 zł, to sobie nakupi piwa. Przedstawicielka władz fundacji uważa też, że uczestnictwo w uroczystym wmurowaniu kamienia węgielnego takich osobistości jak prezydent Kwaśniewski czy marszałek Oleksy do czegoś zobowiązuje.
Nie ma tam cudownego źródła
Dziś już nikt spośród inicjatorów budowy świątyni nie wspomina o deklaracjach, iż Kościół sam sfinansuje budowę, jeśli tylko dostanie odpowiednią parcelę. Zakładano powtórzenie sytuacji z Lichenia, gdzie wierni uskładali na bazylikę ponad 120 mln zł. Ale inicjatywę kard. Józefa Glempa obciążał grzech pierworodny – została naznaczona stygmatem uchwały parlamentu, który dla wielu wiernych jest siedliskiem prywaty i dalekich od chrześcijańskiej pokory walk politycznych. Poza tym pola wilanowskie nigdy nie były celem pielgrzymek. Nie ma tam cudownego źródła.
Od początku też widoczne było dla opinii publicznej, że coraz to inna grupa polityków chce na Wotum Narodu za Uchwalenie Konstytucji 3 Maja zrobić swój interes. W 1998 r. radni warszawscy domagali się od Sejmu stosownej uchwały o budowie świątyni Opatrzności, bo w ten sposób zamierzali uczcić: 200-lecie powstania diecezji warszawskiej, 20-lecie pontyfikatu Jana Pawła II, 700-lecie uzyskania przez Warszawę praw miejskich oraz wejście Polski w trzecie tysiąclecie ery chrześcijańskiej. Na głosy lewicy, czy kontynuacją ślubów sprzed dwóch wieków musi być kościół, a nie np. klinika, prawicowi radni odpowiadali, że obiekt sakralny w Wilanowie podniesie prestiż rozbudowującej się Warszawy, a tak wielka inwestycja przysporzy miejsc pracy.
Do uchwały nie doszło, bo lewicowi radni wyszli i nie było kworum. Kilka miesięcy później sprawą przejął się Sejm. I zaraz wybuchła awantura, gdyż padło pytanie, kto za to zapłaci. Poseł SLD, Wiesław Adamski, przypomniał: – W ostatnim okresie Kościół otrzymał zwrot (...) ogromnej ilości majątku. Nie wyobrażam sobie, żeby wchodziło tu w grę finansowanie i absorbowanie środków budżetowych. Replikowała m.in. Joanna Fabisiak z AWS, gorąco popierana przez Zdzisława Podkańskiego z PSL: – Gdybyśmy wzięli pod uwagę proporcje terenów zwróconych do terenów zawłaszczonych Kościołowi, okazałoby się, że jest to bardzo minimalny procent (...). Wszyscy ci Polacy, którzy uważają, że przed wiekami dług został zaciągnięty, a zobowiązanie nie zostało wypełnione, znajdą środki finansowe na budowę świątyni. To będą ci ludzie, którzy uważają, że długi należy spłacać. (...) Notabene długi zaciągnięte bez naszej woli i wiedzy też spłacamy. (Oklaski prawej strony).
Joanna Sosnowska z SLD ripostowała: – Życzymy powodzenia temu przedsięwzięciu tak jak innym, które w wolnym i demokratycznym kraju są podejmowane i nie odwołują się do pieniędzy z budżetu. Życzymy szybkiej i efektywnej zbiórki środków na ten cel. (...) I to w zasadzie wszystko. Nie jest bowiem rolą Sejmu tworzenie dokumentu o randze uchwały w sprawie, która niezależnie od intencji, które szanujemy, i od historycznej argumentacji sprowadza się do wzniesienia nawet szczególnego, ale jednak obiektu sakralnego jednego wyznania. Ale Sejm budowę zaakceptował.
To pogański kurhan
Była jeszcze jedna szansa na poderwanie Polaków do sfinansowania tak kosztownej inicjatywy – przedstawienie takiej wizji obiektu, aby odsunął on krytyczne uwagi, że buduje się jeszcze jeden kościół, i to w miejscu, gdzie w promieniu kilometra stoją już dwa. Początkowo wszystko zmierzało w tym kierunku. Został ogłoszony otwarty konkurs na projekt. Wpłynęło na niego 101 prac. Zwycięski projekt wybitnego architekta o międzynarodowej sławie, prof. Marka Budzyńskiego, kard. Glemp nazwał wyzwaniem, rozwiązaniem o głębi teologicznej. (Autor tłumaczył, że natchnienie czerpał z papieskiej encykliki „Fides et Ratio”). Był kwiecień 2000 r. Pół roku później niespodziewanie ujawnili się krytycy. Ks. dr Andrzej Luft, archidiecezjalny konserwator zabytków, uznał, że projekt jest obcy ikonografii chrześcijańskiej, wygląda jak „pogański grobowiec nad świątynią”.
Prof. Jan P. Pruszyński zajmujący się dziedzictwem kultury pokpiwał, że architekta chyba inspirowała niedaleka hałda popiołów z elektrociepłowni, również pokryta darnią. Protestowali też proboszczowie wypowiadający się w referendum przeprowadzonym w dekanatach kurii warszawskiej. Ks. Leszczewicz, który po latach złagodził ostrość swego sądu, mówi mi dziś, że wizja Budzyńskiego była niewątpliwie wyjątkowa, ale za bardzo wybiegająca w przyszłość; mamy trochę inne wyobrażenie o świątyni.
Nic nowego
Zszokowany autor zwycięskiego projektu bronił się na łamach „Tygodnika Powszechnego”: – Chciałem stworzyć krajobraz święty, historię zbawienia, dlatego narysowałem plac Prawdy Objawionej, plac Początku, który tworzą ściany z tekstami Starego Testamentu, a pośrodku bije źródło – symboliczna woda prawdy. Potem ściana znika, łączy się z ziemią i od tego miejsca pojawiają się najstarsze teksty biblijne – prowadzą one do dwóch Tablic Mojżeszowych. Dalej są tablice Nowego Testamentu, które wiodą do środka świątyni. Wielki świetlik, który wypełnia kościół, to nie lufcik, jak mówią złośliwcy, ale konstrukcja przypominająca drzewo (życia) rosnące w górę. U wejścia do świątyni stoją różne kościółki jako symbole przeszłości: np. cerkiewka, góralski. To symbole fides i akcent ekumeniczny. Symbolem ratio jest Ogród Rozumu połączony z łąką, która zamyka wzgórze Golgoty; jej część zarasta jak w Biblii trzciną, zarazem stanowiąc biologiczną oczyszczalnię. Wzgórze, w którego wnętrzu znajdzie się część świątyni, porośnięte
jest roślinnością niewymagającą pielęgnacji. Dzięki takiej izolacji będzie tańsze ogrzewanie. To są proekologiczne i energooszczędne rozwiązania. Koszt budowy samej świątyni obliczono na 30 mln zł; całego kompleksu (biblioteka, instytut Jana Pawła II, sale widowiskowe i wykładowe, część socjalna i hotelowa, plac do odprawiania liturgii podczas wielkich zgromadzeń) na 170-240 mln zł.
Znany architekt nie był zupełnie osamotniony. Wsparło go kilka autorytetów. Prof. Konrad Kucza-Kuczyński, znawca współczesnej architektury sakralnej, powiedział publicznie, że rzadko zdarza się w skali europejskiej dzieło tak spójne w treści i formie i tak wiele wnoszące do światowego dorobku architektonicznego. Ale prymas słuchał już tylko swego najbliższego otoczenia. I – wiejskich proboszczów. Ogłosił nowy konkurs, w którym wygrała praca architektów Wojciecha i Lecha Szymborskich oraz Jacka Zielonki. Ich projekt – tańszy, ale zubożony, jeśli chodzi o obiekty towarzyszące, jest tradycyjną świątynią – w zarysie dalekie echo Bazyliki św. Piotra. To rotunda na planie krzyża greckiego, zwieńczona kopułą ujętą w cztery portale. Architekt Jerzy S. Majewski nazwał ten projekt skrzyżowaniem wyciskarki do cytryn z kostką Rubika. Może to określenie zbyt złośliwe, ale nie da się ukryć, że z taką kopułą kościół będzie podobny do pobliskich pod wezwaniem św. Anny w Wilanowie i barnabitów na początku Stegien. Wierni w
kraju „zagłosowali” na drugi projekt ignorowaniem apeli księży o datki.
Papież na postrach
W sierpniu ub.r. prymas Glemp na falach Radia Józef wezwał polityków do finansowego wsparcia budowy kompleksu w Wilanowie: – Wierzę, że parlamentarzyści, których praojcowie byli natchnionymi inicjatorami budowy świątyni, nie poskąpią paru złotych. Zbiórka na Wiejskiej przyniosła rezultaty tak marne, że wręcz zawstydzające. Miesiąc później prymas rozszerzył apel już na całą Polskę: – Dawniej przerywano budowę świątyni z powodów wojen i zaborów. Byłoby przykro, gdyby teraz wstrzymano budowę z braku ofiarności. Ale i to nie odniosło skutku. Tymczasem terminy gonią. Aby świątynię mógł zobaczyć papież w czasie spodziewanej pielgrzymki do Polski, budowa w stanie surowym powinna być gotowa do końca 2004 r. Czy będzie to argument dla rządu, aby wyłożył pieniądze? I ile? Wiadomo, że 20 mln zł to dopiero początek. Czy w dekalogu mieści się taki grzech jak wprowadzenie opinii publicznej w błąd?
Helena Kowalik