Z rządowej limuzyny do passata w dieslu. Jak ministrowie tankują za nasze

Choć ministrowie w codziennej pracy korzystają z rządowych limuzyn, część z nich pobiera niemałe pieniądze na tankowanie prywatnych samochodów. Poselskie wyjazdy Andrzeja Adamczyka kosztowały podatników ponad 16 tys. zł. Gdy rządziła koalicja PO-PSL, wydatki denerwowały polityków PiS.

Z rządowej limuzyny do passata w dieslu. Jak ministrowie tankują za nasze
Z rządowej limuzyny do passata w dieslu. Jak ministrowie tankują za nasze
Źródło zdjęć: © East News | Stefan Maszewski/REPORTER
Paweł Figurski

Każdy poseł i senator może za darmo podróżować pociągami, autobusami i komunikacją miejską. Bezpłatnie może skorzystać z krajowych połączeń lotniczych. To nie wszystko - gdy parlamentarzysta zdecyduje się na podróż związaną z pełnieniem przez niego mandatu własnym samochodem (lub innym), otrzyma zwrot kosztów. Skala wydatków jest ogromna. "Fakt" obliczył, że w 2021 roku na paliwo do prywatnych polityków budżet państwa przeznaczył 12,3 mln zł.

O ile zrozumiałe są wydatki posłów, którzy muszą w jakiś sposób dojechać na spotkania z wyborcami, to jednak zastanawiające są wydatki na paliwo posłów, którzy jednocześnie są ministrami. Tym przecież przysługują rządowe limuzyny.

I tak, minister infrastruktury Andrzej Adamczyk w 2022 roku na wyjazdy w związku z wykonywaniem mandatu poselskiego wydał 16 tys. zł. Dodatkowo państwo pokryło 1080 zł za podróże Adamczyka taksówkami. O podróże Adamczyka zapytaliśmy w kierowanym przez niego Ministerstwie Infrastruktury. Rzecznik Szymon Huptyś poprosił o maila, zaznaczając, że skoro sprawa dotyczy podróży poselskich, to nie wie, czy resort infrastruktury może ją skomentować. Na maila nie odpisał, a sam minister Adamczyk nie odbierał telefonu.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Nie wiemy też, jakim samochodem Andrzej Adamczyk realizował zadania poselskie. Z oświadczenia majątkowego wynika, że posiada 18-letniego volkswagena passata w dieslu oraz audi A6 z 2013 roku.

Kaczyński na paliwo nie wydaje

Podróżników wśród ministrów jest więcej. Do czołowych należy minister sportu i turystyki Kamil Bortniczuk. W 2020 roku na podróże samochodem wydał 40 tys. zł. Rok później - 35 tys. zł, a dodatkowo 2,7 tys. zł na taksówki. Bortniczuk do resortu sportu wszedł w październiku 2021 roku. I choć w 2022 roku doszło mu sporo obowiązków, a także możliwość podróżowania samochodami rządowymi, to prawie nie zmieniła się kwota, którą wydał na pokrycie kosztów własnym samochodem w ramach obowiązków poselskich. Było to 30 tys. zł plus 2 tys. zł na taksówki.

Bortniczuk ma dwa pojazdy – samochód lancia voyager oraz skuter suzuki burgman. Oba z 2014 roku.

Sporo jako poseł jeździ też Jan Kanthak, który od listopada 2021 roku jest sekretarzem stanu w Ministerstwie Aktywów Państwowych. W 2021 roku na podróże poselskie wydał 32 tys. zł, rok później dziesięć tysięcy mniej. Kanthak – jak wynika z jego oświadczenia majątkowego - auta nie ma.

Auto ma (a nawet dwa – ford mondeo i peugeot 3008) i sporo podróżuje Waldemar Buda, minister rozwoju i technologii, a wcześniej sekretarz stanu w Ministerstwie Funduszy i Polityki Regionalnej. Buda w 2021 i 2022 roku "wyjeździł" prawie identyczne kwoty – 19 892 zł oraz 19 080 zł.

Kontaktowaliśmy się z biurami poselskimi wymienionych ministrów. W żadnym nie podniesiono słuchawki.

Są też ministrowie, którzy na samochodowe podróże poselskie nie wydają ani grosza. To np. szef resortu obrony Mariusz Błaszczak czy kierujący w 2022 roku ministerstwem rolnictwa Henryk Kowalczyk.

Okrągłe "zero" przy kosztach przejazdu w związku z wykonywaniem mandatu poselskiego wpisał Jarosław Kaczyński. Prezes Prawa i Sprawiedliwości do połowy 2022 roku był wicepremierem rządu Mateusza Morawieckiego. Na stanowisko wrócił 21 czerwca tego roku.

Ponadpartyjne spotkanie przy dystrybutorze

Temat wydatków ministrów na podróże poselskie budzi kontrowersje od lat. I to po każdej stronie sporu politycznego. W 2014 roku "Wprost" ujawnił, że Radosław Sikorski w czasie, kiedy był ministrem spraw zagranicznych, jeździł prywatnym samochodem za pieniądze z sejmowej kasy. W ten sposób z kasy Sejmu pobrał 78 tys. zł.

– W przypadku pana marszałka Sikorskiego, jak i innych polityków PO, bo ta sprawa nie dotyczyła tylko jego, rodzi się pytanie: skoro przez 24 godziny na dobę korzystają z ochrony BOR, skoro dysponują limuzyną służbową (...), to jak to jest możliwe, że jeszcze potrafią tak duże kwoty wykorzystać na swoje przejazdy służbowe? Gdzie pan marszałek Sikorski podróżował przez te wszystkie lata? Jakie spotkania z wyborcami wykonywał, jakie czynności poselskie wykonywał? - pytał wówczas Bartosz Kownacki z PiS.

Dziwił się też Marek Sawicki, w 2014 roku minister rolnictwa i rozwoju wsi. - Myślę, że rzeczą nierozsądną jest, kiedy minister korzysta z samochodu służbowego i jednocześnie rozlicza samochód na cele poselskie. Że oto w weekendy, soboty w niedziele, tak gorliwie wypełnia swoje obowiązki poselskie, udaje się do wyborców i tak często się z nimi spotyka - stwierdził, dodając, że trudno rozdzielić obowiązki ministerialne od poselskich.

– Kiedy jednak jadę samochodem służbowym, a jestem ministrem, nie powinienem kombinować z kilometrówką poselską. Natomiast jeśli sporadycznie zdarzy się pojechać własnym samochodem, to też trudno skrobać te pieniążki i rozliczać się co do grosza - mówił polityk.

Rzeczniczka ówczesnego Marszałka Sejmu Radosława Sikorskiego wydała oświadczenie, w którym stwierdziła, że "ministrowie wszystkich rządów, bez względu na skład koalicji rządzącej, rozdzielają podróże ministerialne od poselskich, co szczególnie obowiązuje w okresie prowadzenia kampanii wyborczych".

Wróćmy jeszcze do Bartosza Kownackiego, który w czasach rządu PO-PSL krytykował Radosława Sikorskiego. Po wyborach w 2015 roku poseł PiS na trzy lata objął tekę wiceministra obrony narodowej. Jak wynika z jego sprawozdania, w 2017 roku z Sejmu pobrał 17 tys. zł w ramach rozliczenia kosztów podróży poselskich prywatnym samochodem.

Paweł Figurski, dziennikarz Wirtualnej Polski

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (1512)