Z izby wytrzeźwień do izby wytrzeźwień
2,7 promila alkoholu miał w wydychanym
powietrzu sprawca kolizji drogowej Andrzej R., kierownik nocnej
zmiany wrocławskiej izby wytrzeźwień - informuje "Słowo Polskie
Gazeta Wrocławska".
Ośmiogodzinny dyżur 50 letni Andrzej R. skończył o szóstej rano. W godzinę później na placu Dominikańskim, skręcając swoim renault w kierunku Podwala, uderzył w hyundaya. Na szczęście nie było rannych. Poszkodowany kierowca wezwał policję. Funkcjonariusze sprawdzili trzeźwość obu kierujących. Okazało się, że Andrzej R. w ma prawie 3 promile.
Sprawa była jasna. Kierownik musiał wrócić do izby wytrzeźwień. Tym razem, jako pensjonariusz. To pierwszy taki przypadek we wrocławskiej placówce. Nie wiadomo, czy Andrzej R. upił się w pracy, czy już po dyżurze. Ustali to policja.
- Od zakończenia dyżuru do kolizji minęła godzina. To wystarczająco dużo czasu, by doprowadzić się do takiego stanu. Wracając z pracy musiał gdzieś się zatrzymać i tam wypić alkohol- uważa Janusz Łoziński, dyrektor wrocławskiej izby wytrzeźwień.
Jest pewien, że Andrzej R. w czasie dyżuru był trzeźwy. -_ Sprawdziłem to dokładnie. Przepytałem wszystkich pracowników, którzy dyżurowali razem z nim i tych, którzy pracę zaczynali po nim . Wszyscy zapewnili, że nie był pijany. Przecież, gdyby miał we krwi 2,7 promila, byłoby to po nim widać_ - przekonuje dyrektor.
W izbie Andrzej R., jako pensjonariusz, spędził prawie cały dzień. W ośmioosobowej sali leżał sam. - Ale tylko dlatego, że wszyscy panowie którzy tam spali, wytrzeźwieli wcześniej i poszli do domów- zapewnia Łoziński. - Nasz pracownik trafiając do izby nie może liczyć na żadne preferencje - podkreśla. Dostał tylko kubek kawy z cukrem. Jak każdy.
Gdy lekarz stwierdził, że Andrzej R. jest trzeźwy, policjanci z komisariatu Wrocław Stare Miasto zabrali go na przesłuchanie. -_ Już samo prowadzenie samochodu w stanie nietrzeźwości jest przestępstwem, za które ten mężczyzna stanie przed sądem. Oprócz tego postawimy mu zarzut spowodowania wypadku_ - mówi Ryszard Zaremba, rzecznik komendanta wojewódzkiego policji we Wrocławiu.
W czwartek wieczorem Andrzej R. miał rozpocząć kolejny dyżur. Dyrektor odesłał go jednak do domu. Teraz kierownika zmiany czeka poważna rozmowa z szefem. Od jej wyników Janusz Łoziński uzależnia to, czy Andrzej R. będzie mógł wrócić do pracy.
- Gdyby był pijany w czasie dyżuru, nie miałbym żadnych wątpliwości. Natychmiast zostałby dyscyplinarnie zwolniony. W tym przypadku jest inaczej. Przed każdym sądem przegrałbym, zwalniając pracownika za to, że wypił alkohol po pracy. To jego prywatny czas. Ale oczywiście za kierownicą siadać nie miał prawa - mówi Łoziński. - Andrzej R. pracuje u nas od kilkunastu lat, od roku był kierownikiem zmiany. Nigdy nie sprawiał żadnych problemów - twierdzi dyrektor. (PAP)