Wznosili wulgarne okrzyki pod adresem prezydenta. Trafili przed sąd
Trzech uczniów, którzy mieli znieważyć prezydenta Andrzeja Dudę wznosząc pod jego adresem wulgarne okrzyki, stanęło we wtorek przed Sądem Okręgowym w Kaliszu. Nie przyznali się do stawianego im zarzutu. Grozi im do 3 lat więzienia.
23.03.2021 14:32
Do zdarzenia doszło w czerwcu ubiegłego roku w Sulmierzycach w Wielkopolsce. Kilkudziesięciu uczniów różnych okolicznych szkół ponadpodstawowych spotkało się na wspólnej imprezie zakrapianej alkoholem, by świętować zakończenie roku szkolnego. W jej trakcie trzej oskarżeni zdjęli baner z wizerunkiem Andrzeja Dudy z jednego z płotów i przynieśli go ze sobą na miejsce zabawy.
"Chodźcie go spalić"
Następnie zaczęli wykrzykiwać pod adresem głowy państwa wulgarne hasła. Jeden z nich przeciął plakat nożyczkami, z kolei inny miał wyjąć zapalniczkę i krzyknąć "chodźcie go spalić”.
Zdarzenie uwieczniono za pomocą telefonu komórkowego.
Na spotkaniu był obecny syn radnej z powiatu krotoszyńskiego z ramienia Prawa i Sprawiedliwości. Następnego dnia miał opowiedzieć w domu o zdarzeniu z banerem. - Mama wypytywała mnie o to, bo dowiedziała się od kogoś o zdarzeniu - wyjaśnił.
Radna PiS zawiadomiła policję
Radna o sprawie poinformowała swoich kolegów z klubu PiS oraz policję. - My rozliczaliśmy się z dystrybucji tych banerów, a jeden z nich zniknął – tłumaczyła w sądzie.
Zdaniem niektórych świadków, syn radnej nie protestował przeciwko zachowaniu oskarżonych. - Nie chciałem reagować, bo był alkohol i bałem się, że może dojść do kłótni. Bałem się, bo wiedziałem, że z tego może być afera - zeznał syn radnej.
Prokurator Marta Talarczyk-Biela oskarżyła Makarego M., Wojciecha R. i Mikołaja S. o to, że "działając wspólnie i w porozumieniu w miejscu publicznym, okazując rażące lekceważenie porządku prawnego, znieważyli Prezydenta RP Andrzeja Dudę w ten sposób, że wykrzykiwali słowa wulgarne i uznane powszechnie za obelżywe".
Oskarżeni żałują
Mikołaj S. nie przyznał się do winy. "Nie powinienem się w taki sposób wyrażać o panu prezydencie, choć mam swoje poglądy polityczne i nie jestem za panem prezydentem. Ale to zachowanie było strasznie nierozważne z mojej strony" – powiedział.
Makary M. powiedział, że wstydzi się swojego zachowania. "Moim celem nie było urażenie głowy państwa. To co się zdarzyło, to nie była polityczna manifestacja, byliśmy w swoim gronie i tylko bawiliśmy się. Bardzo żałuję, to jest nauczka dla mnie i przepraszam za to" – powiedział.
Z kolei sprawca przecięcia plakatu Wojciech R. powiedział, że "ten gest nic nie znaczył, to był tylko taki impuls. - Gdybym był trzeźwy, to na pewno bym tego nie zrobił – powiedział w sądzie. Dodał jednak, że to zdarzenie można połączyć z jego poglądami politycznymi.
Adwokat Tomasz Kowalski powiedział w rozmowie z PAP, że "w przypadku tak młodych ludzi można zdecydowanie stwierdzić, że ich działanie było tylko głupotą, naiwną zabawą, chęcią zwrócenia na siebie uwagi, a nie chęcią obrażenia prezydenta.
- Tutaj nie ma odpowiedniej formy zamiaru, która jest niezbędna do przypisania zamiaru sprawstwa, czyli chęci obrażenia prezydenta - oświadczył.
Przeczytaj także:
Źródło: PAP