Wyżyć z Lichenia
Przeciwko odwołaniu ks. Eugeniusza
Makulskiego, kustosza sanktuarium w Licheniu koło Konina i
budowniczego bazyliki, protestują setki mieszkańców okolicznych
wsi i handlarze żyjący z pielgrzymów - pisze "Gazeta Wyborcza".
01.09.2004 | aktual.: 01.09.2004 05:50
To wojna o pieniądze - tak o odwołaniu ks. Makulskiego, marianina, twórcy sanktuarium i jego kustosza od 38 lat, mówi Iwona (nie chce ujawnić nazwiska), właścicielka straganu z mydłem i powidłem. Przez dziewięć miesięcy w roku handluje pod murami klasztoru tandetnymi dewocjonaliami, plastikową bronią i łańcuszkami, które sprzedaje na metry. Wszystko co ma, zawdzięcza ks. Makulskiemu - podkreśla "Gazeta Wyborcza".
Tu szczere pole było, a jeśli ktoś ze wsi nie miał roboty w Koninie, to biedę klepał i głód - mówi pani Iwona. Dopiero jak ksiądz Makulski zaczął budować bazylikę, to Licheń pokochali pielgrzymi i nam się polepszyło - dodaje.
Rzeczywiście - w promieniu kilkunastu kilometrów trudno znaleźć biedne gospodarstwo. Gmina Ślesin (w jej granicach leży Licheń) zajmuje czołowe miejsce w rankingach najbogatszych samorządów. Wszędzie nowe domy, obok nich markowe auta. Ludzie żyją nie tylko ze straganów: noclegi, miejsca parkingowe, małą gastronomię, hurtownie dewocjonaliów można tu spotkać na każdym kroku - informuje "Gazeta Wyborcza".
Kustosza odwołali, bo za dużo pieniędzy pielgrzymi u ludzi zostawiają, a nie za murami klasztoru - twierdzi pani Iwona i inni protestujący, z którymi rozmawiała "Gazeta Wyborcza". Chcą tak zrobić, żeby pątnicy na wieś nie chodzili, ale zostawali na terenie kościoła. Mają tam powstać parkingi, kioski, sieć restauracji, wszystko pod kontrolą zakonników. Dzięki księdzu Makulskiemu dobrze się wiodło i kościołowi, i nam handlującym na gminnym terenie - mówią uczestnicy protestu.