Wyzwolenie obozu koncentracyjnego w Holiszowie. Brygada Świętokrzyska NSZ uratowała kilkaset Żydówek
Holiszów to niewielka czeska miejscowość położona w pobliżu Pilzna. W 1945 roku znajdował się tam niemiecki obóz koncentracyjny, w którym pod strażą SS-manów przebywało około 1000 więźniarek - Polek, Francuzek, Belgijek, Holenderek, ale przede wszystkim Żydówek. Los tych ostatnich - mimo że wojna dobiegała końca - był przypieczętowany. Komendant obozu Gerhard Lichtenau zamierzał wykonać ostatni rozkaz z Berlina i eksterminować nieszczęsne kobiety. Wyzwolenie obozu w Holiszowie to jeden z najwspanialszych polskich epizodów II wojny światowej. Za tę akcję wszyscy żołnierze NSZ powinni dostać tytuł Sprawiedliwych Wśród Narodów Świata - pisze Piotr Zychowicz w artykule dla WP.
5 maja 1945 roku Żydówki zostały oddzielone od reszty więźniarek i SS-mani już mieli przystąpić do egzekucji, kiedy nagle rozległ się głośny okrzyk "Hurrrrrrra!" i między barakami pojawili się polscy żołnierze. Pędzili w stronę Niemców w pełnym umundurowaniu, w rogatywkach na głowach i z pistoletami maszynowymi w rękach. Na SS-manów posypały się kule i granaty. To Brygada Świętokrzyska Narodowych Sił Zbrojnych przybyła na odsiecz.
1000 ocalonych
"Pod obóz podeszliśmy lasem - wspominał porucznika Stanisław Jaworski 'Korwin'. - Moment ataku był dobrze wybrany, bo w czasie, kiedy większość załogi niemieckiej jadła obiad w jadalni. Biegiem przekroczyliśmy most i bez strzału znaleźliśmy się na terenie obozu. W czasie biegu zauważyłem w oknach budynków twarze więźniarek, których wyrazu do dziś nie mogę zapomnieć. Inna kompania wkroczyła do jadalni i rozbroiła Niemców. Tymczasem drugi batalion 204. pułku został zaangażowany do likwidacji niemieckich bunkrów z ciężkimi karabinami maszynowymi, które znajdowały się we wschodniej części obozu. Z powodu zaskoczenia akcja ta trwała krótko i zakończona została likwidacją karabinów maszynowych i wzięciem do niewoli Niemców."
Załoga obozu po około piętnastominutowej, nierównej walce skapitulowała. SS-mani podnieśli ręce do góry i rzucili broń na ziemię. Do polskiej niewoli dostało się około 200 żołnierzy wroga i piętnaście strażniczek-sadystek z SS. Wyzwolone więźniarki na początku nie mogły zaś uwierzyć w to, co się stało. Był to najszczęśliwszy dzień w ich życiu, ratunek przyszedł w ostatniej chwili.
"Naraz krzyk wstrząsa powietrzem, aż szyby do końca wylatują - relacjonowała Zofia Plebaniak. - Podnoszę głowę. Wojsko Polskie! Polacy! Nasi! Paliaki! Polonais! Powariowały - myślę wstając pomału. Chcę wyjść na podwórze. Stanęłam i skamieniałam. Rzeczywiście! Nasi żołnierze! Biegają z karabinami w garści, rozbrajają Niemców. Kobiety całują mundury, orły na ramionach żołnierzy i wszystkie ogromnie krzyczą".
Jeden z żołnierzy NSZ, który uczestniczył w tej akcji tak opisał swoje wrażenia: "Cienie ludzkie przybrane w pasiaste suknie przypadają ustami do twardych i zmęczonych rąk żołnierskich z pocałunkiem wdzięczności za odzyskaną wolność. Wolność! Czy można temu wierzyć po długich miesiącach katorgi i niewoli? Po obrazach bestialskiego bicia i dzikiego znęcania się nad więźniarkami - patrzeć dziś na oprawców błagających z płaczem o darowanie życia."
Przeznaczone do spalenia
Ośrodek w Holiszowie był filią obozu we Flossenbürgu. Urządzono go w dużych budynkach gospodarczych przerobionych na prowizoryczne baraki i otoczonych drutem kolczastym. Część kobiet, które zostały uratowane przez Polaków, wcześniej siedziała w Auschwitz, Ravensbrück i innych miejscach masowej zagłady. Stan wielu z nich był zatrważający. Były wycieńczone, zagłodzone, zmaltretowane przez SS-manów.
"Uwolnione kobiety-więźniarki wybiegły z baraków na dziedziniec, aby nas przywitać - wspominał dowódca Brygady Antoni Szacki 'Bohun'. - Radość ich z odzyskanej wolności była tak wielka, że trudno mi opisać wrażenia, jakie wtedy przeżyłem patrząc na wynędzniałe w pasiakach postacie, rozpromienione szczęściem. Zapanował niesamowity hałas, powstały z mieszaniny radosnego śmiechu, głośnego płaczu, krzyków i bieganiny. Podbiegł do mnie mój adiutant z meldunkiem, że po lewej stronie znajdują się dwa baraki, podwójnie otoczone płotem z drutu kolczastego pod prądem. Natychmiast kazałem przyprowadzić komendanta obozu i wyłączyć prąd elektryczny. Na moje pytanie o powód odizolowania dwóch baraków, odpowiedział, że na rozkaz Hitlera są w nich zamknięte więźniarki pochodzenia żydowskiego. Budynki te wraz z kobietami miały być oblane benzyną i spalone w momencie zbliżenia się wojsk amerykańskich. Zobaczyłem stojące dookoła każdego baraku beczki z benzyną.
Chciałem wejść do wnętrza, ale makabryczny widok, jaki ujrzałem, zatrzymał mnie na progu. Z mroków budynku wydostawał się potworny odór wydzielin ludzkich zmieszany z wonią rozkładających się trupów. Z tych czeluści wypełzały na światło dzienne z wielkim płaczem radości, pozostałe przy życiu kobiety. Ze słabości nie mogły ustać na nogach. Patrząc na nie myślałem nad zwyrodnieniem natury ludzkiej. W tym czasie podczołgała się do moich nóg jedna z więźniarek i zaczęła całować moje stopy. Wyciągnęła jakieś zawiniątko i podając mi powiedziała:
- Udało mi się przed Niemcami schować dolary. Chcę je panu teraz podarować w dowód wdzięczności za uratowanie życia.
Zwracając jej w gazetę zawinięte pieniądze, odpowiedziałem, że jestem już wynagrodzony tym, że udało mi się uratować tyle żyć ludzkich."
Wstrząśnięci tym co zastali w obozie, Polacy nie patyczkowali się z SS-manami. Najgorszych oprawców, których wskazały im kobiety, od razu odprowadzili na bok i na miejscu rozstrzelali. W ten sposób zginął między innymi "Kat Holiszowa", czyli sam komendant Gerhard Lichtenau.
Wkrótce wojna dobiegła końca i do miejsca stacjonowania brygady przyjechali oficerowie francuscy, belgijscy i holenderscy, aby podziękować Polakom za ocalenie ich rodaczek. Więźniarki urządziły zaś wzruszającą uroczystość ku czci żołnierzy Brygady Świętokrzyskiej, podczas której odśpiewały Mazurka Dąbrowskiego. "Odczuwałem satysfakcję z udziału w tej akcji - wspominał Czesław German 'Cygan'. - Zdobyłem broń, pojmałem jeńców, ale przede wszystkim miałem swój udział w uchronieniu przed zagładą ludzkich istnień".
Zapomniani sprawiedliwi
Całe straty Brygady Świętokrzyskiej podczas wyzwolenia obozu w Holiszowie wyniosły... dwóch rannych. Akcja została więc przeprowadzona w sposób perfekcyjny. Hasło "Holiszów" powinno wywoływać dumę. Niestety większość naszych rodaków nie ma o tym wydarzeniu pojęcia. Nie uczy się bowiem o nim w szkołach, nie pisze się w gazetach, tegoroczne obchody 70. rocznicy wyzwolenia obozu będą miały kameralny, skromny charakter.
Sytuacja ta jest kuriozalna. Trudno bowiem znaleźć wydarzenie, które lepiej dowodziłoby, że oskarżania Polaków o współudział w Holokauście to czysty absurd. Obowiązkiem władz Rzeczpospolitej jest promowanie wiedzy o wyzwoleniu obozu na całym świecie. Polski Instytut Sztuki Filmowej powinien sfinansować na jego temat epicką mega-produkcję, a rząd zwrócić się do instytutu Yad Vashem o nadanie wszystkich żołnierzom NSZ tytułu Sprawiedliwych Wśród Narodów Świata.
Tak się niestety nie dzieje. Jeden z najwspanialszych polskich epizodów II wojny światowej pokryty jest milczeniem. Dlaczego? Bo wielu wpływowym środowiskom w naszym kraju nie pasują jego główni bohaterowie, czyli żołnierze Narodowych Sił Zbrojnych. Dla lewicy żołnierze NSZ są "antysemitami" i "zoologicznymi antykomunistami". Część środowisk patriotycznych potępia zaś tę formację za zawarcie taktycznego porozumienia z Niemcami i wycofanie się z Polski u boku Wehrmachtu.
Warto jednak pamiętać, że gdyby nie ten układ większość żołnierzy NSZ zostałaby zamordowana przez NKWD. A 5 maja 1945 roku Brygada Świętokrzyska nie znalazłaby się pod Holiszowem.
Piotr Zychowicz dla Wirtualnej Polski