Wystarczyło kilkanaście minut. Wrocławianie byli wściekli, miasto postawiono na nogi w środku nocy
Mieszkańcy wrocławskich Marszowic w poniedziałek kładli się spać ze świadomością, że nad ranem zbiornik Mietków zacznie zwiększać zrzut wody do Bystrzycy. Wtedy też miały ruszyć prace nad zabezpieczaniem wałów w okolicy. Wystarczyło kilkanaście minut, by te założenia były nieaktualne, a wrocławianie wściekli. Nad ranem złość minęła - wszyscy musieli ruszyć do akcji.
Krótko przed północą prezydent Jacek Sutryk w mediach społecznościowych złożył raport powodziowy z Wrocławia. Informował, że nad ranem we wtorek zbiornik Mietków zacznie zwiększać zrzuty wody do Bystrzycy. To była fatalna wiadomość dla mieszkańców Marszowic, przez które przepływa rzeka. W tym rejonie nie ma podwyższonych wałów, osiedlu zaczęło grozić zalanie.
Plan zakładał, że ok. godz. 6-7 nad ranem żołnierze WOT oraz strażacy rozpoczną prace przy wzmacnianiu wałów. Szybko wziął w łeb, bo Tauron zwiększył zrzuty wody zaraz po północy, ledwie kilkanaście minut po wystąpieniu Sutryka. Mieszkańcy kładli się spać ze świadomością, że do rana są bezpieczni. O godz. 1 w nocy obudzi ich ciężki sprzęt.
Powódź 2024. Marszowice od złości do zjednoczenia
Mieszkańcy wrocławskich Marszowic byli wściekli. Ci, którzy czuwali przez noc, zaczęli atakować Sutryka w mediach społecznościowych. Nie wiedzieli jeszcze, że winę za całą sytuację ponosi prawdopodobnie ktoś z Tauronu.
"Doszło do niekontrolowanego przelania się wody przez koronę tamy przy należącej do grupy Tauron elektrowni wodnej Lubachów" - przekazał Tauron. - Nie zostaliśmy jako Wody Polskie poinformowani o tym zrzucie. I ta woda idzie na Marszowice. Zadziałaliśmy wczoraj wieczorem. Ponad 100 żołnierzy pojechało układać worki na wałach. Układanie worków jest utrudnione. Nie wiadomo, czy nie będzie potrzebna ewakuacja - poinformowała na konferencji z premierem prezes Państwowego Gospodarstwa Wodnego Wody Polskie Joanna Kopczyńska.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
- Informacja, którą otrzymaliśmy o zrzucie wody, o braku współpracy i kooperacji jest szokująca - skomentował Tusk i zapowiedział wyjaśnienie sprawy.
Aby służby mogły w spokoju pracować, władze miasta zamknęły dla ruchu ul. Główną i Marszowicką. Udaję się tam nad ranem i już z daleka widzę, jak poważna jest sytuacja. Sznur wojskowych ciężarówek, wozy straży pożarnej, quady i przyczepy do przewożenia piasku. Temu wszystkiemu zaniepokojeni mieszkańcy przyglądają się z mostu Marszowickiego. - Przed wodą nie ma ratunku - mówi starsza mieszkanka, która zakłada najgorszy scenariusz.
Na miejscu pojawiają się też mieszkańcy sąsiednich Stabłowic. Nie potrafią zrozumieć, dlaczego wały umacniane są tylko po stronie Marszowic. Ich bloki wybudowano ledwie kilka metrów od Bystrzycy. Niektóre z mieszkań mają nawet specjalną furtkę, która pozwala dotrzeć bezpośrednio nad brzeg rzeki. - Czy jesteśmy gorsi? - pyta młoda kobieta.
Idę dalej, w kierunku zapory na Bystrzycy. Mieszkam w okolicy, pokonuję to miejsce regularnie od kilku lat. Takiego poziomu wody nie pamiętam. - Nie śpię od godziny 1 w nocy, jak tylko usłyszałem służby. Musiałem wyciągać i przewozić sprzęt ze stodoły. Jest warty tysiące złotych - mówi starszy rolnik.
W końcu docieram do miejsca, gdzie trwa wzmacnianie wałów. Trzeba mieć oczy dookoła głowy. Z jednej strony jeżdżą ciężarówki z piaskiem, zza pleców wyłania się jakiś quad, po chwili dojeżdża samochód dostawczy z cateringiem dla służb. - Tego piasku jest za mało - narzeka jeden z mieszkańców. Tyle że co chwila dojeżdżają kolejne ciężarówki. Jestem na miejscu kilka godzin. W żadnym momencie nie ma sytuacji, by żołnierze WOT nie mieli czego wsypywać do worków.
Są też gesty chwytające za serce. Już krótko po godz. 7 mieszkańcy zaczęli organizować kawę dla zmęczonych strażaków, którzy pracowali całą noc przy wałach. Później regularnie ktoś przychodzi z prowiantem. Jedno małżeństwo przygotowało kanapki, ktoś podrzucił gotowe ciastka.
W porze obiadowej kurierzy zaczęli przywozić masowo pizzę i hamburgery. Ktoś w tłumie żołnierzy zaczął nawet żartować, że Marszowice są jak Jagodno. To tam kilka miesięcy temu dowożono pizzę wrocławianom stojącym w kolejce do głosowania w wyborach parlamentarnych.
Wrocław zmobilizowany przed wielką wodą
Jeśli coś porusza, to fakt, że przy wałach pomagają przedstawiciele każdego pokolenia. Kilkuletnie dziewczynki pomagają zawiązywać worki. Młodsi mężczyźni przenoszą worki w głąb rzeki, inni wrzucają je na przyczepy dostawczaków i quadów. Chociaż momentami sprawia to wrażenie totalnej improwizacji, to działa jak w szwajcarskim zegarku.
- Przyda się pomoc na wale. Każda para rąk jest na wagę złota - krzyczy jeden ze strażaków, gdy w południe zaczyna przybywać gapiów. Komunikaty mówią, że fala kulminacyjna ciągle dociera do Marszowic. Ostatecznie sam zaczynam pomagać. Zostaję "workowym". Podaję kolejnym żołnierzom worki, później przenoszę je na wał.
Należy docenić mrówczą pracę żołnierzy. Nawet gdy ich dowódca krzyczy "przerwa", część z nich nie odchodzi od łopat. - Przecież za chwilę zrzucą tu kolejne 20 ton piasku. Kto to rozładuje? - pyta jeden z nich. Dopisuje im świetny humor. - Młody, to jednak nie to samo co siłownia, co nie? - rzuca kolejny. - Przedtreningówkę wziąłeś? - zagaduje następny.
Nawet dzieci chwytają worki z piaskiem. - Tylko plecy prosto, jak chwytasz worek, bo możesz się urazu nabawić - słyszy jedna z dziewczyn chcąca nosić worki. Po kilku rundach zostaje "zatrudniona" do ich wiązania. - Maksymalnie po trzy, cztery łopaty piasku do worka - instruuje mnie żołnierz, gdy sięgam po łopatę.
- Jutro nie wstanę z łóżka - przyznaje po kilku godzinach pracy młody żołnierz WOT. - Jak cię nic nie boli, to znaczy, że nie żyjesz - odpowiada mu starszy kolega, ale po chwili sam dodaje, że "czuje zmęczenie w łapach".
W południe widać efekty pracy trwającej niemal od północy. Wał jest zabezpieczony, ale wtedy też pojawia się informacja, że w jednym miejscu zrobiła się wyrwa. - Koniec z sypaniem worków. Chwilowo mamy ich za dużo. Nie trzeba układać kolejnych. Potrzebni są ludzie do zasypywania wyrwy w wale. Raz, raz - pada hasło. I znów, wszystko przebiega sprawnie. Kilkadziesiąt osób idzie brzegiem rzeki, by walczyć z żywiołem.
Powódź 2024. Osiedle Malownicze wdzięczne służbom
Gdy w końcu nastaje czas przerwy na wałach na Bystrzycy, przemieszczam się w stronę osiedla Malowniczego. To ono jest zagrożone zalaniem, jeśli Bystrzyca wyleje z koryta. Mieszkańcy na facebookowej grupie od rana wymieniają się informacjami. To tam pada prośba o przywiezienie kawy strażakom, tam rusza zbiórka pieniędzy na pizzę dla służb - niektórzy wpłacają na nią kwoty rzędu 100-200 zł.
- W 1997 roku to osiedle nie istniało, więc nie mam porównania. Zaczęło się budować dekadę później. Nie sądziłam, że Bystrzyca jest tutaj takim zagrożeniem - mówi właścicielka jednego z domów.
Po osiedlowych uliczkach krążą samochody dostawcze z piaskiem. Wystarczy krótki spacer, aby zobaczyć, że praktycznie przed każdymi drzwiami garażowymi pojawiły się worki z piaskiem. Nieco dalej trwa rozbudowa osiedla. Ludzie stamtąd biorą materiał, by stworzyć zapory przed wodą. Wszyscy mają jednak nadzieję, że ich praca w pewnym sensie pójdzie na marne, że Bystrzyca nie wystąpi z brzegów i nie zaleje osiedla.
Łukasz Kuczera, dziennikarz Wirtualnej Polski
Czytaj także: