PolskaWyrok skazujący dziennikarza "Gazety Wyborczej"

Wyrok skazujący dziennikarza "Gazety Wyborczej"

Sąd Okręgowy w Opolu utrzymał w mocy
wyrok skazujący na karę grzywny dziennikarza dolnośląskiego
dodatku "Gazety Wyborczej" Mariana Maciejewskiego, oskarżonego o
pomówienie sędziów i prokuratora z Wrocławia. Proces był
utajniony, wyrok i uzasadnienie - jawne. Wyrok jest prawomocny.

22.02.2005 | aktual.: 22.02.2005 19:01

Sąd I instancji w kwietniu ubiegłego roku skazał Maciejewskiego na karę prawie 3 tys. zł. Apelację od tego wyroku złożył dziennikarz, jego obrońca i prokuratura, która domagała się dla Maciejewskiego roku więzienia w zawieszeniu i grzywny. W sprawę zaangażowała się też Helsińska Fundacja Praw Człowieka. Jej przedstawiciele uczestniczyli w procesie.

Sprawa dotyczy artykułów, w których dziennikarz pisał o nieprawidłowościach we wrocławskim sądzie rejonowym. Maciejewski opisał m.in. przypadek kradzieży kolekcji trofeów myśliwskich z budynku sądu. Podtytuł artykułu brzmiał: "Złodzieje w wymiarze sprawiedliwości". Sędziowie oburzyli się też na dwa sformułowania zawarte w komentarzu do artykułu: "Ideał sądu sięgnął bruku" i "Mafijny układ sędziowsko-prokuratorski".

Drugi z zarzutów dotyczy pomówienia prokuratora z Wrocławia. Dziennikarz opisał nieprawidłowe - jego zdaniem - decyzje prokuratora dotyczące kradzieży w sądzie.

Opolski sąd nie miał zastrzeżeń co do rzetelności pracy Maciejewskiego, natomiast miał wątpliwości co do sformułowań, których użył opisując całą sprawę.

Wolność prasy nie oznacza złotej wolności. Użyte przez oskarżonego słowa poniżyły pracowników wrocławskiego sądu - uzasadniał wyrok sędzia Jerzy Wojteczek. Dodał, że dziennikarz przy pomocy manipulacji zasugerował, że w wymiarze sprawiedliwości panuje złodziejstwo.

Praca dziennikarza wymaga szczególnej staranności. Prasa ma prawo oceniać, ale ocena ta powinna być przemyślana - mówił sędzia Wojteczek.

Maciejewski po ogłoszeniu wyroku powiedział, że nie zrezygnuje z walki o uniewinnienie. Zostałem skazany za to, co napisałem, mimo że całą sprawę mam udokumentowaną. Dlatego proces był utajniony. Dysponuję dokumentami, które kompromitują wymiar sprawiedliwości - mówił Maciejewski.

"Dziwacznym" nazwał wyrok Andrzej Rzepliński przedstawiciel Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka. Z tego wynika, że o wymiarze sprawiedliwości nie można pisać źle - mówił Rzepliński. Dodał, że taka argumentacja sądu oznacza, że socjolog, który przeprowadza ankietę i pyta ludzi, czy uważają, że istnieje korupcja w sądach i prokuraturach również popełnia przestępstwo. W tej sprawie powinna być kasacja i pomożemy dziennikarzowi walczyć dalej - zakończył przedstawiciel Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka.

Maciejewski od 1998 roku pisze o nieprawidłowościach we wrocławskim sądzie. Ujawnił m.in., że przewodniczący wydziału karnego w tym sądzie dorabiał jednocześnie jako prezes spółdzielni mieszkaniowej. Wrocławska "Gazeta Wyborcza" informowała także o trójce sędziów, którzy zarzucili przewodniczącemu wydziału karnego, że próbował wymusić na nich decyzje korzystne dla oskarżonego. Przewodniczący wydziału, którego dotyczyły zarzuty, nie pracuje już w tym sądzie.

Maciejewski ujawnił, że z biura kancelarii komornika podległego temu sądowi skradziono bardzo cenną kolekcję poroży, należącą do dwóch wrocławskich myśliwych. Były tam m.in. okazy pochodzące z XVIII wieku, należące kiedyś do książąt Radziwiłłów. Dziennikarz napisał też, że w związku z kradzieżą dokonano fałszerstwa dokumentu.

W ciągu ostatnich kilku lat w tym wrocławskim sądzie prowadzono cztery postępowania wyjaśniające dotyczące sędziów, trzy sprawy dyscyplinarne i dwie karne. Były też sprawy dyscyplinarne i karne związane z pracą komorników.

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)