Wyremontują wiatrak w Tczewie. Stał się sławny z powodu mordercy
W centrum Tczewa wkrótce ruszy remont wiatraka, który w ostatnich latach popadł w ruinę. Miasto ma nadzieję, że przyda się jeszcze lokalnej społeczności, mimo że budowla najbardziej kojarzy się teraz z mordercą dzieci. Magistrat nie zdradza, czy skazanemu mężczyźnie przypadł udział ze sprzedaży zabytku.
Wiatrak holenderski w Tczewie według niektórych źródeł został wybudowany w 1806 r., historycy uważają jednak tę datę za niepotwierdzoną. W 1983 r. razem z przyległym domem kupili go państwo Trojakowie, którzy utrzymywali go w należytym stanie do śmierci głowy rodziny, Jana Trojaka.
Rodzina wychowała tam trójkę dzieci. Sporą część dzieciństwa spędzały w wiatraku, gdzie się bawiły i grały w gry. Ich matka, Teodozja, po śmierci męża nie była w stanie utrzymać obiektu w należytym stanie. Kobieta kilka lat temu zmarła i od tego czasu miejsce popadło w zupełną ruinę.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Schody prowadzące do wejścia do wiatraka spróchniały. Oderwała się nawet tablica z napisem "Grozi zawaleniem", zaś ta z ostrzeżeniem "Wstęp wzbroniony!" została w większości zniszczona.
Podczas wizyty za wiatrakiem natrafiamy na śpiącego bezdomnego, który przygotował sobie posłanie z dykty.
- Był taki okres, że bezdomni często wchodzili do środka wiatraka, ale teraz to jest już lepiej zabezpieczone, więc piją na zewnątrz. Nie tylko oni, bo latem często też młodzież. Kiedyś tam się tak chodziło, że do kostek brodziło się w puszkach i butelkach - mówi z żalem jeden z miejscowych, który mieszka blisko wiatraka.
Spadek Piotra Trojaka
Nieruchomość po pani Teodozji odziedziczyły jej dzieci. To właśnie im przypadły pieniądze z jej sprzedaży. W ubiegłym roku wiatrak kupiło miasto za 460 tys. zł. Ratusz nie zdradza, czy część tych pieniędzy trafiła do osadzonego w więzieniu syna właścicieli, skazanego na dożywocie za zabójstwo dwóch okolicznych chłopców Piotra. Jego matka do śmierci wierzyła w jego niewinność, więc wątpliwe, by wykluczyła go z grona uprawnionych do dziedziczenia.
- Nie możemy ujawnić danych właścicieli, są to osoby prywatne - odpowiada na nasze pytanie o tę kwestię Małgorzata Mykowska, rzeczniczka tczewskiego ratusza.
Miasto nie wie jeszcze, na jakie cele zostanie przeznaczony wiatrak, wiadomo jednak, że "ma to być obiekt dostępny dla mieszkańców".
Tczew rozplanował już pierwszy etap remontu, który ma przede wszystkim zabezpieczyć budowlę przed dalszym niszczeniem. Przeznaczy na niego 1,55 mln zł, z czego 1,18 mln zł to dofinansowanie z Polskiego Ładu.
W czerwcu urzędnicy podpisali umowę z firmą Modern House. Przedsiębiorstwo musi m.in. uporządkować otoczenie zabytku, wykonać instalacje elektryczne oraz badania konserwatorskie i architektoniczne. Do tego dojdą prace budowlane i konserwatorskie. Prace powinny wkrótce ruszyć.
- Od wykonawcy oczekujemy również uzyskania pozwolenia na budowę oraz wszelkich potrzebnych uzgodnień, m.in. z wojewódzkim konserwatorem zabytków - dodaje Małgorzata Mykowska. - Termin realizacji tego zadania mija w listopadzie 2025 r.
Mieszkańcy chcieliby mieć spokój
- Ja się tu niczego fajnego nie spodziewam, po pierwsze ze względu na przepisy przeciwpożarowe, bo tam wszystko jest z drewna, a po drugie - w środku jest nisko. Te deski z daleka jakoś jeszcze wyglądają, ale jak się wejdzie do środka, to jest fatalnie, zwłaszcza jeśli chodzi o dach wiatraka. Zresztą widać, że próbują rosnąć na nim drzewa, tak samo jak na domu, w którym mieszkali Trojakowie, tam na dachu "posadziły się" brzózki. Z tym wszystkim będzie trochę roboty - mówi jeden z mężczyzn mieszkających w kamienicy obok.
I dodaje: - Tu był zawsze spokój, a jeśli tu powstanie coś popularnego, to spokoju nie będzie. Ale wątpię, żeby ktoś urządził tu np. kawiarnię.
- Ja mieszkam tu od 1971 r. i wolałabym, żeby nie było tu żadnych knajp - zaznacza inna mieszka kamienicy. - Mieliśmy tu zawsze cicho, nikt obcy nie kręcił się po podwórku, mimo że to zabytek. Wolelibyśmy, żeby ta cisza tutaj została. Tu obok swoją siedzibę mają harcerze, więc może im dać w opiekę też ten budynek? Z nimi nie mamy żadnych problemów.
Zbrodnie na tle seksualnym
Choć walorów historycznych i wizualnych wiatrakowi nikt nie odmawia, to największą sławę zyskał on dlatego, że jednym z trojga wychowanych w nim dzieci był Piotr, skazany na dożywocie za zabójstwo dwóch okolicznych chłopców.
Mieszkał z rodzicami jeszcze jako 25-latek, rencista z zawodowym wykształceniem, który nigdy nigdzie nie pracował. Nie miał też dziewczyny. Siedział sporo w wiatraku, słuchał heavy metalu, oglądał filmy grozy i poznawał tajniki satanizmu.
W 2002 r. wsiadł na rower, przejechał mostem przez Wisłę i zaatakował 10-latka w Lisewie Malborskim. Wciągnął go na pole, próbował zgwałcić, ale chłopak się bronił i w szamotaninie Trojak zadał mu kilka ciosów nożem. Dziecko wykrwawiło się niedaleko drogi.
Morderca nie trafił jednak za to do więzienia, mimo że zostawił na miejscu nóż. Śledczy złapali młodego, lekko upośledzonego chłopaka z okolic i wymusili na nim przyznanie się do winy. Pomorskie sądy go skazały i trafił do więzienia z łatką pedofila.
W 2005 r. Trojak udał się kilkanaście kilometrów za Tczew, gdzie postąpił podobnie. Zwabił 11-letniego chłopca do budynku gospodarczego i próbował zgwałcić. Ale dziecko zemdlało. Bojąc się konsekwencji, Piotr wbił mu kilka razy nóż w klatkę piersiową.
Piotr Trojak co prawda stamtąd uciekł i wsiadł w PKS, a potem przesiadł się do pociągu, ale dzięki temu, że na miejscu zbrodni widział go rolnik, śledczy złapali zabójcę jeszcze na dworcu, zanim zdążył wrócić do domu.
Za dwa zabójstwa usłyszał wyrok dożywocia. Sąd zezwolił na publikację jego personaliów. Gdy na potrzeby procesu opiniował go znany seksuolog Zbigniew Lew-Starowicz, uznał, że zachodzi u niego zaniżona ocena męskości spowodowana małym doświadczeniem seksualnym.
- To zawsze był dziwak. Ale i tak byliśmy w szoku, gdy się dowiedzieliśmy – mówią dziś dawni sąsiedzi zabójcy.
Mikołaj Podolski, dziennikarz Wirtualnej Polski
Kontakt: Mikolaj.Podolski@grupawp.pl