Wypalony dyplomata. "Kułebę odsyłają, żeby odpoczął"
Ukraińska Rada Najwyższa przyjęła dymisję Dmytra Kułeby. Jedni uważają go za najlepszego ministra spraw zagranicznych w historii Ukrainy, inni zarzucają mu bierność wobec biura prezydenta. Co do jednego panuje jednak zgoda: że konkretnych powodów dla zwolnienia Kułeby nie było.
05.09.2024 11:13
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
- Ta jesień będzie niezwykle ważna dla Ukrainy - mówił prezydent Wołodymyr Zełenski w swoim wieczornym przemówieniu, tłumacząc największą reorganizację rządu od początku rosyjskiej inwazji.
Wiadomość o dymisji ponad połowy ministrów w Kijowie odebrano bez zaskoczenia. Plotki o nadchodzących zmianach w rządzie krążyły co najmniej od kilku miesięcy. Zakładano jednak, że stanowisko straci premier Denys Szmyhal.
Ale w środę 4 września Rada Najwyższa zagłosowała za zwolnieniem m.in. ministra przemysłu strategicznego Ołeksandra Kamyszyna, wicepremierki ds. integracji europejskiej Olgi Stefaniszyny oraz ministra sprawiedliwości Denysa Maluśki.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
W czwartek, 5 września, ukraiński parlament przyjął dymisję szefa MSZ Dmytra Kułeby. To właśnie jego zwolnienie wywołało największe niezrozumienie, nawet wśród opozycji. Jedni uważają go za najlepszego ministra spraw zagranicznych w historii Ukrainy, inni zarzucają mu bierność wobec biura prezydenta. Jednak panuje zgoda, że konkretnych powodów dla zwolnienia Kułeby nie było.
- Był błyskotliwą postacią ukraińskiej dyplomacji. Miał swój duży wkład w walkę z rosyjską inwazją. Do pracy jego resortu nie było dużych zarzutów - mówi Wołodymyr Fesenko, politolog, szef Centrum Stosowanych Badań Politycznych Penta oraz członek Rady Społecznej przy Ministerstwie Spraw Zagranicznych Ukrainy.
- Nikt nie rozumie logiki tej decyzji. Wiadomość o zwolnieniu Kułeby wywołała w dyplomatycznych kręgach konsternację i nerwowość - podkreśla Sewgil Musajewa, redaktor naczelna portalu Ukraińska Prawda.
Najmłodszy minister
"Przez całe życie prześladowało mnie jedno zdanie: "Jesteś zbyt młody na to stanowisko" - opowiada Kułeba w jednym z wywiadów.
O tym, że chce być dyplomatą, podobnie jak jego ojciec Iwan Kułeba, postanawia jeszcze w liceum. Po zakończeniu prawa międzynarodowego na Kijowskim Uniwersytecie im. Szewczenki zaczyna pracę w MSZ-cie.
- To prawda, że ojciec pomógł mi zacząć. Dostałem kapitał startowy, ale to, co z nim dalej zrobiłem, zależało już tylko ode mnie - mówi Kułeba.
Przez lata pracuje w przedstawicielstwach Ukrainy przy OBWE i Radzie Europy.
- Relacje można wypracować z każdym. Klucz to rozumieć, że wszyscy jesteśmy ludźmi, lubimy dobrze zjeść i trochę wypić. Przy barszczu ze słoniną i kieliszkiem wódki niejedną sprawę dało się załatwić.
Po wyborach parlamentarnych w 2019 roku Kułeba dostał propozycję stanowiska wicepremiera ds. integracji europejskiej.
- Tekę mi zaproponował Ołeksij Honczaruk (pierwszy premier Zełenskiego - red.), który wtedy tworzył swój nowy gabinet. Powiedział, że szuka ludzi mądrzejszych od siebie. Spodobało mi się to - opowiada Kułeba. - Mnie interesowało tylko jedno pytanie: czy będziemy się integrować z Unią Europejską, czy tylko imitować? Odpowiedź brzmiała "integrować". Więcej wiedzieć nie potrzebowałem.
Po roku Honczaruk odejdzie, a Kułeba w wielu 39 lat stanie się najmłodszym szefem MSZ-tu w historii Ukrainy.
- Wtedy ojciec był ambasadorem w Armenii, więc zgodnie z prawem mieliśmy konflikt interesów. Zadzwonił do mnie i powiedział: "Przeżyłem życie, wykonałem swoją pracę. Nie stanę ci na drodze. Jesteśmy z matką gotowi wrócić do Ukrainy i bawić się z wnukami".
Wojenna dyplomacja
- Kułeba wniósł do ministerstwa nowe, menadżerskie podejście. Traktował każde zadanie jako projekt i oczekiwał szybkich efektów. To się nie podobało starej kaście, która uważała, że dyplomacja to proces, którego nie można ująć w liczbach czy tabelach. Ale młodzi i partnerzy bardzo doceniali te metody - opowiada Ołeksandr Krajew, ekspert Rady Polityki Zagranicznej "Ukraiński Pryzmat".
Miał też w zwyczaju przychodzić do pracy z francuskim buldogiem Marikiem, który został uratowany z Mariupola. Miał w gabinecie własną poduszkę.
Kułeba utrzymał się na stanowisku cztery lata. Rekordowo długo, jak na warunki ministra w rządzie czasów Zełenskiego.
- Doskonale się wpisał w nową ukraińską dyplomację. Prezydent oczekiwał zdecydowania i konsekwentności. I choć niektórzy ambasadorzy Kułeby zachowywali się wręcz agresywnie, on trzymał się dyplomatycznych ram - mówi Krajew.
"W sumie zawsze skłaniałem się ku twardym reakcjom, ale też twardo skalkulowanym. Ostatecznie jednak przekonałem się do tego stylu od kiedy zacząłem pracować z prezydentem" - wspomina Kułeba podczas jednego z wywiadów.
Po rosyjskiej inwazji Kułeba stanie się orędownikiem dyplomacji "czasu wojennego", co w praktyce będzie oznaczało używanie języka ultimatum w rozmowach z partnerami.
"W nocy z 23 na 24 lutego, leciałem ze Stambułu do Warszawy, nie mogłem powstrzymać łez. To był jedyny raz, kiedy pozwoliłem sobie na wzruszenie, bo w pełni zrozumiałem skalę tragedii, która miała się wydarzyć" - przyznaje Kułeba.
W innej rozmowie wyjaśnia: "Klasyczna dyplomacja zakłada, że zawsze musisz mieć strategię odwrotu, jeśli twój plan się nie powiedzie. W dyplomacji wojennej albo osiągniesz wynik, albo jesteś skończony".
Znaj miejsce
Grudzień 2022 roku. Spotkanie w Gabinecie Owalnym. Po prawej Joe Biden i jego doradcy, ubrani w garnitury. Po lewej Zełenski i szef jego biura Andrij Jermak, obaj jak zwykle w kolorach khaki. Kułeba wyłamuje się ze schematu: siedzi obok, ale ma na sobie szary sweter i adidasy.
Swoim ubiorem złamał wszystkie protokoły.
"Potem jeden z Amerykanów powiedział mi, że byłem pierwszym człowiekiem, którzy przyszedł na spotkanie z prezydentem USA w adidasach".
To jednak jedno z niewielu spotkań na najwyższym szczeblu, w którym później Kułeba weźmie udział. Podobnie jak jego strój w Owalnym Gabinecie, coraz mniej wpisuje się w klimat panujący przy ul. Bankowej, gdzie mieści się biuro prezydenta.
W najważniejszy podróżach Zełenskiemu towarzyszy już tylko Jermak. Coraz częściej też sam podejmuje się strategicznych dla Ukrainy negocjacji, co z kolei budzi niezrozumienie i irytacje w Kijowie, bo w tym samym czasie główny dyplomata - Kułeba - jest wysyłany do krajów Globalnego Południa. W kuluarach zaczyna huczeć od plotek, że Jermak nie ufa Kułebie, więc go odcina od najważniejszych spraw.
- Kułeba nie miał lekko. Pod rządami Zełenskiego polityka zagraniczna stała się bardzo konkurencyjnym obszarem. Biuro Prezydenta chciało przejąć dużą część polityki zagranicznej, również poszczególne ministerstwa próbowały pracować z zagranicznymi partnerami. Ale nawet w tych warunkach Kułeba pracował bardzo efektywnie - mówi Krajew.
- Mamy w Ukrainie swoisty trójpodział w polityce zagranicznej. Za najważniejszy kierunek, czyli Stany Zjednoczone, dostawy broni oraz globalne szczyty pokojowe odpowiada biuro prezydenta, czyli Andrij Jermak. Za integrację europejską i częściową euroatlantycką - Olga Stefaniszyna. Cała reszta spraw spada na MSZ - wyjaśnia Fesenko. - Przy tym Kułeba zawsze znał swoje miejsce. Wyraźnie rozumiał, że to Biuro Prezydenta wyznacza kierunki i priorytety polityki zagranicznej. Ministerstwo jest tylko wykonawcą.
Kułeba zaczął więc skupiać się na budowaniu relacji z krajami Globalnego Południa. Jesienią 2022 roku nazwał nową politykę Ukrainy "ukraińsko-afrykańskim renesansem".
- Z jego inicjatywy otworzono pięć nowych ambasad w Afryce oraz zwiększono personel dyplomatyczny w Ameryce Łacińskiej. Patrząc z perspektywy czasu, polityka Kułeby wobec Globalnego Południa odniosła spory sukces. Nie jest on spektakularny, bo w wielu krajach trzeba było zaczynać od podstaw, tłumacząc, wyjaśniać, że Ukraina nie jest częścią Rosji - ocenia Krajew.
Pierwszy następca
Pierwsze pogłoski o zwolnieniu Kułeby pojawiły się rok temu.
- Wtedy wyznał, że nie udało się jemu wykonać wszystkie zadania, które stawiał prezydent. Prawda jest taka, że wiele z nich z założenia nierealne, jak na przykład zniesienie ograniczeń na używanie zachodniej broni na terytorium Rosji. Zełenski jednak oczekuje rezultatów, jest maksymalistą - mówi Fesenko.
Nie wiadomo, co ostatecznie zaważyło na dymisji Kułeby. Według Fesenki pod jego rządami w MSZ-cie mnożyły się organizacyjne problemy, ale nie były one krytyczne. Rolę mógł też odegrać fakt, że Kułeba jest wysoko oceniany przez społeczeństwo, poziom zaufania do niego sięga 43 proc. Do Zełenskiego - 50 proc.
- Ale prawdopodobnie główną rolę odegrało emocjonalne wyczerpanie. Kułeba od czterech lat jest ministrem, z czego dwa i pół to lata inwazji. To zmęczenie może być powodem niektórych wypowiedzi Kułeby, jak choćby tej, która wywołała w Polsce skandal. Teraz Zełenski chce większej efektywności, więcej klasycznej dyplomacji. Nie jest to bezpośredni powód zwolnienia, ale w biurze prezydenta mogli zdecydować, że Kułeba musi odpocząć - mówi Fesenko.
Wszystko również wskazuje, że dymisja była planowana od dłuższego czasu. W kwietniu tego roku Andrij Sybiha, zawodowy dyplomata, który był zastępcą Jermaka został wysłany do MSZ-tu jako pierwszy zastępca ministra. Oficjalne tłumaczono, że ma pomóc Kułebie zaprowadzić porządek w resorcie.
Jednak według Sewgil Musajewej było to powolne przygotowanie do zmian w MSZ-cie.
- Andrij Sybiha dziś jest wymieniany jako najbardziej prawdopodobny następca Kułeby - wyjaśnia.
Prawdopodobnie pod kierownictwem Sybihy polityka ministerstwa niewiele się zmieni, bo nadal będzie wyznaczana z biura prezydenta. A on sam ma duże doświadczenie.
- Będzie kontynuować dotychczasową linię. Niepokojące jest to, że teraz cała polityka zagraniczna skoncentruje się w rękach Jermaka.
W Ukrainie nie od dziś zarzucają Jermakowi, że zgromadził w swoich rękach władzę porównywalną do Zełenskiego. Kolejne osoby w rządzie, powiązane z Jermakiem dodatkowo wzmacniają obawy, że biuro otacza prezydenta lojalistami, którzy nie mają własnego zdania. Inny zastępca Jermaka, Mykoła Toczycki, jest prawdopodobnym kandydatem na ministra kultury i polityki informacyjnej.
Powtórne głosowanie
Rankiem pierwszego dnia głosowania za reorganizacją rządu szef prezydenckiej frakcji Sługa Narodu poinformował o wielkim "przemeblowaniu". Jednak informacje o dymisjonowanych ministrach i ich ewentualnych następcach deputowani otrzymali w ostatniej chwili, co oznacza, że w komisjach sejmowych nie odbyły się żadne debaty.
Zakończyło się to tym, że część posłów Sługi Narodu w ogóle nie pojawiła się w Radzie Najwyższej. Ci, którzy byli, zagłosowali tylko za część dymisji. Na przykład wicepremierki ds. reintegracji terenów okupowanych Iryny Wereszczuk nie udało się zwolnić przez brak głosów.
Kiedy przyszła kolej na zwolnienie Dmytra Kułeby, marszałek Rady Najwyższej nagle przerwał posiedzenie.
- To był wyraźny sygnał ze strony frakcji Sługa Narodu, że nie są gotowi głosować za zwolnieniem tak popularnego ministra, jakim jest Kułeba. Chcieli najpierw zrozumieć logikę tej zmiany - mówi Fesenko.
Wieczorem 4 września Zełenski osobiście odbył spotkanie z frakcją. Według nieoficjalnych informacji prezydent dobił targu z własną partią. We czwartek, 5 września, odbyło się głosowanie nad Wereszczuk i Kułebą.
Krążyły plotki, że Kułeba po dymisji może wyjechać do Brukseli, gdzie zostanie ambasadorem i będzie nadzorować połączenie placówki z przedstawicielstwami Ukrainy przy UE. Źródła jednak mówią, że Kułeba odrzucił tę propozycję.
Jasne jest natomiast, że zapowiadana "wielka reorganizacja" jest tylko kosmetyczną zmianą. Większość zwolnionych ministrów dziś otrzyma nowe posady. Przykładowo Olga Stefaniszyna, zdymisjonowana wczoraj wicepremier ds. eurointegracji dziś znowu dostanie ten sam resort, a do tego ministerstwo sprawiedliwości.
- Tłumaczy się to tym, że ktoś musi dostosować ukraińskie prawo do wymogów UE - mówi Mylkoła Dawydiuk, politolog.
Z kolei bardzo chwalony Ołeksandr Kamyszyn, stracił posadę w Ministerstwie Strategicznych Gałęzi Przemysłu, żeby przenieść się do biura prezydenta. Podobnie Iryna Wereszczuk, która w administracji Zełenskiego będzie zajmować się problematyką socjalną.
- W społeczeństwie rośnie zapotrzebowanie na zmiany we władzach. Nie mieliśmy wyborów parlamentarnych i prezydenckich ze względu na wojnę. Ale to przemeblowanie nie zaspokoiło tej potrzeby. Z rządu zniknęły wartościowe osoby, a te które są lub były uwikłane w korupcję, wciąż pozostają na swoich stołkach - mówi Musajewa.
Tatiana Kolesnychenko, dziennikarka Wirtualnej Polski