PublicystykaWykuwanie gabinetu. Co będzie miało wpływ na rządowe nominacje?

Wykuwanie gabinetu. Co będzie miało wpływ na rządowe nominacje?

Szydło, Kaczyński, Macierewicz, Ujazdowski - kim będą po wyborach? Dzisiaj odpowiedź nie będzie precyzyjna, bo o nominacjach zdecyduje wiele okoliczności - pisze w najnowszym wydaniu "Do Rzeczy" Piotr Gursztyn.

Wykuwanie gabinetu. Co będzie miało wpływ na rządowe nominacje?
Źródło zdjęć: © Eastnews | Michał Dyjuk/Reporter

29.09.2015 | aktual.: 25.07.2016 17:37

Geopolityka raz zaszkodziła PiS, a teraz - zdaje się - pomoże mu w wyborach. Zaszkodziła w 2014 r., gdy w związku z wojną na Ukrainie poczuliśmy realną groźbę konwencjonalnego konfliktu zbrojnego. Odwróciły się wtedy sondaże, duża część wyborców postanowiła wesprzeć rządzących i PO zremisowała z PiS podczas wyborów europejskich. Dzisiaj czynnik zewnętrzny, zagrożenia związane z niekontrolowanym napływem muzułmańskich imigrantów, przysłuży się PiS, a nie kapitulanckiej Platformie.

To jednak zupełnie nowa sytuacja w polskiej polityce, więc trudno przewidywać, jak bardzo wzrosną notowania PiS. Czy partia ekstremalna, np. ugrupowanie Janusza Korwin-Mikkego, nie zabierze PiS części poparcia wywołanego tą zmianą? Albo jaki wpływ na wynik wyborów będzie miała postawa starych mediów - telewizji i części prasy - które całkowicie w oderwaniu od nastrojów społecznych usiłują przekonać, że fala imigrantów nie jest zagrożeniem, a rząd prowadzi słuszną politykę. Czy część wyborców ulegnie perswazji, czy też - tak jak w czasie kampanii prezydenckiej - zignoruje ten przekaz?

Trudno cokolwiek pisać o tym, kto będzie premierem, a kto ministrem. Może się okazać, że np. przewaga PiS nie będzie tak duża, aby Platformie nie udało się sklecić trójczłonowej, a może nawet poczwórnej koalicji. Wtedy partia Jarosława Kaczyńskiego wróci do punktu wyjścia z jesieni 2014 r., kiedy sądzono, że Platforma będzie rządziła kolejną kadencję, ale tak osłabiona i zdemoralizowana, że wcześniej czy później dojdzie do przedterminowych wyborów i widowiskowego rozpadu partii Donalda Tuska i Ewy Kopacz. Albo okaże się, że PiS będzie potrzebował koalicjanta, bo sondaże nie pokazują w tej kwestii nic pewnego. Jeszcze niedawno myślano, że będzie to partia Pawła Kukiza. Dzisiaj nikt w to nie wierzy, choć garstka posłów tego ugrupowania może wejść do Sejmu. Stanie się wtedy łatwym łupem dla PiS. Był też przynajmniej jeden sondaż, w którym partia KORWiN mogłaby mieć ponad 30 posłów, a PiS
sporo by brakowało do samodzielnej większości. W takiej sytuacji szefem klubu byłby Przemysław Wipler, były poseł PiS, który nadal ma dobre kontakty w starej partii. Wszystko to oczywiście pisanie patykiem po wodzie, podobnie jak dywagacje niektórych polityków PiS, że może uda się stworzyć koalicję z częścią Platformy – tą związaną z Grzegorzem Schetyną i Tomaszem Siemoniakiem. Może brak agresji w wypowiedziach obu tych polityków pod adresem PiS nie jest przypadkowy? W każdym razie daje powód do domysłów. Co ciekawe, w koalicyjnych dywagacjach polityków PiS nie występuje PSL. W partii Jarosława Kaczyńskiego panuje przekonanie, że trzeba się z ludowcami rozprawić. Wziąć odwet za „dziwny” wynik zeszłorocznych wyborów sejmikowych i przejąć pewną część struktur.

Pewna jest Szydło

Rozważania na temat kandydatur oddala też tak banalna sprawa jak kampania wyborcza. Zaangażowanych jest w nią większość potencjalnych ministrów oraz szef partii i wiceprezesi. Ewentualni partnerzy rozmów na tematy personalne po prostu się nie spotykają, bo przebywają zazwyczaj w innych częściach kraju. Skądinąd cząstkowe wyniki - liczba głosów oddanych na poszczególne osoby oraz sukcesy bądź porażki w podległych im regionach - też staną się argumentem w przyszłych przetargach personalnych.

Mimo wszystko trzeba jednak stwierdzić, że Beata Szydło nadal pozostaje kandydatem na premiera. Wielu obserwatorów, widząc postępowanie Jarosława Kaczyńskiego wobec niej, twierdzi, że to dowód na to, iż jednak nie ona będzie szefem rządu. Że prezes sam chce zostać premierem. W wersji bardziej zniuansowanej słychać, że Szydło będzie premierem tylko przez kilka pierwszych miesięcy, a potem to stanowisko zajmie Kaczyński. To hipoteza niemożliwa do weryfikacji, ale warto pochylić się nad pierwszym twierdzeniem. W razie samodzielnych rządów PiS trudno byłoby nie spełnić tej przedwyborczej zapowiedzi. Partia zbyt wiele powiedziała na temat premier Szydło, aby bez kosztów mogła się z tego wycofać.

Poza tym fakt, że Kaczyński osłabia Szydło, jest raczej argumentem w drugą stronę. Szydło nie miała wpływu na listy wyborcze poza własnym okręgiem. W PiS mówi się też, że będzie miała równie ograniczony wpływ na kształt własnego rządu. Wiadomo jednak, że już jako premier automatycznie powiększy swoje znaczenie. Jednocześnie ma bardzo dobre relacje z prezydentem Andrzejem Dudą, czyli osobą, która siłą rzeczy uniezależniła się od szefa partii. Jednak to właśnie dlatego Jarosław Kaczyński pomniejsza teraz możliwości Szydło. W tym momencie przypomina się słynna kiedyś metoda Donalda Tuska polegająca na stopniowym zmniejszaniu znaczenia wewnętrznych konkurentów, którą niektórzy nazywali metodą bonsai. Teraz coś podobnego robi z Szydło prezes PiS, ale nie po to, by ją zniszczyć, tylko by pomniejszyć jej potencjał.

Sondowanie z Macierewiczem?

Najłatwiej snuć domysły na temat składu rządu przy założeniu, że będzie to rząd wyłącznie PiS, a premierem będzie Beata Szydło. Wprawdzie większość gabinetu umebluje prezes partii, ale nie będzie ona zupełnie pozbawiona prawa weta. W przypadku pojedynczych kandydatur jej opór może być skuteczny. Szczególnie gdy uzyska wsparcie głowy państwa. W tym kontekście należy zastanowić się nad szansami Antoniego Macierewicza na objęcie Ministerstwa Obrony Narodowej. Sprawa, według naszych informatorów z PiS, wygląda następująco: wiele osób zapewnia, że słyszało, iż Kaczyński obiecał Macierewiczowi ten resort. Nikt w tej kwestii nie zaprzecza. Wielu polityków PiS było i jest niezadowolonych, że sprawa wyciekła do mediów w czasie kampanii. Niektórzy tworzą nawet teorie, że był to wyciek celowy. Albo by storpedować szanse Macierewicza, albo na zasadzie balonu próbnego. I to drugie - zdaniem ludzi z PiS - przyniosło zaskakujący efekt. Reakcja opinii publicznej była raczej spokojna, a próby PO nagłośnienia tej sprawy nie
były udane. Przeprowadzono wprawdzie po tym sondaż, gdzie PiS stracił 5 proc., ale trudno to jednoznacznie powiązać z doniesieniami o Macierewiczu.

Szydło nie ucieszyła się na upublicznienie wieści o kandydaturze Macierewicza. Nie tylko dlatego, że szkodzi to jej kampanii. Ich relacje – oboje są wiceprezesami partii – nie są dobre. Macierewicz jako jedyny głosował na jednym z posiedzeń Komitetu Politycznego PiS przeciw wytypowaniu Szydło na kandydata na premiera. Zawsze jest pytanie, czy to jedyne weto Szydło - bardzo prawdopodobne, że wsparte przez prezydenta - nie będzie dotyczyło właśnie Macierewicza. Większość partii odetchnęłaby wtedy z ulgą. Macierewicz nie jest wewnątrz PiS królem rankingów popularności, a o jego zdolnościach organizacyjnych większość ma sceptyczne zdanie.

Piotr Gursztyn

Całość tekstu do przeczytania w bieżącym numerze "Do Rzeczy"

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (139)