Wykładowca UW oskarża policję. "Potraktowano mnie jak oprycha"
- Powalili mnie na asfalt i skuli z rękami z tyłu. W radiowozie dostałem co najmniej trzy razy pięścią w twarz - twierdzi dr Rafał Suszek z Uniwersytetu Warszawskiego. Sytuacja miała mieć miejsce po marszu ONR. Rzecznik policji jednak zaprzecza.
W czwartek, w Narodowym Dniu Pamięci Żołnierzy Wyklętych, ulicami Warszawy przeszły dwie manifestacje - marsz pamięci ofiar "żołnierzy wyklętych", zorganizowany przez Studencki Komitet Antyfaszystowski, oraz pochód ONR. Podczas próby zablokowania drugiego z nich policja zatrzymała wykładowcę z Uniwersytetu Warszawskiego. Naukowiec nie kryje oburzenia.
O sprawie donosi "Gazeta Wyborcza". Dr Rafał Suszek, adiunkt w katedrze Metod Matematycznych Fizyki Uniwersytetu Warszawskiego, to jedna z dwóch zatrzymanych przez policję osób. Kilkanaście innych, które próbowały zablokować wymarsz narodowców, zostało wylegitymowanych. Wcześniej doszło do przepychanek. Relacja wykładowcy UW jest niepokojąca. - Byłem bezbronny i niewinny. A potraktowano mnie jak oprycha - powiedział.
- Kordon oddzielający ONR od pozostałych był jeszcze nieszczelny. Chcieliśmy wyjść na ulicę i zablokować marsz pod sztandarami z symbolami nienawiści. Wtedy zostałem powalony na asfalt i skuty z rękami z tyłu. Policjanci zanieśli mnie do radiowozu, a w samochodzie dostałem co najmniej trzy ciosy pięścią w twarz. Przewieziono mnie na komendę przy ul. Malczewskiego. Tam jeden z policjantów szczypał mnie w ręce. Prowokował, żebym się odwinął - opowiedział dr Suszek.
Co więcej, zapewnił, że tak tego nie zostawi. Zamierza złożyć zawiadomienie do prokuratury. W piątek po południu wykonał obdukcję.
Miał zostać zwolniony w piątek, po godz. 4 nad ranem.
Co na to policja?
- Nic nie wskazuje na to, by takie wydarzenie miało miejsce - stwierdził Sylwester Marczak, rzecznik prasowy Komendy Stołecznej Policji, odnosząc się do sprawy. Przedstawił nieco inną wersje wydarzeń.
- Podczas ustawiania kordonu jeden z uczestników manifestacji z impetem uderzył głową funkcjonariusza. Został położony na ziemi, skuty, doprowadzony do radiowozu i przewieziony na komendę. Według wstępnych ustaleń nic nie wskazuje na to, by policjanci nadużyli siły - powiedział.
Jednocześnie zaznaczył, że komenda podjęła czynności wyjaśniające. - Dokumenty przekazujemy na bieżąco prokuraturze. Jeśli doniesienie się nie potwierdzi, będziemy bronić dobrego imienia policjanta, nie wykluczamy wejścia na drogę prawną - podkreślił.
Źródło: "Gazeta Wyborcza"