Wyciek akt afery podsłuchowej. Prokurator generalny Andrzej Seremet wystąpił w sejmie
Na rozpoczynającym się w środę posiedzeniu sejmu posłowie wysłuchali informacji prokuratora generalnego Andrzeja Seremeta w sprawie działań śledczych w związku z aferą podsłuchową. Seremet oświadczył, że mówienie o przecieku jest nieuzasadnione. Poinformował ponadto, że złożono wniosek o przedłużenie śledztwa ws. afery do września. Po jego wystąpieniu, rozpoczęła się dyskusja klubów. Stanisław Piotrowicz z PiS oznajmił, że "taśmy prawdy pokazują społeczeństwu, kim są rządzący". Jego zdaniem, państwo jest w rozkładzie. - PO utopiła państwo polskie w drogim winie, ośmiorniczkach i własnej głupocie - grzmiała z mównicy Beata Kempa ze Zjednoczonej Prawicy.
10.06.2015 | aktual.: 10.06.2015 14:00
Zdaniem Seremeta, prokuratury nie można obciążać za to, że zostało popełnione przestępstwo upublicznienia akt ze śledztwa.
Podkreślił, że kodeks karny nakazuje umożliwienie stronom postępowania wglądu do akt i sporządzania kopii.
- W świetle przepisów nie istniała podstawa prawna, w imię której prokurator mógłby odmówić stronom informacji na temat danych świadków - powiedział Seremet.
- ABW oceni, czy doszło do narażenia funkcjonariuszy służb specjalnych poprzez ujawnienie ich danych - dodał.
Prokurator generalny przypomniał, że zgodę na dostęp do akt otrzymało czterech podejrzanych i 11 pokrzywdzonych oraz ich obrońcy i pełnomocnicy.
Oznajmił ponadto, że zablokowanie treści lub konta na portalu Facebook może nastąpić wyłącznie na podstawie prawa amerykańskiego.
W środę zablokowano profil "Gazety Stonoga" na Facebooku. Nadal jednak działa publiczny profil Zbigniewa Stonogi, gdzie umieścił on kilka zdjęć z zawartości akt.
- W oparciu o zebrane dowody ustalono, że podsłuchiwanie dotyczyło ok. 100 spotkań i obejmowało szeroki krąg osób - poinformował Seremet. Dodał, że podczas przeszukań ws. afery podsłuchowej zabezpieczono wiele elektronicznych nośników danych.
Prokurator generalny poinformował, że podjęto czynności dowodowe ws. opublikowania rozmowy Wojtunik-Bieńkowska.
- Prokuratura nie kieruje się kalendarzem wyborczym - podkreślił.
"Ujawnienie akt naruszyło zaufanie obywateli"
Po wystąpieniu Seremeta, w sejmie rozpoczęła się dyskusja klubów. Robert Kropiwnicki z Platformy Obywatelskiej oznajmił, że ujawnienie akt naruszyło zaufanie obywateli do prokuratury. - Być może wszystko jest zgodne z prawem, ale na pewno nie z obyczajem, a do tego prokurator generalny się nie odniósł - powiedział.
- Od roku wyciekały różne fragmenty materiałów ze śledztwa - stwierdził. Jego zdaniem, prokurator prowadzący wydawał się działać niefrasobliwie. - Należałoby skontrolować jego decyzje - mówił.
Z kolei Stanisław Piotrowicz z PiS uznał, że PO rozdzieliła funkcje prokuratora i ministra, by nie ponosić odpowiedzialności politycznej.
- "Taśmy prawdy" pokazują społeczeństwu, kim są rządzący. Państwo jest w rozkładzie - powiedział Piotrowicz. - Politycy obozy skupiają się na nielegalnym nagrywaniu, a nie na obrazie rozkładu państwa i nieudolności instytucji - dodał.
Jego zdaniem, naród jest zainteresowany wynikiem śledztwa, ale "tego które wynika z treści taśm".
- Mija rok od wybuchu afery taśmowej - wiemy, co było na taśmach i co kto zeznawał. Jak to możliwe, że prokuratura jest tak opieszała - pytał Artur Dębski z PSL.
- Ludzie boją się teraz, że ich zeznania mogą trafić do internetu - stwierdził.
"Gdzie jest rząd? To skandal!"
Stanisław Wziątek z SLD oznajmił, że tocząca się debata dotyczy wiarygodności państwa. - Powinna być prowadzona w poczuciu odpowiedzialności - zaznaczył.
- Śledztwo jest rozmyte, wlecze się i nie daje żadnych konkretnych rezultatów - powiedział.
Polityk SLD pytał ponadto: - Jak obywatel ma zaufać państwu, kiedy widzi, że nie działa ono w jego interesie? Zaznaczył, że komisja śledcza ws. afery podsłuchowej jest potrzebna.
- Premier Tusk nie miał serca do służb, premier Kopacz nie ma dla nich czasu - oznajmił Wziątek.
Beata Kempa ze Zjednoczonej Prawicy grzmiała z mównicy sejmowej: - Gdzie jest rząd? To skandal!
Oświadczyła, że prokuratorowi generalnemu "związano ustawą ręce i nogi, a teraz każe mu się pływać". - Ma być kozłem ofiarnym - dodała.
Jej zdaniem, rządzący chcą ukryć treść nagrań. - Skupianie się na wycieku ze śledztwa to odwracanie uwagi - powiedziała.
- Rząd powinien podać się do dymisji - zaapelowała.
Zdaniem niezrzeszonego posła Przemysława Wiplera, jedynym rozwiązaniem w zaistniałej sytuacji są wcześniejsze wybory. Oznajmił ponadto, że chce skrócenia kadencji sejmu.
"To państwo nie słuchaliście głosu praktyków"
- Przez wiele lat to państwo jako twórcy prawa nie byliście zainteresowani wysłuchiwaniem głosów praktyków, że dane świadków są powszechnie dostępne stronom w śledztwie - mówił w sejmie Seremet odpowiadając posłom.
Podkreślał, że prokurator prowadzący śledztwo nie może odmówić stronom postępowania udzielenia nawet informacji opatrzonej najwyższym gryfem tajności.
Jak mówił, aż do kwietnia tego roku - gdy w życie weszła przygotowana z inicjatywy b. ministra sprawiedliwości Marka Biernackiego ustawa o ochronie i pomocy świadkom i pokrzywdzonym - prokuratorzy musieli "znosić hipokryzję w prawie", które z jednej strony pozwalało utajniać dane świadków incognito, a z drugiej - nakazywało wysyłać sądowi te dane, ale w oddzielnej teczce. - Jaki sens miało takie rozwiązanie? - pytał.
- Jeśli idzie o ochronę danych adresowych, to w wyniku dyskusji w Trybunale Konstytucyjnym już dwa lata temu wnosiłem o zmianę przepisów, aby zawsze prokurator miał obowiązek chronić dane świadka, jeśli świadek o to się zwróci. Wysłałem to dwa lata temu na ręce ministra sprawiedliwości, ale inicjatywa ta nie spotkała się z aprobatą - dodał prokurator generalny.
Powtórzył on, że prokurator referent udostępniając akta śledztwa podsłuchowego uczyniła tak, jak się postępuje w prokuraturze. - To nie jest tak, że akta się daje i zapomina, komu się dało. Prokurator nie może cyzelować, ograniczać informacji, które są w aktach - także informacji dotyczących adresów świadka - powtórzył.
Seremet przyznał zarazem, że w wyniku ujawnienia akt bez zgody prokuratury "stało się źle, bo społeczeństwo ma prawo czuć zagrożenie związane ze składaniem zeznań". - Ale nie możemy pójść taką drogą, by odmawiać stronom dostępu do akt postępowania, bo to prawo jest fundamentem demokracji. Tak orzeka Trybunał Konstytucyjny, tak orzeka Europejski Trybunał Praw Człowieka i od tego nie uciekniemy - podkreślił.
Zapewnił też, że "dogłębnie zbada możliwości organizacyjne w prokuraturze", które mogą pozwolić na minimalizację ryzyka podobnych zdarzeń w przyszłości. - To kwestia uczciwości i lojalności uczestników postępowania karnego. Nie możemy nie ufać wszystkim, którym dajemy dostęp do akt - powiedział.
2 tys. stron dokumentów w sieci
Do internetu wyciekło ponad dwa tysiące stron dokumentów ze śledztwa prowadzonego w związku z podsłuchami, zakładanymi w warszawskich restauracjach. W dokumentach były między innymi adresy, numery PESEL przesłuchiwanych i stenogramy z przesłuchań polityków i podejrzanych w sprawie.
Zdjęcia dokumentów na swoim Facebooku opublikował były doradca Samoobrony Zbigniew S. Minionej nocy prokuratura postawiła mu zarzut ujawnienia tajemnicy śledztwa.
"Krąg podejrzewanych"
Andrzej Seremet przyznał wcześniej w radiowej Jedynce, że jest "krąg podejrzewanych" osób, które mogły doprowadzić do upublicznienia akt. Mówił, że wyklucza udział prokuratorów w tym działaniu. - Byłoby absolutnym absurdem przepuszczanie, że prokurator (...) fotografowałby po prostu te materiały, po to żeby je przekazać komuś, a ten ktoś miałby je upublicznić - stwierdził.
Zapowiedział, że w sejmie skoncentruje się na ostatnich wydarzeniach wokół afery podsłuchowej, a nie na niej samej. Zaproszenie go do parlamentu było bowiem właśnie z tym związane.
Kontrowersyjny biznesmen Zbigniew Stonoga zaczął przedwczoraj publikować w Internecie zdjęcia akt śledztwa dotyczącego nielegalnych podsłuchów polityków i biznesmenów w warszawskich restauracjach. Wśród nagranych osób był między innymi Jan Kulczyk w trakcie kilku spotkań z politykami. Stenogramy z tych rozmów nie są znane.
Dymisja? "Nie ma podstaw"
Seremet ocenił ponadto, że nie ma podstaw, aby podawać się do dymisji w związku z kolejną odsłoną afery. Podkreślił, że ujawnienie akt ze śledztwa nie obciąża bezpośrednio prokuratorów i nie wymaga jego rezygnacji. - To jest tak, jakby oczekiwać dymisji od ministra transportu, że doszło do katastrofy w związku z tym, iż ktoś rozkręcił tory kolejowe w lesie - mówił.
Zaznaczył, że do przestępstwa doszło poprzez ujawnienie informacji, które w sposób legalny prokurator przekazał uprawnionym do tego osobom. Przypomniał, że strony mają prawo do nieograniczonego dostępu do akt sprawy w której uczestniczą.