Wyciek akt afery podsłuchowej. Prokurator generalny Andrzej Seremet wystąpił w sejmie
Na rozpoczynającym się w środę posiedzeniu sejmu posłowie wysłuchali informacji prokuratora generalnego Andrzeja Seremeta w sprawie działań śledczych w związku z aferą podsłuchową. Seremet oświadczył, że mówienie o przecieku jest nieuzasadnione. Poinformował ponadto, że złożono wniosek o przedłużenie śledztwa ws. afery do września. Po jego wystąpieniu, rozpoczęła się dyskusja klubów. Stanisław Piotrowicz z PiS oznajmił, że "taśmy prawdy pokazują społeczeństwu, kim są rządzący". Jego zdaniem, państwo jest w rozkładzie. - PO utopiła państwo polskie w drogim winie, ośmiorniczkach i własnej głupocie - grzmiała z mównicy Beata Kempa ze Zjednoczonej Prawicy.
Zdaniem Seremeta, prokuratury nie można obciążać za to, że zostało popełnione przestępstwo upublicznienia akt ze śledztwa.
Podkreślił, że kodeks karny nakazuje umożliwienie stronom postępowania wglądu do akt i sporządzania kopii.
- W świetle przepisów nie istniała podstawa prawna, w imię której prokurator mógłby odmówić stronom informacji na temat danych świadków - powiedział Seremet.
- ABW oceni, czy doszło do narażenia funkcjonariuszy służb specjalnych poprzez ujawnienie ich danych - dodał.
Prokurator generalny przypomniał, że zgodę na dostęp do akt otrzymało czterech podejrzanych i 11 pokrzywdzonych oraz ich obrońcy i pełnomocnicy.
Oznajmił ponadto, że zablokowanie treści lub konta na portalu Facebook może nastąpić wyłącznie na podstawie prawa amerykańskiego.
W środę zablokowano profil "Gazety Stonoga" na Facebooku. Nadal jednak działa publiczny profil Zbigniewa Stonogi, gdzie umieścił on kilka zdjęć z zawartości akt.
- W oparciu o zebrane dowody ustalono, że podsłuchiwanie dotyczyło ok. 100 spotkań i obejmowało szeroki krąg osób - poinformował Seremet. Dodał, że podczas przeszukań ws. afery podsłuchowej zabezpieczono wiele elektronicznych nośników danych.
Prokurator generalny poinformował, że podjęto czynności dowodowe ws. opublikowania rozmowy Wojtunik-Bieńkowska.
- Prokuratura nie kieruje się kalendarzem wyborczym - podkreślił.
"Ujawnienie akt naruszyło zaufanie obywateli"
Po wystąpieniu Seremeta, w sejmie rozpoczęła się dyskusja klubów. Robert Kropiwnicki z Platformy Obywatelskiej oznajmił, że ujawnienie akt naruszyło zaufanie obywateli do prokuratury. - Być może wszystko jest zgodne z prawem, ale na pewno nie z obyczajem, a do tego prokurator generalny się nie odniósł - powiedział.
- Od roku wyciekały różne fragmenty materiałów ze śledztwa - stwierdził. Jego zdaniem, prokurator prowadzący wydawał się działać niefrasobliwie. - Należałoby skontrolować jego decyzje - mówił.
Z kolei Stanisław Piotrowicz z PiS uznał, że PO rozdzieliła funkcje prokuratora i ministra, by nie ponosić odpowiedzialności politycznej.
- "Taśmy prawdy" pokazują społeczeństwu, kim są rządzący. Państwo jest w rozkładzie - powiedział Piotrowicz. - Politycy obozy skupiają się na nielegalnym nagrywaniu, a nie na obrazie rozkładu państwa i nieudolności instytucji - dodał.
Jego zdaniem, naród jest zainteresowany wynikiem śledztwa, ale "tego które wynika z treści taśm".
- Mija rok od wybuchu afery taśmowej - wiemy, co było na taśmach i co kto zeznawał. Jak to możliwe, że prokuratura jest tak opieszała - pytał Artur Dębski z PSL.
- Ludzie boją się teraz, że ich zeznania mogą trafić do internetu - stwierdził.
"Gdzie jest rząd? To skandal!"
Stanisław Wziątek z SLD oznajmił, że tocząca się debata dotyczy wiarygodności państwa. - Powinna być prowadzona w poczuciu odpowiedzialności - zaznaczył.
- Śledztwo jest rozmyte, wlecze się i nie daje żadnych konkretnych rezultatów - powiedział.
Polityk SLD pytał ponadto: - Jak obywatel ma zaufać państwu, kiedy widzi, że nie działa ono w jego interesie? Zaznaczył, że komisja śledcza ws. afery podsłuchowej jest potrzebna.
- Premier Tusk nie miał serca do służb, premier Kopacz nie ma dla nich czasu - oznajmił Wziątek.
Beata Kempa ze Zjednoczonej Prawicy grzmiała z mównicy sejmowej: - Gdzie jest rząd? To skandal!
Oświadczyła, że prokuratorowi generalnemu "związano ustawą ręce i nogi, a teraz każe mu się pływać". - Ma być kozłem ofiarnym - dodała.
Jej zdaniem, rządzący chcą ukryć treść nagrań. - Skupianie się na wycieku ze śledztwa to odwracanie uwagi - powiedziała.
- Rząd powinien podać się do dymisji - zaapelowała.
Zdaniem niezrzeszonego posła Przemysława Wiplera, jedynym rozwiązaniem w zaistniałej sytuacji są wcześniejsze wybory. Oznajmił ponadto, że chce skrócenia kadencji sejmu.
"To państwo nie słuchaliście głosu praktyków"
- Przez wiele lat to państwo jako twórcy prawa nie byliście zainteresowani wysłuchiwaniem głosów praktyków, że dane świadków są powszechnie dostępne stronom w śledztwie - mówił w sejmie Seremet odpowiadając posłom.
Podkreślał, że prokurator prowadzący śledztwo nie może odmówić stronom postępowania udzielenia nawet informacji opatrzonej najwyższym gryfem tajności.
Jak mówił, aż do kwietnia tego roku - gdy w życie weszła przygotowana z inicjatywy b. ministra sprawiedliwości Marka Biernackiego ustawa o ochronie i pomocy świadkom i pokrzywdzonym - prokuratorzy musieli "znosić hipokryzję w prawie", które z jednej strony pozwalało utajniać dane świadków incognito, a z drugiej - nakazywało wysyłać sądowi te dane, ale w oddzielnej teczce. - Jaki sens miało takie rozwiązanie? - pytał.
- Jeśli idzie o ochronę danych adresowych, to w wyniku dyskusji w Trybunale Konstytucyjnym już dwa lata temu wnosiłem o zmianę przepisów, aby zawsze prokurator miał obowiązek chronić dane świadka, jeśli świadek o to się zwróci. Wysłałem to dwa lata temu na ręce ministra sprawiedliwości, ale inicjatywa ta nie spotkała się z aprobatą - dodał prokurator generalny.
Powtórzył on, że prokurator referent udostępniając akta śledztwa podsłuchowego uczyniła tak, jak się postępuje w prokuraturze. - To nie jest tak, że akta się daje i zapomina, komu się dało. Prokurator nie może cyzelować, ograniczać informacji, które są w aktach - także informacji dotyczących adresów świadka - powtórzył.
Seremet przyznał zarazem, że w wyniku ujawnienia akt bez zgody prokuratury "stało się źle, bo społeczeństwo ma prawo czuć zagrożenie związane ze składaniem zeznań". - Ale nie możemy pójść taką drogą, by odmawiać stronom dostępu do akt postępowania, bo to prawo jest fundamentem demokracji. Tak orzeka Trybunał Konstytucyjny, tak orzeka Europejski Trybunał Praw Człowieka i od tego nie uciekniemy - podkreślił.
Zapewnił też, że "dogłębnie zbada możliwości organizacyjne w prokuraturze", które mogą pozwolić na minimalizację ryzyka podobnych zdarzeń w przyszłości. - To kwestia uczciwości i lojalności uczestników postępowania karnego. Nie możemy nie ufać wszystkim, którym dajemy dostęp do akt - powiedział.
2 tys. stron dokumentów w sieci
Do internetu wyciekło ponad dwa tysiące stron dokumentów ze śledztwa prowadzonego w związku z podsłuchami, zakładanymi w warszawskich restauracjach. W dokumentach były między innymi adresy, numery PESEL przesłuchiwanych i stenogramy z przesłuchań polityków i podejrzanych w sprawie.
Zdjęcia dokumentów na swoim Facebooku opublikował były doradca Samoobrony Zbigniew S. Minionej nocy prokuratura postawiła mu zarzut ujawnienia tajemnicy śledztwa.
"Krąg podejrzewanych"
Andrzej Seremet przyznał wcześniej w radiowej Jedynce, że jest "krąg podejrzewanych" osób, które mogły doprowadzić do upublicznienia akt. Mówił, że wyklucza udział prokuratorów w tym działaniu. - Byłoby absolutnym absurdem przepuszczanie, że prokurator (...) fotografowałby po prostu te materiały, po to żeby je przekazać komuś, a ten ktoś miałby je upublicznić - stwierdził.
Zapowiedział, że w sejmie skoncentruje się na ostatnich wydarzeniach wokół afery podsłuchowej, a nie na niej samej. Zaproszenie go do parlamentu było bowiem właśnie z tym związane.
Kontrowersyjny biznesmen Zbigniew Stonoga zaczął przedwczoraj publikować w Internecie zdjęcia akt śledztwa dotyczącego nielegalnych podsłuchów polityków i biznesmenów w warszawskich restauracjach. Wśród nagranych osób był między innymi Jan Kulczyk w trakcie kilku spotkań z politykami. Stenogramy z tych rozmów nie są znane.
Dymisja? "Nie ma podstaw"
Seremet ocenił ponadto, że nie ma podstaw, aby podawać się do dymisji w związku z kolejną odsłoną afery. Podkreślił, że ujawnienie akt ze śledztwa nie obciąża bezpośrednio prokuratorów i nie wymaga jego rezygnacji. - To jest tak, jakby oczekiwać dymisji od ministra transportu, że doszło do katastrofy w związku z tym, iż ktoś rozkręcił tory kolejowe w lesie - mówił.
Zaznaczył, że do przestępstwa doszło poprzez ujawnienie informacji, które w sposób legalny prokurator przekazał uprawnionym do tego osobom. Przypomniał, że strony mają prawo do nieograniczonego dostępu do akt sprawy w której uczestniczą.