ŚwiatWybrany na buntownika

Wybrany na buntownika

W skórzanych tenisówkach, niebieskich dżinsach i smokingu Aleksander Lebiediew wygląda raczej jak zubożały kelner niż miliarder, który już wkrótce ma zatrząść rosyjską polityką. W trzęsieniu ma mu dopomóc specjalista od trzęsienia imperiami Michaił Gorbaczow. Pod koniec września ta dwójka ogłosiła, że zakłada nowe ugrupowanie polityczne – Niezależną Partię Demokratyczną. Ma zorganizować rozproszoną rosyjską socjaldemokrację i w 2011 roku powalczyć w wyborach do Dumy. Twarzą partii ma być Gorbaczow. Mózgiem i portfelem – Lebiediew.

Wybrany na buntownika
Źródło zdjęć: © AFP

Kelner rzeczywiście jest zubożały. – Czy na sali jest ktoś, kto mógłby finansowo wesprzeć fundację Czechowa? – pytał publikę Lebiediew dwa tygodnie temu podczas balu dobroczynnego w Moskwie. – Mówi to ktoś, kto właśnie wyleciał z listy najbogatszych „Forbesa”. W maju tego roku ten amerykański miesięcznik przyznał Lebiediewowi 358. miejsce na świecie, wyceniając go na 3,1 miliarda dolarów (ponad dwóch Gudzowatych). Jak sam przyznaje, w wyniku kryzysu finansowego, który dotarł do Rosji ze zdwojoną siłą, stracił już przeszło 60 procent majątku. Ale wciąż zalicza się do gatunku rosyjskich oligarchów. A nawet do unikatowego podgatunku: „oligarchów, którzy wojują z Kremlem”.

A stara babina mówiła

Rosyjska interwencja w Gruzji według 48-letniego Lebiediewa była po prostu „głupia”. – Cały sierpień i pół września straszyliśmy inwestorów. I w końcu się wystraszyli, łącznie ze mną – twierdzi. „Idiotyzmem” nazywał pomysł zorganizowania w Soczi zimowych igrzysk olimpijskich, podczas gdy rosyjska gospodarka leży. – Co my w ogóle produkujemy? Ropę i gaz – mówił we wrześniu dziennikarzom. Jako właściciel 31 procent akcji państwowego wciąż Aeroflotu kpił sobie z decyzji Kremla, który zrezygnował z zakupu najnowszych boeingów w ramach odwetu za amerykańską pomoc dla Gruzji: – Na złość mamie odmrozimy sobie ucho i nadal będziemy latać 40-letnimi tupolewami.

Przeciętny oligarcha po takich słowach musiałby się już z Rosji wynosić, ale jak pisze rosyjski publicysta Leonid Sewastianow, „Lebiediew ma państwowy patent na krytykę Kremla”. Jednak on nie tylko mówi, ale również działa. Jako współwłaściciel Aeroflotu zablokował pomoc, jakiej ta spółka miała udzielić upadającym włoskim liniom Alitalia. Na tej pomocy osobiście zależało Władimirowi Putinowi, który przyjaźni się z Silviem Berlusconim, ale ekonomiści twierdzą, że Lebiediew uratował Aeroflot przed utopieniem milionów dolarów.

Jeszcze bardziej niewygodne dla Kremla mogą być działania Lebiediewa na rynku medialnym. Na początku 2006 roku wraz z Gorbaczowem kupili 49 procent akcji dziennika „Nowaja Gazieta”. To jedyny jeszcze stosunkowo niezależny tytuł na rosyjskim rynku prasy. Lebiediew nie tylko nie próbował cenzurować antykremlowskich tekstów, ale od początku wręcz zachęcał dziennikarzy do opisywania korupcji we władzach centralnych. Gdy w październiku 2006 roku zamordowano najsłynniejsze pióro „Gaziety” Annę Politkowską, Lebiediew najpierw napisał wychwalający autorkę artykuł, w którym sugerował, że zleceniodawcy morderstwa to ludzie związani z władzami, a potem wyznaczył nagrodę w wysokości miliona dolarów za wskazanie morderców. W kwietniu tego roku należący do Lebiediewa „Moskiewski Korespondent” oskarżył Putina o zdradę małżeńską. Właściciel tłumaczył się później, że był na rybach, kiedy redakcja zamykała numer z feralnym artykułem o tym, jak to prezydent Putin zdradza żonę z o połowę młodszą mistrzynią gimnastyki
artystycznej Aliną Kabajewą. Lebiediew zapytany później o źródło tej informacji odparł, że jest nim agencja OBS, czyli po angielsku Old Babushka Says (Stara Babina Mówiła). Po kilku dniach okazało się, że „Korespondent” został zamknięty pod pozorem „nieprawidłowości finansowych”.

Kozacy po barszczyku

Ten unikatowy oligarcha walczy z Kremlem również jako polityk. W 2003 roku w wyborach na mera Moskwy był kontrkandydatem popieranego przez Putina Jurija Łużkowa. Przegrał, ale podczas kampanii wyciągnął konkurentowi, że od lat wspiera w Moskwie budowę kasyn, na których krocie zarabia miejscowa mafia. Trzy lata później Lebiediew próbował ponownie walczyć o stołeczne merostwo, ale jak sam opowiada, przyszło do niego kilku ludzi „od Putina” i przekonało, żeby wycofał kandydaturę i skoncentrował się na roli posła w Dumie.

Lebiediew tak się skoncentrował, że jego pierwszą udaną inicjatywą ustawodawczą był przepis wyrzucający kasyna poza Moskwę. W ten sposób naraził się nie tylko Łużkowowi, który publicznie przyznaje, że miałby ochotę go pobić. Podpadł też rosyjskiej mafii, która wystawiła za nim swój list gończy.

Jako poseł Lebiediew naraził się również swoim kolegom oligarchom, bo jest pomysłodawcą wprowadzenia podatku od dochodów z wydobycia ropy naftowej i gazu ziemnego. Ale akurat w tym środowisku Lebiediew już od dawna czuje się wyobcowany. Po procesie Michaiła Chodorkowskiego, który swoimi pieniędzmi wspierał opozycję i do dziś pokutuje za to w więzieniu na Syberii, niemal wszyscy oligarchowie poszli na współpracę z Kremlem.

Aleksiej Kubrin, szef dziś już znacjonalizowanego- producenta diamentów- Alrosa, jest jednocześnie ministrem finansów. Wiktor Zubkow po kilku latach premierostwa powrócił do swojej starej branży i jest szefem rady nadzorczej Gazpromu. Igor Sechin, prezes Rosnieftu, czyli naftowej wersji Gazpromu, jest wicepremierem. Do tej grupy władze zaprosiły również Lebiediewa, a gdy ten odmówił, rząd próbował znacjonalizować należącą do niego Ilyushin Finance, firmę z branży lotniczej. Lebiediew ubiegł Kreml, przekazując swoje udziały fundacji nieżyjącej już żony swojego przyjaciela Gorbaczowa – Raisy. Manewr się powiódł, bo władze nie odważyły się sięgnąć po własność fundacji walczącej z białaczką u dzieci.

Zadowolony ze współpracy z fundacją Lebiediew postanowił zaangażować się w zbieranie dla niej pieniędzy. W 2006 roku zorganizował w rodzinnym pałacu księżnej Diany imprezę dobroczynną, o której w Londynie opowiada się do dziś. Zaproszonych gości witali z drzew przebrani w XVIII-wieczne stroje statyści, wokół pałacu przechadzały się wielbłądy, służba wyprowadzała wilki na spacer, a z balkonu rezydencji śpiewał chór chłopięcy. Gdy na tarasie goście delektowali się barszczem i wędzonym jesiotrem, ze ściany lasu okalającego pałac wyłonił się szwadron kozaków. Dowódca zadął w trąbkę i prawie setka kozaków z szablami w dłoniach ruszyła na pałac. Gdy zaczęło się robić niebezpiecznie, szwadron zatrzymał się i kozacy rozpoczęli taniec hippiczny.

– Z Lebiediewem jest tak jak z tymi kozakami. W Rosji nie istnieje żadna opozycja, a władze po prostu dbają o teatrzyk dla Zachodu. Żeby się nikt nie czepiał – mówi nam Jewgienij Wolk, specjalista od Rosji w amerykańskiej fundacji Heritage. – Powierzenie roli wygadanego opozycjonisty właśnie Lebiediewowi to doskonały wybór, bo to nie jest jakiś opozycyjny kombatant w wytartej marynarce, tylko człowiek bardzo światowy.

Koledzy z KGB

Świata nauczył się na placówce w Londynie, gdzie przez cztery lata (1988–1992) był attaché ekonomicznym w stopniu podpułkownika KGB. Dostał tę posadę, bo jako jeden z niewielu obywateli ZSRR miał wtedy pojęcie o międzynarodowym zadłużeniu państw kapitalistycznych. Jak mówi, nie wykradał brytyjskich dokumentów, tylko pisał analizy gospodarcze.

W ambasadzie poznał Andrieja Kostina, dziś szefa jednej z największych instytucji finansowych w Rosji – Wnieszekonombanku. To Kostin i przyjaciele z Gazpromu pomogli Lebiediewowi rozkręcić pierwszy interes. W 1995 roku kupił niewielki National Reserve- Bank, który pod jego rządami w ciągu zaledwie roku dostał się do pierwszej dziesiątki największych banków w Rosji. Gdy w 1998 roku Rosję ogarnął kryzys gospodarczy, bank Lebiediewa jako jeden z dwóch z pierwszej dziesiątki nie zbankrutował. – Lebiediew twierdzi, że miał wtedy sporo szczęścia. Ale takie rzeczy nie zdarzają się seriami – mówi Wolk.

Lebiediew miał też dużo szczęścia, gdy udało mu się przejąć akcje Aeroflotu. „Wtedy do przetargu nie dopuszczono wszystkich. W podobny sposób został też udziałowcem rosyjskiego monopolisty energetycznego UES” – pisze Olga Krysztanowska, socjolog zajmująca się rosyjskimi elitami. W zamkniętym przetargu Lebiediew kupił akcje UES za łączną sumę 350 milionów dolarów, po 9 centów za sztukę. Kilka miesięcy później te akcje były już warte cztery razy więcej.

Gdy po 2000 roku do władzy na Kremlu doszli koledzy z KGB, Lebiediew zaangażował się w politykę. Po przegranej walce o moskiewskie merostwo wszedł do Dumy z listy prawicowej partii Rodina. Dostał pierwsze miejsce na liście, mimo że wcześ-niej nie był nawet członkiem tej partii. W Dumie szybko przeszedł do prokremlowskiej Jednej Rosji. Jak tłumaczył później, „nie miał wyboru”. Gdy Kreml wpadł na pomysł zorganizowania sobie opozycji, do tego zadania oddelegowano właśnie Lebiediewa. Do kwietnia był jednym z liderów „konstruktywnej opozycji”, czyli Sprawiedliwej Rosji, którą kieruje Siergiej Mironow, były bliski współpracownik Władimira Putina. – W Rosji system partyjny jest zupełnie sztuczny – mówi „Przekrojowi” Marek Menkiszak, ekspert Ośrodka Studiów Wschodnich. – To, czy nowa opozycyjna partia zaistnieje na scenie politycznej, zależy wyłącznie od Kremla.

Partia, którą Lebiediew zakłada razem z Gorbaczowem, ma walczyć o powrót do bezpośrednich wyborów gubernatorów, silniejszy parlament, niezależne media i sądy oraz mniejszą rolę państwa w gospodarce. Realizacja tego programu dla obecnych władców Kremla byłaby równie zabójcza jak atak kozaków na bezbronnych bogaczy zajadających się barszczem i wędzonym jesiotrem. I równie realna. Można więc przypuszczać, że wcześniej czy później zacznie się jednak taniec hippiczny. Ku uciesze widzów.

Łukasz Wójcik

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)