Wybraliśmy się na "polowanie" z Łowcami Burz. Takich widoków się nie spodziewaliśmy
Ostrzeżenie o groźnych burzach to dla mnie wystarczająca informacja, by szybko wracać do domu i zamknąć się na 4 spusty, ale… "Przemieszcza się na północny-wschód. Skręć w lewo. Szybko" - słyszę od Łowców Burz, z którymi wspólnie poluje na najciekawsze zjawiska meteorologiczne.
Z Polskimi Łowcami Burz umówiliśmy się w północnej części Krakowa. Artur i Krzysiek cały dzień byli na konferencji dotyczącej właśnie niebezpiecznych zjawisk meteorologicznych.
Gdy czekaliśmy na nich z Bartkiem (operatorem kamery), mimo godzin popołudniowych, w samochodzie było coraz goręcej. Termometr na desce rozdzielczej pokazywał 37, 38, 39, a wreszcie 40 stopni Celsjusza. To nie przypadek.
Meteorolodzy od kilkudziesięciu godzin alarmowali, że nad Polską znajduje się coraz gorętsze powietrze. Na skutek zderzenia ze zbliżającymi się zimnymi masami powietrza znad Atlantyku, mieliśmy być niebawem świadkami silnych burz, a nawet trąb powietrznych.
Gdy spotkaliśmy się w umówionym miejscu, Łowcy Burz zaproponowali, że jeden z nich usiądzie z przodu na miejscu pasażera (tak, by móc nawigować), a drugi z tyłu. Ruszyliśmy na północny-zachód od Krakowa.
- Często ludzie porównują was do amerykańskich Łowców Burz? – pytam. – Postrzegają was przez pryzmat "Twistera" – filmu z 1996 roku opowiadającego o grupie zapaleńców próbujących udoskonalić system ostrzegania przed niszczącymi tornadami?
- Czasami tak, ale tłumaczymy im wtedy, że w Stanach Zjednoczonych panują zupełnie inne warunki. Trąby powietrzne są dużo silniejsze i jest ich więcej – odpowiadają.
Ich oczy natychmiast utkwiły w laptopach i telefonach komórkowych. Śledzili mapy pokazujące wyładowania atmosferyczne i to, jak przesuwa się front burzowy nad Polską.
- Tam już tworzy się piękne kowadło. Nad Katowicami musi być 'gorąco' – komentowali przyglądając się zupełnie nie mówiącym mi nic, jako zwykłemu laikowi, białym obłokom.
W pogoni za frontem burzowym
Po niecałej godzinie jazdy byliśmy 40 km na północny-zachód od Krakowa. Na zegarkach 19:40, a nad nami wciąż dość spokojne niebo.
Zdecydowanie niespokojnie było już jednak w wielu częściach Polski. W radiu słyszymy o zniszczonych ulicach w Płocku, burzy piaskowej nad Warszawą i pozrywanych dachach w woj. warmińsko-mazurskim.
Zatrzymujemy się w szczerym polu. Po prawej stronie zboże, po lewej kukurydza. Nagle wzmaga się wiatr, chmury zaczynają przemieszczać się coraz szybciej, a w oddali widać pierwsze pioruny.
Znów zastanawiam się, czy pchanie się w sam środek burzy i gonienie jej przez kolejne miejscowości to dobry pomysł. Dopytuję, czy nie jest tak, że również w Polsce niebezpieczne i silne zjawiska meteorologiczne pojawiają się coraz częściej.
- Przede wszystkim zdecydowanie więcej się o nich mówi i częściej się je pokazuje – tłumaczy Krzysztof Piasecki z Łowców Burz.
Jego zdaniem, liczba zagrożeń płynących z natury nie wzrosła nad Polską w ostatnich latach.
- Każdy ma jednak telefon i internet. Natychmiast robimy ujęcia tragedii, która wydarzyła się w okolicy i informujemy o tym cały kraj. To tworzy wrażenie, że drzewa z korzeniami wyrywane są coraz częściej, ale nie do końca jest to prawda – podkreśla.
Wszystko bzdura
W życiu słyszałem setki teorii, szczególnie tych dotyczących wyładowań. "Jak widzisz, że walą pioruny, wyłącz telefon… nie jedź samochodem, wyłącz silnik i radio. Schowaj się pod wiatę, albo jakieś drzewo. Stań tak, żeby nogi…"
- Absolutnie nie wyłączamy telefonów. One wcale nie ściągają piorunów. A jeśli w czasie burzy coś się komuś stanie, telefony mogą pomóc nam uratować mu życie, bo szybko będziemy mogli wezwać pomoc – mówi Artur Surowiecki.
Artur to nie tylko członek Łowców Burz, ale prezes ich stowarzyszenia Skywarn Polska. O pogodzie, chmurach, burzach czy wietrze wie dosłownie wszystko. W kilku zdaniach obala więc większość mitów, których w całym życiu nasłuchałem się o piorunach.
- Włączone radio zupełnie nic nie zmienia. Ogólnie w samochodzie wcale nie jest niebezpiecznie. Kiedy zbliża się burza i bardzo silny wiatr, najlepiej stanąć gdzieś w środku niczego ustawiając samochód przodem do wiatru. Wtedy nie przewrócą go nawet silne podmuchy – podkreśla Artur. - Pioruny ściągane są przez wysokie, a szczególnie spiczasto zakończone przedmioty - dodaje.
A jeśli już faktycznie piorun trafi w nasze auto? – Powinno to zadziałać w ten sposób, że wyładowanie spływa po karoserii. Ładunek elektryczny rozprzestrzenia się równomiernie i rozładowuje w miejscu, gdzie opony stykają się z powierzchnią ziemi – stwierdza prezes stowarzyszenia Łowców Burz.
Siedząc podczas burzy w aucie, starajmy się jednak unikać dotykania metalowych części pojazdu. Kontakt z materiałami przewodzącymi prąd może być akurat niebezpieczny.
Bywa jednak i tak, że burza złapie nas na spacerze i schowanie się w samochodzie nie wchodzi w grę. Wtedy najlepszą opcją jest na przykład przykucnąć, złączyć nogi razem i usiąść na plecaku. Bieganie, przebywanie wysoko w górach czy na wodzie, to zdecydowanie najgorsze ze wszystkich możliwości.
Mezoskalowy układ konwekcyjny
Dojeżdżamy na miejsce, z którego teoretycznie z bliska, ale jednak w bezpiecznej odległości, oglądamy przemieszczający się front.
Łowcy Burz tłumaczą nam, że zawsze starają się być "jak najbliżej, ale nie za blisko burzy". Chodzi o to, by móc obserwować i analizować zachowanie poszczególnych zjawisk, ale nie ryzykować własnym życiem i zdrowiem.
- Uzależniamy to od prognozowanych warunków meteorologicznych. Mamy doświadczenie i staramy się oszacować, na ile powinniśmy sobie pozwolić. Czasem lepiej zachować odległość kilku kilometrów, a innym razem możemy próbować dostać się wewnątrz burzy – przyznaje Artur.
Tłumaczy, że największe zagrożenie tworzy zawsze mezoskalowy układ konwekcyjny z linią szkwału lub superkomórka. Z taką sytuacją mamy do czynienia, gdy zimny prąd powoduje wynoszenie ciepłych mas powietrza.
Łowcy Burz co chwilę dostrzegają na niebie rzeczy, których ani ja ani Bartek (operator) nie widzimy. Chwilę przed tym gdy zrobiło się ciemno i pochmurno, na niebie było widać błękitne niebo i pojedyncze białe chmury. Jak wyczytać z nich, że zbliża się potężna burza?
Jak powstają burze?
Okazuje się, że ważne są wartości (np. temperatura, wilgotność) w całym pionowym profilu troposfery, a nie tylko to, co widzimy blisko ziemi. Gdy świeci słońce, nagrzewa się dolna część troposfery. W momencie, gdy pojawia się front, wypycha gorące powietrze do góry.
- Ono unosi się i szybko powstają chmury kłębiaste cumulonimbus, które mają wysokość nawet 12-15 km. I takie chmury powodują gwałtowne zjawiska. Na przykład są tam bardzo szybkie ruchy wznoszące i powstaje grad. Zanim spadnie on na ziemię, może tam przebywać nawet 15-20 minut, a w tym czasie się rozrasta. Gdy spada, ma już wielkość nawet kurzego jajka - podkreślają Łowcy Burz.
A wiatr? To on odpowiada przecież za największe szkody, czyli pozrywane dachy i połamane drzewa.
- Na porywisty wiatr największy wpływ ma chwiejność termodynamiczna. Im więcej ciepłego i zasobnego w wilgoć powietrza, które znajduje się w dolnej części troposfery, a będzie wznosić się do góry, tym większe ryzyko bardzo gwałtownych i niszczycielskich porywów wiatru - dodają.
Dzięki pościgowi jaki odbyliśmy z Łowcami Burz, nie tylko zobaczyliśmy na własne oczy kłębiące się ciemne chmury i poczuliśmy we włosach wiatr pędzący z prędkością około 100 km/h.
Zrozumieliśmy przede wszystkim skąd biorą się te zjawiska, i że nawet będąc specjalistą w tej dziedzinie, warto zachować rozsądek i bezpieczeństwo.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl