ŚwiatWyborcze karuzele Putina. Tak się fałszuje wybory w Rosji

Wyborcze karuzele Putina. Tak się fałszuje wybory w Rosji

Fałszowanie protokołów, iPhony za głosowanie czy po prostu ordynarne wpychanie kart wyborczych do urn. Technik fałszowania wyborów w Rosji jest bez liku. W niedzielę wszystkie pójdą w ruch.

Wyborcze karuzele Putina. Tak się fałszuje wybory w Rosji
Źródło zdjęć: © PAP/EPA
Oskar Górzyński

Powszechnie uważa się, że Władimir Putin nie musi fałszować wyborów, bo wygrałby je i bez tego. A jednak w Rosji fałszerstwa są nagminne, ordynarne i w niektórych miejscach przeprowadzane na wielką skalę. Dlaczego?

- Owszem, Putin mógłby wygrać bez fałszerstw, ale też musi uważać, by nie wyhodować na własnej piersi żmiji. Gdyby dobry wynik uzsykał jeden z kandydatów, mógłby w przyszłości urosnąć w siłę i stanowić realne zagrożenie dla Putina - odpowiada Mateusz Bajek, ekspert Global.Lab, który wielkrotnie pełnił rolę obserwatora wyborów w byłych krajach ZSRR.

Dlatego proces ustawiania wyborów w Rosji zaczyna się na długo przed głosowaniem. Głównym sitem, mającym nie pozwolić na jakiekolwiek zagrożenie ze strony opozycji jest sam system. Media, wymiar sprawiedliwości, prawo wyborcze - wszystko skonstruowane jest tak, by opozycję zdusić w zarodku. Dlatego w obecnej kampanii pierwszy akt fałszerstwa miał miejsce już w ubiegłym roku, kiedy do kandydowania nie dopuszczono - ze względu na skazujący wyrok sądu - głównego rywala Putina, Aleksieja Nawalnego.

Dosypują, zastraszają, kręcą karuzelę

Nie oznacza to, że zaniedbywane są bardziej "tradycyjne" techniki manipulacji już w lokalach wyborczych. Jak mówi Bajek, stosuje się ich potężny wachlarz. Jedną z bardziej popularnych metod jest zwykłe zmuszanie do głosowania. Zmusza się studentów, pracowników instytucji publicznych i państwowych firm.

- Oni potem muszą pokazywać przełożonym zdjęcia z lokalu, albo przyjść do lokalu, gdzie będzie osoba, która będzie to kontrolować. Niekoniecznie trzeba im mówić, by głosowali na Putina, bo chodzi o to, by robili frekwencje i legitymizowali te wybory. Ale jeśli ludzie są pozbawieni realnego wyboru, to i tak zagłosują na tego, kogo znają, czyli na Putina - mówi Bajek.

Ale są też bardziej bezpośrednie sposoby. Jak na przykład ordynarne wrzucanie głosów do urn. I nie przeszkadza tutaj fakt, że teoretycznie rosyjskie prawo zapewnia transparentność wyborów: są przezroczyste urny i transmisje na żywo w internecie. Podczas ostatnich wyborów parlamentarnych, kamery zarejestrowały co najmniej kilka takich przypadków. Ale nie ma to znaczenia.

- Wrzuca się je różnie: paczkami, sztukami, a potem to się wpisuje w protokół. Jeżeli komisja złożona jest z nauczycieli, którzy chcą zachować pracę, to nikt nie będzie robił problemu. Bo co oni mogą zrobić, jeśli dyrektor mówi im, że jeśli wynik nie będzie odpowiedni, to nie będzie remontu, albo w ogóle stracą pracę? - pyta ekspert.

Do tego dochodzą słynne karuzele wyborcze: grupy ludzi ze sfałszowanymi dokumentami, chodzący od lokalu do lokalu i głosujący po kilka lub kilkanaście razy. Wariantów karuzeli jest wiele. Czasami, po okazaniu pewnego symbolu (np. naklejki na dowodzie) od członków komisji dostają oni po kilka kart do głosowania. Innym razem, głosujący wchodzi do lokalu z wypełnioną kartą wyborczą, a wychodzi z pustą. W republikach takich jak Czeczenia czy Dagestan jeden człowiek może głosować za całą rodzinę lub nawet całą wioskę.

Ręczne sterowanie

Ale zdaniem Bajka, naczęściej stosowaną metodą jest ta najprostsza i najmniej spektakularna: fałszowanie protokołów.

- Widziałem to dwa razy w wywborach na Białorusi. Ludzie z komisji udawali, że liczyli głosy, ale potem do protokołu wpisywali "swoje" liczby. W jednym lokalu mieliśmy 300 głosów na Łukaszenkę i 150 głosów dla opozycji. Ale szefowa komisji wpisuje 400 i 50. Zrobiła to na moich oczach - mówi Bajek. - To było na Białorusi, ale tak samo wygląda to w wielu regionach Rosji - dodaje.

W inny sposób dokonuje się "kradzieży" głosów. Wtedy nikt nie wymyśla arbitralnie wyników, a jedynie wsuwa część głosów zgromadzonych w jednej stercie do drugiej sterty. Frekwencja i liczba oddanych głosów wówczas się zgadza.

- Zazwyczaj robi się to szybko i jeśli uważnie się nie patrzy, można to przeoczyć - mówi Bajek. - Często nie zauważają tego doświadczeni obserwatorzy.

W niektórych okręgach fałszerstwa są do bólu oczywiste. Zdarzają się przypadki, że w jednym okręgu, wyniki we wszystkich komisjach wyborczych są identyczne lub niemal identyczne. To nie tylko statystycznie niemożliwe, ale pokazuje też, że w niektórych regionach wyniki wyborów są odgórnie wyznaczone, w całkowitym oderwaniu od rzeczywistej liczby głosów. Według matematycznej analizy analityka Borysa Owczinnikowa, w wyborach parlamentarnych w 2016 roku do takich fałszerstw dochodziło w co najmniej 11 z 92 podmiotów Federacji Rosyjskiej.

Ale dominujące metody fałszerstw różnią się między rosyjskimi regionami. W niektórych miastach i regionach wybory są czyste. To tradycyjnie głównie północ Rosji, duże ośrodki oraz Jekateryngburg na Uralu. W Tatarstanie, Czeczenii, czy Dagestanie główną metodą jest ręczne "rysowanie" wyników. Natomiast na prowincji, w Saratowie, czy w Penzie najczęstszym sposobem fałszerstw jest dosypywanie kart.

Jednym z najbardziej nieuczciwych miejsc jest natomiast Sankt Petersburg. To co prawda jedno z najbardziej liberalnych i europejskich miast Rosji, ale to również rodzinne miasto Putina.

- W Petersburgu masowo kradnie się głosy. Moja koleżanka, która pracowała podczas ostatnich wyborów prezydenckich w jednej z petersburskich komisji opowiadała, że w u niej wygrał wówczas Prochorow. Ale już rano w protokole okazało się, że wygrał jednak Putin - opowiada Bajek.

Frekwencyjny wyścig

W tegorocznej kampanii, głównym zmartwieniem Kremla nie jest sam wynik wyborów, lecz frekwencja. Potrzebna jest ona po to, by dać odpowiednią legitymację władzy Putina. Ale że wyniki są z góry przesądzone, nie jest łatwo zaciągnąć ludzi do urn. Według badania centrum Lewady, jedynie 28 procent Rosjan jest w pełni przekonanych, że pójdą do urn. Kolejne 30 deklaruje, że raczej to zrobi. Problem w tym, że cel Putina jest jasny: frekwencja na poziomie co najmniej 70 proc.

Dlatego na Kremlu podjęto całą serię działań zmierzających do podniesienia frekwencji: zadbano o to, by wystartowała w nich atrakcyjna kobieta - celebrytka Ksenia Sobczak. Wyprodukowano też sugestywny klip wyborczy zachęcający do głosowania, w którym straszy się Rosjan, że jeśli nie pójdą na wybory, to nowy prezydent nakaże im przyjąć geja do mieszkania. Do głosowania zachęcają billboardy, kartony mleka, a nawet bankomaty.

Ale są też bardziej nowatorskie metody. Zorganizowano konkursy, w których wygrać można iPhone'a, rowery, hulajnogi czy piłki. Aby wziąć udział w głosowaniu trzeba przysłać zdjęcie z lokalu wyborczego. Czy to wystarczy, by skłonić Rosjan do głosowania? Być może. Ale nawet jeśli się nie uda w ten sposób, to rosyjskie władze pokazały, że mają cały wachlarz alternatywnych metod.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (87)