Wyborca za dychę
Niedzielne wybory parlamentarne były nie
tylko walką o głosy elektoratu, ale także o milionowe subwencje z
budżetu państwa - pisze "Trybuna".
Coroczna subwencja na działalność ugrupowań politycznych wyniesie 87 mln 581 tys. zł. To o 27 mln 660 tys. zł więcej niż partie otrzymały w 2004 r. i prawie 51 mln zł więcej niż dwa lata temu. W ciągu czteroletniej kadencji - czytamy w gazecie - z budżetu do polityki przepłynie najprawdopodobniej aż 350 mln zł.
Doroczna subwencja przysługuje partiom, które w wyborach cieszyły się co najmniej 3-proc. poparciem. Każdego przekonanego w kampanii obywatela można więc przeliczyć na pieniądze. Jeden głos, to dla partii zysk od 4 do 10 zł rocznie - wszystko zależy od wyborczego wyniku.
Po tegorocznych wyborach największą subwencję dostanie PiS. Partia braci Kaczyńskich zgarnie roczną subwencję w wysokości 22 mln 186 tys. zł. Niewiele mniej otrzyma PO - 20 mln 840 tys. zł.
Samoobrona zarobi na niedzielnym głosowaniu 11 mln 792 tys. zł, a SLD - 11 mln 707 tys. zł. Ciesząca się niecałym 8-proc. poparciem LPR weźmie 8 mln 706 tys. zł, a PSL - 7 mln 753 tys. zł - wylicza dziennik.
Na subwencję załapie się też pozaparlamentarna SdPl. Partia Marka Borowskiego przekroczyła bowiem 3-proc. próg wyborczy. Przysługują jej 4 mln 593 tys. zł rocznie.
To nie wszystko, co obywatele będą musieli wkrótce wypłacić partiom politycznym - informuje "Trybuna". Komitetom wyborczym przysługuje bowiem jednorazowa dotacja - zwrot kosztów poniesionych w kampanii. A te w 2005 r. też należały do rekordowych. (PAP)