Wulgaryzmy na proteście. Prawomocna decyzja sądu ws. studentki
Sąd Okręgowy w Gdańsku w czwartek prawomocnie uniewinnił studentkę Julię Landowską, która została obwiniona o używanie wulgarnych słów w trakcie protestu. Kobieta w 2021 roku brała udział w manifestacji w sprawie wyroku TK dotyczącym aborcji. Sąd I instancji wymierzył jej grzywnę.
Sędzia Sądu Okręgowego w Gdańsku Anna Czaja uzasadniając wyrok wskazała, że "sąd odwoławczy nie dopatrzył się społecznej szkodliwości zachowania obwinionej, która w większej grupie dała upust swojej frustracji, bezsilności, wściekłości i braku zgody na ten rodzaj decyzji władzy publicznej".
Studentka uniewinniona
W uzasadnieniu dodała, że problem, którego to rozstrzygnięcie dotyczyło, jest ważki i nikogo, jak stwierdziła, do tego nie trzeba przekonywać.
- Sąd odwoławczy doszedł do przekonania, że zachowanie obwinionej z powodu braku społecznej szkodliwości nie stanowiło wykroczenia i ją uniewinnił - uzasadniała sędzia.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Do zdarzenia doszło w 2021 roku. Studentka medycyny Julia Landowska (zgodziła się na publikację danych - PAP), wraz z koleżankami brała udział w jednym z gdańskich protestów po wyroku Trybunału Konstytucyjnego w sprawie aborcji z października 2020 roku.
Policja zarzuciła kobiecie, że używała w miejscu publicznym słów nieprzyzwoitych: "J… PiS". Rok później sąd skazał ją zaocznie, wyrokiem nakazowym, na grzywnę w wysokości 50 zł za używanie w miejscu publicznym wulgarnych słów.
We wrześniu ub. r. Sąd Rejonowy Gdańsk-Południe uznał winę obwinionej, ale odstąpił od wymierzania kary. Pełnomocnik Landowskiej wniósł odwołanie od wyroku. Złożył także skargę do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu.
- W naszej ocenie zachowanie Julii, po uwzględnieniu kontekstu sytuacyjnego i okoliczności podmiotowych nie powinno spotkać się z sankcją karną - podkreśliła w trakcie rozprawy pełnomocnik obwinionej adw. Anna Niestępska.
Zaznaczyła, że jest to daleko idące ograniczenie jej swobody wyrażania poglądów. - Być może były one radykalne, ale wyjątkowe czasy wymagają tego, żeby sięgać po wyjątkowe środki - stwierdziła.
Protestowała sto dni
Obecna na czwartkowej rozprawie Julia Landowska zaznaczyła, że "czuje się pewnego rodzaju reprezentantką wszystkich osób w Polsce, które usłyszały podobne zarzuty po protestach".
- Ludzie wychodzą na ulice gdy czują, że ich wartości, w które głęboko wierzą są w niebezpieczeństwie, że ich prawa są zagrożone, albo gdy nie zgadzają się z decyzjami rządzących. Odnosi się to zarówno do strajków kobiet, jak i do Marszu Wolnych Polaków - stwierdziła.
- Nie wyszłam na ulicę bo miałam za dużo czasu, energii, czy po prostu chciałam sobie wykrzyczeć wulgaryzmy - podkreśliła i dodała, że protestowała codziennie. - Nasz protest trwał przez ponad sto dni, a potem przekształcił się w Fundację Widzialne, która działa już ponad dwa lata - wyjaśniła.
Czwartkowy wyrok jest prawomocny.