Wstrząsające morderstwo 6‑letniego Olka. Są nowe informacje
Nowe informacje w sprawie zabójstwa 6-letniego Olka. "Fakt" dotarł do nowych okoliczności tej wstrząsającej zbrodni. Grzegorz Borys i jego żona mieli być w trakcie rozwodu.
10.01.2024 15:40
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
20 października ubiegłego roku Grzegorz Borys, były wojskowy, zamordował swojego 6-letniego syna Olka. Taka jest wersja śledczych, jednak wciąż prowadzone jest postępowanie w tej sprawie.
Ciało dziecka znalazła matka. Podejrzanym został jego ojciec Grzegorz Borys. Mężczyzna uciekł z miejsca zbrodni. Był poszukiwany listem gończym i Europejskim Nakazem Aresztowania. Później pojawiły się informację o wyłowieniu ciała Borysa ze zbiornika Lepusz w Gdynii.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Zdaniem biegłych bezpośrednią przyczyną śmierci mężczyzny było utonięcie. W trakcie sekcji ujawniono na przedramionach, udach oraz na szyi płytkie powierzchowne rany cięte charakterystyczne dla osób podejmujące próby samobójcze.
Ponadto, na skroniach ujawnione zostały dwie rany od postrzału z broni pneumatycznej, prawdopodobnie na sprężony gaz, niemające związku ze śmiercią.
Rodzice Olka nie mieszkali razem
Polska uważnie śledziła tę sprawę. Podczas postępowania wciąż pojawiały się informacje. "Fakt" dotarł do nowych okoliczności. Według rozmówców gazety, w dniu morderstwa, rodzice chłopca nie mieszkali razem, a 6-letni Olek był u ojca (Grzegorza Borysa) na tzw. nocowaniu.
Kobieta wyprowadziła się do rodziców. - Zamieszkała tam z dziećmi. Karolina i Grzegorz później jeszcze przez jakiś czas próbowali ratować małżeństwo. Grzegorz zamieszkał nawet z żoną u jej rodziców, ale to niczego nie poprawiło. On musiał się stamtąd wyprowadzić – powiedział rozmówca "Faktu".
Feralną noc Olek miał spędzić noc u ojca. - Mama zawsze dawała mu telefon komórkowy, by mieć z nim kontakt. Tak było i wtedy, tego strasznego 20 października. Olek miał przy sobie telefon. Nocował akurat u ojca – opowiada "Faktowi" znajomy rodziny.
Synek nie odbierał
Matka próbowała dodzwonić się do synka, ale ten nie odbierał. Wtedy zaniepokojona zwolniła się z pracy, by pojechać do mieszkania przy ul. Górniczej – stwierdzi informator "Faktu".
– Chłopiec był w łóżku, wiemy, że próbował się bronić, zasłaniać rączkami, świadczą o tym rany na wewnętrznych częściach rąk – przekazał inny rozmówca - [ojciec. przyp.red.] rozciął mu krtań, mógł na tym zakończyć, ale próbował dalej, obrażenia były straszne, może się pani tylko domyślać, co chciał mu zrobić - dodał.
Postępowanie w tej sprawie nadal trwa.
Źródła: Fakt.pl, WP