Chciał tylko wyjąć czapkę. Tragiczne doniesienia z Giżycka
Przez półtorej godziny nad mazurskimi jeziorami wiał wiatr o sile 7 stopni w skali Beauforta, z którym cześć żeglarzy sobie nie poradziła. Doszło też do tragicznego wypadku - mężczyzna wskoczył do wody, by wyjąć czapkę i doznał zatrzymania krążenia. Zmarł w szpitalu w Giżycku - potwierdziła WP.
Dyżurny Mazurskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego (MOPR) Karol Dylewski powiedział PAP, że w czwartek po południu na mazurskich jeziorach, zwłaszcza w okolicach Sztynortu, doszło do kilku niebezpiecznych sytuacji i jednej tragicznej. Związane to było z silnym wiatrem, którego siła dochodziła do 7 stopni w skali Beauforta. Mimo że na godzinę przed załamaniem pogody migały maszty ostrzegania pogodowego i wydano ostrzeżenie meteorologiczne, nie wszyscy żeglarze schronili się w portach.
- Jednemu z żeglarzy pod Mostem Sztynorckim silny podmuch wiatru zwiał czapkę do wody, a on za nią wskoczył. Nie miał siły, by dopłynąć do jachtu, załoga podjęła go z wody bez oznak życia i rozpoczęła masaż serca. Wezwano nas na pomoc, nasi ratownicy rozpoczęli masaż z użyciem defibrylatora, potem dowieźliśmy do tej łodzi ratowników z karetki kołowej. Udało się przywrócić panu akcję serca - powiedział PAP Dylewski. Mężczyznę przewieziono do szpitala w Giżycku, gdzie zmarł - powiedziała Wirtualnej Polsce st. post. Magdalena Hrynkiewicz z Komendy Powiatowej Policji w Węgorzewie.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Inny załogant tego jachtu, prawdopodobnie na skutek stresu, źle się poczuł i zasłabł. Inna karetka także i jego odwiozła do szpitala.
- Silny podmuch wiatru uderzył bomem w głowę kobietę na łodzi, przez co na chwilę straciła przytomność. Upadając, uderzyła głową o burtę. Została ona zaopatrzona, jej życiu nie zagraża już niebezpieczeństwo - powiedział PAP Dylewski.
Ratownicy biją na alarm
Na Śniardwach z warunkami pogodowymi nie radziła sobie załoga łodzi, której fala zalała silnik i przez to stracili sterowność. Kuter MOPR holował ją do brzegu. W trakcie holowania zerwała się jednak lina i łódź zaczęła dryfować. - Na szczęście dryfowali w stronę portu, gdy nasza załoga była już blisko pomógł im inny jacht, bezpiecznie dotarli do portu - podał Dylewski.
Inna załoga zaplątała się w boję kardynalną - ratownik MOPR przez telefon instruował załogantów, co mają robić i udało im się uwolnić. Kolejni niedoświadczeni żeglarze na jeziorze Mamry nie umieli poradzić sobie z trudnymi warunkami. - Nie mieli pojęcia co robić, jak zrzucić żagiel, nie wiedzieli nawet, na jakiej łodzi pływają. Ponieważ nasza załoga w tej okolicy prowadziła akcję reanimacyjną, przez telefon udzielaliśmy im instrukcji, co mają robić. Na szczęście wykonywali polecenia i udało im się schronić. Na tej łodzi było siedem osób - dodał Dylewski.
Ratownicy MOPR apelują do żeglarzy, by kategorycznie stosowali się do ostrzeżeń pogodowych, obserwowali warunki atmosferyczne i krytycznie oceniali swoje umiejętności żeglowania. - Wszyscy dziś mieli czas, by się schronić, a nie wszyscy to zrobili - podkreślił Dylewski.
Służby w akcji
Do godziny 18 w czwartek strażacy Państwowej Straży Pożarnej odebrali 226 zgłoszeń dotyczących usuwania skutków silnego wiatru - poinformował PAP rzecznik KG PSP Karol Kierzkowski. Najwięcej było ich w woj. kujawsko-pomorskim - 65, w warmińsko-mazurskim prawie o połowę mniej - 39.
Jak przekazał Kierzkowski, w mazowieckim strażacy takich zgłoszeń otrzymali 29, w pomorskim 20, a w wielkopolskim 14. Najmniej zgłoszeń płynęło z woj. zachodniopomorskiego - było ich tam 12.