Wschodząca gwiazda Republikanów odchodzi na emeryturę. Koniec Paula Ryana
Paul Ryan przez całą swoją karierę był uznawany za największą nadzieję Partii Republikańskiej i murowanego kandydata na prezydenta. Aż w końcu przeszedł na emeryturę - w wieku 48 lat. Miał dość Trumpa i uosabianej przez niego polityki.
Paul Ryan do Kongresu przychodził jako idealistyczny i energiczny 28-latek z misją głębokiej reformy systemu, ograniczenia długu i otwarcia partii na imigrantów. W międzyczasie stał się wschodzącą gwiazdą partii, kandydatem na wiceprezydenta, a w końcu trzecią najważniejszą osobą w państwie. Odchodzi jako zmęczony kompromisami spiker Izby Reprezentantów; przywódca radykalizującej się partii, który zostawia po sobie rekordowe deficyty i który zamiast reform ostatnio znany był głównie z podlizywania się prezydentowi, którego nienawidzi.
W środę Ryan ogłosił, że nie będzie ubiegał się o reelekcję i odejdzie z polityki. Oficjalny powód to chęć spędzania większej ilości czasu z rodziną. Ale nie jest tajemnicą, że Ryan czuł się coraz bardziej bezradny w partii przejętej przez populizm Trumpa.
W pewnym sensie to powód do satysfakcji dla Donalda Trumpa: zanim miliarder został prezydentem, Ryan - główny reprezentant partyjnego głównego nurtu - był jednym z jego głównych przeciwników. Problem w tym, że odejście spikera może tylko pogłębić problemy Trumpa, a nawet umożliwić jego impeachment.
Pakt z diabłem
Kiedy prawie trzy lata temu Ryan obejmował swoją obecną funkcję, robił to z obowiązku, a nie chęci. Partia była targana konfliktami między tradycyjnym centrowym skrzydłem a nowymi radykałami spod znaku Partii Herbacianej, a Ryan cieszył się szacunkiem obu frakcji. Pomogło w tym to, że Ryan był mistrzem pozyskiwania funduszy od sponsorów. Podobnie z obowiązku, wbrew sobie po wyborach ukorzył się przed Trumpem. O ile przed wyborami uważał go za rasistę absolutnie nie nadającego się na prezydenta i zarzekał się, że nie będzie go bronił, potem wielokrotnie chwalił go za jego "wyborne zdolności przywódcze". Jak mówili jego sojusznicy, zawarł "pakt z diabłem".
Idea była prosta: wykorzystać słabość Trumpa do pochwał i manipulować nim tak, by przekształcić go w bardziej standardowego Republikanina. Nie do końca się to udało. Owszem, Ryan otrzymał część z tego, czego chciał. Przeprowadzona pod egidą Trumpa reforma podatkowa była w istocie listą życzeń partyjnego establishmentu. Z drugiej strony jednak Ryan musiał godzić się na rozwiązania, które stały w sprzeczności z jego poglądami, jak polityka imigracyjna Trumpa, jego zakaz wjazdu dla muzułmanów czy nakładane przez Trumpa cła. Musiał też nieustannie publicznie bronić prezydenta przy każdym jego wybryku.
Zdaniem Meghan McCain, córki republikańskiego senatora i prawicowej publicystki, Ryan po prostu miał już tego dość.
- On był prawidzwym klasycznym konserwatystą, a jego partia jest teraz partią Trumpa. Ludzie tacy jak my, konserwatyści starej daty, jesteśmy na wylocie i to bardzo smutne - stwierdziła w programie "The View" w telewizji ABC.
Kłopoty na horyzoncie
Ryan nie jest pierwszą gwiazdą republikańskiego establishmentu, który w obliczu populistycznej nawały pod przewodnictwem przez Trumpa ogłosił rozbrat z polityką. Wcześniej zrobili to prominentni krytycy Trumpa, senatorzy Bob Corker i Jeff Flake oraz kongresmen Trey Gowdy.
Ale dla Trumpa rezygnacja Ryana nie jest dobrą wiadomością. Bardzo komplikuje bowiem partyjne plany na listopadowe wybory do Kongresu. Za sprawą złej reputacji Trumpa, Republikanie już wcześniej byli w złej sytuacji, a ich przewaga 44 mandatów w Izbie Reprezentantów była zagrożona. Teraz ich pozycja będzie jeszcze gorsza, tym bardziej że Ryan specjalizował się w pozyskiwaniu pieniędzy na kampanię. Tymczasem utrata kontroli nad Izbą Reprezentantów może mieć dla Trumpa poważne konsekwencje. Może pozwolić Demokratom na realizację tego, o czym marzą od samego początku prezydentury: postawienia Trumpa w stan oskarżenia, czyli wczęcia procedury impeachmentu.
- Pierwszą rzeczą, którą zrobi demokratyczna Izba Reprezentantów, będzie rozpoczęcie impeachmentu. Drugim będzie odwołanie reformy podatkowej - stwierdził w rozmowie z "New York Times" Billy Piper, doradca lidera republikańskiej większości w Senacie. Aby zablokować te ruchy, Republikanie muszą utrzymać swoją minimalną większość w Senacie. Ale nie musi to być łatwe.
- Nie da się przecenić tego, jak wielki jest to cios dla partii, szczególnie jeśli chodzi o finanse - stwierdził były republikański kongresmen Tom Davis, cytowany przez portal Politico. - To tak, jakby Eisenhower zrezygnował na dzień przed inwazją Normandii - dodał.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl