Zakaz handlu w niedzielę, krótsze zakupy w tygodniu? Polacy oburzeni
Zakaz handlu w niedzielę od kilku lat budzi kontrowersje. Po tym jak duże sieci sklepów, takie jak Lidl czy Biedronka, uzyskały status placówek pocztowych, stał się on poniekąd fikcją. Dlatego rząd zamierza zmienić przepisy. Pojawił się też temat skrócenia godzin otwarcia sklepów w tygodniu. Polacy nie kryją oburzenia tymi propozycjami.
Niedziela, 17 października. Krótko przed godz. 11. Parking jednego z wrocławskich Lidli jest w połowie zapełniony. Jeszcze kilka tygodni temu świeciłby pustkami, ale niemiecka sieć uzyskała status placówek pocztowych. Od początku września zaprasza klientów również w ostatni dzień tygodnia. "Nasz sklep jest czynny 7 dni w tygodniu" - takie kartki wiszą na drzwiach, a również półkach sklepowych. Tak, aby przypadkiem klientowi nie umknął ten fakt.
Parking nie jest tak szczelnie zapełniony, jak chociażby w środku tygodnia w godzinach wieczornych. Czy to znak, że Polacy przywykli do zakazu handlu w niedzielę? - Spokojnie. Za godzinę, dwie zrobi się większy ruch - uspokaja mnie jedna z pracownic wykładająca towar.
Kilkaset metrów dalej znajduje się Biedronka. Sklepy należące do portugalskiej spółki Jeronimo Martins też mają już status placówek pocztowych. Tu parking jest całkowicie pełny. Swój samochód musiałem zostawić na funkcjonującym nieco dalej markecie budowlanym Brico Marche, który mimo niedzieli niehandlowej... też jest otwarty. Ma status placówki pocztowej.
Zakaz handlu w niedzielę, krótsze zakupy w tygodniu? Polacy oburzeni
- Pracuję w szpitalu. W sobotę byłam w pracy do godz. 18 i prosto z niego jechałam do dziecka czekającego w domu. Niedziela to okazja, by na spokojnie zrobić zakupy, bo akurat mam wolne - tłumaczy mi młodsza kobieta, której koszyk jest praktycznie pełny. - To zakupy na cały tydzień, później w tygodniu starczy gdzieś zakupić tylko pieczywo - dodaje.
Zakaz handlu z niedzielę omijany. „Paranoja. Będą protesty”
Gdyby Lidl czy Biedronka nie obchodziły zakazu handlu w niedzielę, moja rozmówczyni musiałaby gnać do sklepu w sobotni wieczór. Podobnie jak setki innych wrocławian. Zatory przy kasach byłyby murowane, ale na tapecie pojawia się nowy pomysł "Solidarności". Związkowiec Alfred Bujara zaproponował, by w tygodniu sklepy mogły funkcjonować krócej. Powołał się na przykład Brukseli, gdzie placówki działają do godz. 18.30-19.00.
Co na to Polacy? - To kiedy ja mam zrobić zakupy? - pyta mnie mężczyzna w sile wieku, napotkany w niedzielę w Lidlu. Pracuję do godz. 17, zanim dotrę do domu na obrzeżach Wrocławia to jest godz. 18.30. Czy panowie z "Solidarności" zatrzymali się w XX wieku? - dodaje.
Podobne spostrzeżenie ma kolejna młoda kobieta napotkana przeze mnie. - Nie mówię, że zakaz handlu to jakieś zło, że sklepy mają być otwarte całą dobę. Można pójść drogą kompromisu i pozwolić im działać do godz. 13-14. Jak ktoś w piątek i sobotę pracuje do późna, to będzie miał czas na nadrobienie zakupów - uważa.
Krótsze godziny pracy sklepów w tygodniu? - Absurd - komentuje. - Przed godz. 8 wyjeżdżam z dzieckiem do przedszkola, potem do pracy. I tak ratują mnie rodzice, którzy odbierają syna z przedszkola. Wracam do domu przed godz. 19. Mam zrzucać kolejny ciężar na rodziców-emerytów i prosić, by robili za mnie zakupy? - pyta.
Zakaz handlu w niedzielę. Znów obejdą przepisy?
Ustawa ograniczająca handel w niedziele weszła w życie 1 marca 2018 roku. Początkowo stopniowo "wyłączano" część niedziel, aż od roku 2020 handel dozwolony jest ledwie w przypadku siedmiu niedziel. Niemal od początku zakaz obchodzony jest m.in. przez sieć Żabka, która jako pierwsza masowo postawiła na uzyskanie statusu placówek pocztowych.
- Słyszałem, że ostatnio coś przegłosowali. "Placówki pocztowe" nie będą mogły już działać w niedzielę? - pyta mnie w Lidlu mężczyzna, który na zakupy przyszedł z córką. - Poza tym, nie wierzę, że sklepy znowu czegoś nie wykombinują. Szybko znajdą jakąś furtkę w przepisach - dodaje.
Puentą niech będą słowa usłyszane w Biedronce. - Niech pan się rozejrzy. W sklepie same młode twarze, a przepisy tworzą ludzie starej daty, z innej epoki - słyszę od jednego z klientów. Coś w tym jest.