Uwaga!

Ta strona zawiera treści przeznaczone
wyłącznie dla osób dorosłych.

RegionalneWrocławWrocław. Tego czas nie zatrze. Pierwszy dzień w szkolnej ławce

Wrocław. Tego czas nie zatrze. Pierwszy dzień w szkolnej ławce

"Być może pierwszy raz do szkoły przy ulicy Kruczej odprowadziła mnie babcia. Może? A potem chodziłam z siostrą Bogną, gdy zaczynałyśmy lekcje w tym samym czasie. Miałam do szkoły dwa kroki, więc mogłam od początku iść sama" - wspomina pani Jola Lipińska. Jej opowieści o szkole, dzieciństwie, wrocławskich ciekawostkach i powojennym wrastaniu jej rodziny we Wrocław cieszą się w sieci ogromną sympatią.

Wrocław. Tego się nie zapomina. Pierwszy dzień w szkolnej ławce. Legitymacja szkolna, niby podobna do dzisiejszych, ale wystawiona w 1952 roku
Wrocław. Tego się nie zapomina. Pierwszy dzień w szkolnej ławce. Legitymacja szkolna, niby podobna do dzisiejszych, ale wystawiona w 1952 roku
Źródło zdjęć: © Archiwum prywatne

01.09.2020 06:46

Gdy mała Zosia pierwszy raz weszła do klasy, okazała się Jolą. "Kiedy wręczono mi pierwszą legitymację, figurowałam na niej jako Zofia. Zofią, ale właściwie Zońką byłam od urodzenia. Tylko dla babci byłam Złociakiem. Kiedy na pierwszej lekcji pani nauczycielka, sprawdzając obecność, wyczytując mnie powiedziała Jolanta, to nie wiedziałam o kogo chodzi. Okazało się, że dzienniku figurowałam jako Jolanta”"- opisuje swoją metamorfozę.

Tak czasem przychodzi pożegnać się z dzieciństwem - metryka i urzędowe zapisy bezwzględnie tworzą cezurę między dwoma światami. Od tej pory Jolanta Zofia w szkole była Jolą, w domu Zonią. I tak też podpisuje swoje fantastyczne opowieści o świecie, którego istnienia młodsze pokolenia nawet się nie domyślają. Chodząc po tych samych miejscach można widzieć inne obrazki - nakładające się na współczesność kadry z przeszłości.

Kochana stara buda. Będziesz ją pamiętać

Wrocław. Tego się nie zapomina. Pierwszy dzień w szkolnej ławce. Czasy się zmieniają, stara dobra szkoła stoi nadal
Wrocław. Tego się nie zapomina. Pierwszy dzień w szkolnej ławce. Czasy się zmieniają, stara dobra szkoła stoi nadal© Archiwum prywatne

"Szkoła przy Kruczej to ponury budynek z czerwonej cegły, na tyle rozbudowany, że podzielono go na kilka szkół. Początkowo V-tka zaistniała jako szkoła ogólnokształcąca, jedenastoklasowa. Czyli od I do XI. Zajmowała całe lewe skrzydło, oddzielone od prawego tylko ścianami z dykty, czy sklejki, postawionymi na korytarzach.Dwa pierwsze piętra przeznaczone zostały dla uczniów od klasy VIII do XI, pozostałe dwa to I-VII. Dopiero w 1959 roku klasy zostały rozdzielone” - opowiada Zonia.

Pamięta wiele: "Po lewej stronie od wejścia od ul. Kruczej najpierw był zaczarowany gabinet profesora Zbigniewa Rogusa, następnie tajemniczy i groźny gabinet dyrektora Henryka Rewickiego. Na prawo zaś od wejścia urzędował woźny".

Tablica, kreda, kałamarz, atrament- takiej szkoły już nie ma, ale zawsze jest ten pamiętny pierwszy dzień w szkolnej ławce
Tablica, kreda, kałamarz, atrament- takiej szkoły już nie ma, ale zawsze jest ten pamiętny pierwszy dzień w szkolnej ławce© Archiwum prywatne

"Wejścia do budynku były dwa, od podwórka i od ulicy Kruczej, na której zupełnie nie istniał ruch samochodowy. Auta jeszcze nie rozpoczęły swojej kariery, częściej przejeżdżał wóz ciągniony przez konie. Ale i to raczej rzadko, bo o ile pamiętam ul. Krucza cała była w gruzach i aż do ul. Powstańców Śląskich, nie miała za bardzo czego łączyć. Klasy duże, wysokie, zawsze o trzech oknach z uchylną ich górną częścią. Na wprost drzwi katedra na podwyższeniu, nieduża tablica na stojaku, a pod oknem szafa na ewentualne materiały pomocnicze, zazwyczaj pusta. Trzy rzędy, w każdym kilkanaście jeszcze przedwojennych, ciężkich drewnianych ławek. W ich pulpitach otwory na kałamarze i rowek na pióra do pisania. Z boku haczyk na tornister. Pod blatem półka na zeszyty".

Twój pierwszy elementarz. Czy jeszcze coś pamiętasz

Te wspomnienia Zoni prowokują wspomnienia jej rówieśników. Przypominają sobie swoje tornistry - sztywne, tekturowe, drewniane piórniki, podobne do tych, w jakim mieszkał Plastuś z "Plastusiowego pamiętnika", pióra - stalówkę na obsadce, do maczania w kałamarzu z atramentem, który nieraz mógł zrobić przykrą niespodziankę w postaci kleksa.

Ale opowiadania Zoni nie są tylko sentymentalną gadką o świecie, który przeminął. Niosą znacznie więcej wartości. Zonia sprawdza bowiem, jakie były losy jej szkolnego budynku, zanim ona sama przekroczyła jej próg. Zbada, kto zaprojektował budynek (architekci Richard Plüddemann i Karl Klimm), kiedy ją zbudowano(1898 rok) i jakim celom służyła.

"Stara buda stoi ciągle w dobrym stanie, mimo, że stuknęła jej już dawno setka. Gdy powstała, to przyszło jej stać samotnie na pustkowiu. O ile się nie mylę, to nawet Charlotenstrasse była w tym miejscu zwykłą polną drogą. Dużo później, mniej więcej do skrzyżowania z ul. Wróblą, doprowadzone były tory tramwajowe. (…) zawsze mnie zdumiewało, że tamtędy kiedyś jeździł tramwaj".

A na tym nie koniec jej pracy: "Przeglądałam cztery wydania ksiąg pamiątkowych z kilku ostatnich rocznicowych spotkań i ze smutkiem zobaczyłam, że na temat nauczycieli, tych pierwszych, tak mało jest słów wspomnień. Nic, albo prawie nic o nich nie wiemy, a przecież kiedyś byli tak dla nas ważni. Niewiele, o wiele za mało o pani Helenie Frantowej znakomitej matematyczce. O ile się nie mylę, straciła w czasie wojny męża i chyba dzieci, pani Wandzie Kamoli, polonistce, mimo, że wielu, jeżeli nie wszyscy uczniowie wspominają ją z łezką w oku, o panu Zbigniewie Rogusie, fizyku, Włodzimierzu Falu, chemiku, Agacie Baran, łacinniczce i wielu innych, którzy, mimo, że nie zawsze byli przez nas doceniani, to jednak wnieśli tak wiele do naszego uczniowskiego i do dorosłego życia" - pisze.

Najlepszy dyrektor na świecie

I szuka dalej, często znajdując uzupełnienie swojej wiedzy. Odzywa się ktoś, kto wie lub pamięta coś więcej: "Z Internetu. Pisze wnuczka pana Henryka Rewickiego: Mój dziadek ze strony Taty - Henryk Rewicki - oprócz arystokratycznego pochodzenia, był również (a może przede wszystkim) matematykiem oraz dyrektorem liceum we Wrocławiu. Jego żona, a moja Babcia, była nauczycielką fizyki w tym samym liceum. Uciekając z Kobrynia na początku II Wojny światowej, pozostawili za sobą wszystko, co mieli i po latach tułaczki, wojny spędzonej przez mojego dziadka w Oflagu, osiedli wreszcie we Wrocławiu" - opowieści Zoni znajdują niespodziewane uzupełnienie.

Albo nagle ktoś może dopowiedzieć zabawną historyjkę: "Zostałyśmy wyrzucone z lekcji rosyjskiego przez Panią Finkiel, która kazała nam się zameldować u dyrektora. Weszłyśmy, ciągle chichocząc (właśnie za śmianie się na lekcji zostałyśmy wyrzucone za drzwi). Dyrektor chwilę odczekał, a potem zapytał: - Wyrzucono was z lekcji, dziewczynki? Pani Finkiel? O, mam akurat kwiatki. Weźcie ten bukiecik i przeproście".

Wrocław. Tego się nie zapomina. Pierwszy dzień w szkolnej ławce. Szkolne czasy to ważne lata
Wrocław. Tego się nie zapomina. Pierwszy dzień w szkolnej ławce. Szkolne czasy to ważne lata© Archiwum prywatne

Wspomnienia cenniejsze od złota

Ale nie tylko o szkole poczytać można w sieciowym pamiętniku Zoni. Wspomina chętnie swoje wrocławskie czasy. Skończyła ASP, jest malarką, ale malowanie słowem wychodzi jej równie dobrze, jak tworzenie na płótnie.

- Kiedy byłam mała, rodzina zbierała się i snuły się opowieści. Myślałam, że wszystko zapamiętam. Nagle okazało się, że ja nic nie pamiętam, a ci, którzy opowiadali, nie żyją. Zaczęłam więc wypytywać cała rodzinę - opowiada pani Jola Lipińska. - Zbierałam listy, zdjęcia, dokumenty. I 20 lat temu zaczęłam pisać, choć sama nie wierzę, że się przełamałam.

- Bo ja jestem dyslektykiem, że głowa boli - śmieje się pani Jola/Zonia. - Ale piszę z próżności. Bo zawsze ktoś przeczyta i pochwali mnie w komentarzach. Te komplementy to zapłata za moje pisanie.

Więc pisze, zamieszcza w sieci, ale na wszelki wypadek drukuje swoje opowieści na papierze. - Nie dowierzam komputerowi. Mężowi kiedyś 200 stron przepadło na zawsze - przekonuje. - Trzymam w rękach listy i zdjęcia, które od 150 lat są w rodzinie, a nie mogę odtworzyć już nagrań z lat 70., bo nie mam już na czym.

Pani Jola jest przekonana, że spisane wspomnienia spodobają się wnukom. Zatem, choć czytelników ma sporo, piątka będzie zapewne najważniejsza - osiemnastoletnia Ala, o rok młodszy Jan, dziesięciolatka Iga, Wiktor, lat 5 i trzyletnia Ada.

Zobacz także
Komentarze (0)