Wrocław. Sześćdziesiąt lat "Odry". Miesięcznik jak rzeka
Choć dziś nie ma już takiej mocy i takiego odbioru, jak w tamtych czasach, gdy kilkanaście lat po wojnie miasto nadal uczyło się siebie i szukało swojej tożsamości, nadal trwa. Był czas, kiedy wstyd było nie znać tego tytułu. Czasopismo tworzyło dolnośląską społeczność i budowało intelektualny potencjał regionu. W marcu 1961 roku ukazał się pierwszy numer "Odry”.
Numer jeden na zielonej okładce, nowe otwarcie, nowa energia. W nakładzie 3 tysięcy egzemplarzy ukazuje się miesięcznik "Odra", który zastępuje tygodnik o tej samej nazwie. Kosztuje sześć złotych. Powstaje po to, by reprezentować kulturę odwiecznie piastowskich Ziem Zachodnich wobec Macierzy. Taki jest zamysł władz. Miesięcznik ma być świadomie regionalny. Ma szukać "właściwego wyrazu dla ogromnej prężności polskiego społeczeństwa", integrować mieszkańców "nowej Polski" we Wrocławiu, Opolu, Gorzowie, Zielonej Górze.
Było tym samym nie tylko dolnośląskim pismem, bo terytorialnie sięgało po tematy kulturalne z pobliskich miast na południowym zachodzie kraju. Aż do końca marca 2010 roku wydawać je będzie Biblioteka Narodowa. Dopiero 11 lat temu "Odra" przechodzi pod opiekę Instytutu Książki oraz Ośrodka Kultury i Sztuki we Wrocławiu.
Na łamach pojawiały się wielkie nazwiska. Publikowały w niej gwiazdy literatury, reportażu, dziennikarstwa: Hanna Krall, Czesław Miłosz, Zbigniew Herbert, Miron Białoszewski, Stanisław Lem, Ryszard Kapuściński, Tadeusz Różewicz, Wisława Szymborska, Urszula Kozioł, Tymoteusz Karpowicz, Jan Miodek.
Wrocław. Sześćdziesiąt lat "Odry". Miesięcznik ważny dla Dolnego Śląska
Na stronach miesięcznika ukazały się jedne z najważniejszych w polskim powojennym teatrze manifestów - "W stronę teatru ubogiego", "Nie był cały sobą", "Święto", będące rewolucyjną zmianą kierunku w tej sztuce w wydaniu Jerzego Grotowskiego. Pismo publikowało na przestrzeni swoich dziejów ważne teksty, wiersze, recenzje, eseje, pisma filozoficzne. Było nie tylko znaczącym głosem intelektualnym, ale i chętnie kupowanym w kioskach "czytadłem" wyższych lotów w czasach, kiedy pojęcie "niskich lotów" na rynku prasowym nie istniało, bo nawet określana mianem "brukowca" popołudniówka "Wieczór Wrocławia" miała swoje ambicje i kodeks etyczny.
Pierwszy numer "Odry" dostępny w wydaniu PDF, to ciekawa lektura po sześćdziesięciu latach. Uderza nie tylko skromna, siermiężna okładka z "Portretem mężczyzny", monotypią Zbigniewa Karpińskiego, ale też męska dominacja na każdym polu. Męski komitet redakcyjny, redaktor naczelny - wówczas Tadeusz Lutogniewski, sekretarz redakcji - wtedy Wojciech Wystup. Kobiece pióra jak na lekarstwo. A przecież Odra jest kobietą, więc może chociaż tyle.
Ale i dziś ten pierwszy numer może na chwilę wciągnąć. Na stronie 33 Ignacy Rutkiewicz pisze o elektronicznej przyszłości Wrocławia i o kierowanym przez profesora Jana Kożuchowskiego wrocławskim Instytucie Elektroenergetyki. "Wrocławianie mają coś z Zosi-Samosi. Lubią robić wiele rzeczy sami, nie czekając, aż manna będzie im spadać z warszawskiego nieba, przeciwnie, prowokując centralne instytucje do pomocy dla zupełnie już konkretnych i przemyślanych do końca inicjatyw" - to o Wrocławskich Zakładach Elektronicznych, które "rezygnując z jednokierunkowej produkcji telewizorów", zaczęły produkować maszynę cyfrową, zaprojektowaną i zbudowaną we własnym biurze konstrukcyjnym, czyli - nomen omen - komputer Odra.