Wrocław. Kochany Bar Miś. Wrocławianie nie dadzą mu zniknąć
Jeśli mieszkasz we Wrocławiu i nigdy nie byłeś w barze Miś, to nigdy nie przyznawaj się do tego w towarzystwie, bo znaczy to, że naprawdę nie jesteś jeszcze wrocławianinem. To miejsce, które jest uwielbiane i oblegane. I słusznie, bo gdzie można zjeść latem pierogi z jagodami albo truskawkami, jak u babci? Na dodatek nie za miliony monet. Oto bar, który w przetrwał pandemię dzięki wsparciu sympatyków.
04.08.2020 | aktual.: 01.03.2022 13:39
To nieprawda, że czas się tu zatrzymał. Po pierwsze nie ma już jadłospisu z plastikowymi, przesuwanymi literkami (a szkoda, bo się w tym miejscu. Miś podąża za swoimi wiernymi fanami, bo - jak najukochańsza babcia - karmi kolejne młode pokolenia i wie, co dla nich dobre.
Nie ma wielu miejsc we Wrocławiu, gdzie przesmaczny, pożywny obiad nie nadszarpnie kieszeni. To może nie do wiary, ale tu naprawdę można się najeść za… dwa złote.
Równie niewiarygodne jest to, że takie posiłki za tak niewielkie pieniądze dostaniemy nie na rubieżach, w odległych dzielnicach, lecz w ścisłym w centrum miasta, tuż koło gmachu Uniwersytetu Wrocławskiego i w pobliżu turystycznych atrakcji.
Wrocław. Kochany Bar Miś. To naprawdę kultowe miejsce
Studencka brać to trzon klienteli Misia. Jednak kiedy zabrakło studentów, wyproszonych w większości z miasta przez koronawirusowe zamrożenie, na ratunek sympatycznej placówce ruszyli wrocławianie. Oczywiście było to symbiotyczne działanie, bo to cud być nakarmionym wspaniałymi naleśnikami, żurkiem, kapuśniakiem, gołąbkami, łazankami, pierogami, zapłacić za to naprawdę niewiele i wszystko dostać pod drzwi.
Miś w pandemicznym zamknięciu trwał do połowy kwietnia. Potem ruszył do boju, uszczęśliwiając swoich licznych wielbicieli, a oni swoim masowym uwielbieniem zapewnili mu dalsze istnienie.
Przecież nie byłoby niczego bardziej smutnego, niż gdyby okazało się, że przed barem na Kuźniczej 48 nie ustawi się już kilometrowa kolejka oczekujących na porcję kopytem okraszonych tłuszczykiem za… 1,79 zł lub szczawiową z ryżem za 1,50 lub śniadaniową jajecznicę za dwa złote.
Bar Miś w sierpniu wstrzymał karmienie z dowozem, ale niewykluczone, że od jesieni znów będzie można zamawiać obiad do domu i markować przed rodziną, że jest się demiurgicznym stwórcą misternie ulepionych pierogów ruskich lub ze szpinakiem.
Warto jednak wybrać się osobiście na wycieczkę, by przekonać się, czy kolejki przed Misiem są tak samo długie jak kiedyś i czy faktycznie nadal warto - bo zawsze było - odstać swoje po botwinkę z jajkiem, twarożek ze śmietaną i szczypiorkiem, cebulową z grzankami, owocową z makaronem, czy racuchy z jabłkami.
Wrocław. Kochany bar Miś. Nie samym mlekiem i miodem
Miś istnieje od 1970 roku w tym samym miejscu. Jest jedną z tych gastronomicznych instytucji, zwanych w PRL-u barami mlecznymi i dotowanymi przez państwo. O dziwo, tak zostało do dziś, choć czasem formuła ta prowokowała do wyłudzania z kasy państwowej pieniędzy. Miś jest czysty jak łza. Jego ceny to ciężka praca udziałowców spółki. Wymaga to wypełniania i składania rozlicznej dokumentacji w Urzędzie Skarbowym, ale to warunek wsparcia publicznego i cen życzliwych gościom tej wspaniałej stołówki.
Bary mleczne nie muszą w zasadzie być bezmięsne - w Misiu też można zjeść gulasz wołowy za astronomiczną cenę 10 złotych lub devolaya za 8 złotych, jednak te placówki gastronomiczne błyskotliwie chwytają nowy wegetariański trend. Misiowe zupy nie są robione na mięsnych wywarach, a do dań mącznych nie używa się smalcu, lecz wyłącznie tłuszcze roślinne, gołąbki i fasolka po bretońsku są w wersji wege.
Innym dowodem na to, że Miś ma tyle lat, ile jego klienci, jest jego aktywna obecność na Facebooku. Mała wirtualna wizyta może zdeterminować do natychmiastowej wyprawy na obiad do realnego baru. Codziennie w sieci znajdziemy bowiem aktualne menu z cenami. Co najważniejsze - misiowa kuchnia znakomicie nadąża za sezonami warzywno-owocowymi. Teraz hitem jest kapuśniak z młodej kapusty i kalafior z bułką tartą.