Pomoc dla Puszka przyszła za późno. Od lat żył z pękającymi i krwawiącymi guzami
Kolejna trudna interwencja Dolnośląskiego Inspektoratu Ochrony Zwierząt. Tym razem wolontariusze podjęli się próby ratowania Puszka spod Świdnicy. Zwierzę od lat żyło z ogromnymi guzami, które pękały, przez co z jego ciała stale wydobywała się krew i ropa.
02.08.2021 14:55
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Dolnośląskiego Inspektorat Ochrony Zwierząt znów interweniował. Tym razem na Osiedlu Młodych w Świdnicy. To, jaki widok zastali, zmroziło krew w ich żyłach. "Puszek od lat zmagał się z gruczolakami odbytu. Wszystko przez brak kastracji i brak jakiejkolwiek opieki weterynaryjnej. Zmiany na jego odbycie z dnia na dzień się powiększały" - informuje DIOZ.
"Rosły do tak dużych rozmiarów, że skóra nie wytrzymywała napięcia - pękała. Z tworzących się ran potokami wypływała ropa, krew i osocze. Nieczyszczone rany zaczęły gnić, śmierdzieć i okropnie boleć" - dodaje organizacja.
Pomoc dla Puszka przyszła za późno. Od lat żył z pękającymi i krwawiącymi guzami
Diagnostyka Puszka wykazała, że nowotwory penetrują w głąb organizmu zwierzęcia. Zajęły znaczną część końcowego odcinka przewodu pokarmowego, a także okolice miednicy, kręgosłupa i ogona. "Ewakuacja guza okazała się niemożliwa, a wdrożenie leczenia onkologicznego (chemioterapia i radioterapia) na tym etapie rozwoju choroby było niemożliwe" - przekazuje DIOZ.
Urlop na kempingu. Podpowiadamy, co zabrać ze sobą pod namiot
Pies w ostatnim okresie przeżywał ogromny ból podczas każdej próby wypróżnienia. "Jedyne co mogliśmy zrobić, to z bólem serca poddać go eutanazji. Tym razem reakcja na zaniedbanie była zbyt późna. Gdyby sąsiedzi zaalarmowali nas na początku choroby, Puszek miałby szanse na długie życie" - komentuje DIOZ.
Okazuje się, że zwierzęciu można było skrócić cierpienia. Zdaniem DIOZ, nie popisali się jednak pracownicy świdnickiego schroniska, którzy mieli przyjąć psa na trzy dni, po czym ponownie wydali go właścicielowi.
"Wydano zwierze pijakowi, który nie rokował na jakąkolwiek opiekę nad nim. Nie dość, że na własne życzenie zniszczył swoje życie, to doprowadził żywą istotę na skraj wytrzymałości. Dla którego problemem było udanie się z cierpiącą istotą do lekarza przez co najmniej 2 lata" - komentuje sytuację DIOZ.
Do sytuacji odnieśli się przedstawiciele świdnickiego schroniska. - Nie jest prawdą, że wydaliśmy właścicielowi psa, który był w takim stanie. Pies ten w ogóle nie był w tym roku w naszym schronisku. Ostatni raz mieliśmy z nim kontakt w sierpniu 2020 roku. Wydana wówczas opinia lekarska wskazała na możliwość leczenia paliatywnego. Optował za tym również sam właściciel, który nie chciał się zgodzić na eutanazję psa. Na tym nasza rola się wyczerpała - tłumaczy portalowi swidnica24.pl Adrianna Kaszuba z Fundacji Mam Pomysł, która opiekuje się świdnickim schroniskiem.
źródło: swidnica24.pl, DIOZ