Wreszcie rozwiążą sprawę in vitro? Jest termin
W lutym PO złoży w sejmie projekt ustawy dotyczącej in vitro. Projekt dopuszcza in vitro nie tylko dla małżeństw, zezwala też na mrożenie zarodków (ale nie na ich niszczenie lub selekcję). Nie ma w nim natomiast mowy o refundacji in vitro z budżetu państwa.
- Refundacja to jest następny krok. Jeżeli określimy, na jakich zasadach w Polsce jest stosowane in vitro, że są kliniki, które mają certyfikaty, pozostają pod specjalną kontrolą, to wtedy z czystym sumieniem możemy mówić o dalszym kroku, czyli o refundacji, która będzie zależna od zasobności budżetu. Nie można dawać pieniędzy, kiedy nie jest uporządkowany system. Chodzi o to, żeby ludzie, którzy decydują się na in vitro, czuli się bezpiecznie - powiedziała wiceszefowa klubu PO Małgorzata Kidawa-Błońska.
Jej zdaniem są szanse, aby sejm uchwalił projekt jeszcze w tym roku.
Projekt nie ogranicza in vitro tylko do małżeństw. - In vitro ma być dostępne dla tych, którzy przeszli wszystkie inne procedury leczenia. Nie chcemy, żeby in vitro było metodą na zawołanie. Ma być stosowane wtedy, jeśli inne metody leczenia zawiodą - podkreśliła Kidawa-Błońska.
Projekt pozwala na mrożenie zarodków, ale nie na ich selekcję. - Zarodek może być mrożony, ale nie może być niszczony, nie zgadzamy się też na selekcję zarodków. Mrożenie traktujemy jako chronienie zarodka, bo nie niszczy ono potencjalnych możliwości rozwoju - mówiła.
Ustawa - w kształcie proponowanym przez zespół Kidawy-Błońskiej - nie przesądza, ilu próbom in vitro mogą poddać się pacjenci. - O tym decyduje lekarz. Ale w dzisiejszych czasach medycyna poszła bardzo do przodu, tych prób jest zdecydowanie mniej, potrzeba też mniej zarodków - przekonywała wiceprzewodnicząca klubu PO.
Do projektu są teraz nanoszone poprawki. - Są rzeczy, które należy poprawić, żeby projekt był bardziej spójny. Te prace są teraz wykonywane, po feriach sejmowych chcemy projekt złożyć - zapowiedziała Kidawa-Błońska.
Pytana, kiedy można się spodziewać głosowania nad projektem, Kidawa-Błońska powiedziała: - W poprzedniej kadencji prace trwały rok. Jesteśmy bogatsi o te doświadczenia, po lewej stronie część osób pracowała już nad tym zagadnieniem. Sądzę, że powinniśmy teraz ten czas o połowę skrócić.
Niewykluczone, że partyjni konserwatyści zgłoszą - jako konkurencyjny - dużo bardziej restrykcyjny, powstały również w poprzedniej kadencji, projekt autorstwa obecnego ministra sprawiedliwości Jarosława Gowina. Gowin ograniczał in vitro tylko do małżeństw, nie przewidywał też mrożenia zarodków (proponował, by można było wytwarzać ich maksymalnie dwa, ale pod warunkiem, że oba miałyby być implantowane).
- Nie poparłbym projektu pani Kidawy-Błońskiej - powiedział białostocki poseł PO Jacek Żalek. Zadeklarował, że on sam jest przeciwnikiem metody in vitro. "Są metody skuteczniejsze, związane z naprotechnologią. Wielu zabiegów in vitro można by uniknąć, gdyby poddać pacjentów właściwemu leczeniu i diagnostyce" - podkreślił polityk PO. Żalek ocenił też, że metoda in vitro służy "lobby medycznemu". Zamrażanie zarodków nazwał zaś "bawieniem się w demiurgów".
Sprawą in vitro zajmował się parlament poprzedniej kadencji. Do sejmowej podkomisji nadzwyczajnej trafiło kilka projektów dotyczących in vitro i regulujących kwestie bioetyczne; zostały one zgłoszone przez: Małgorzatę Kidawę-Błońską, Jarosława Gowina (oboje PO), posła Bolesława Piechę (PiS), Marka Balickiego i Joannę Senyszyn (oboje SLD).
Ostatecznie sejmowe komisje zdrowia oraz polityki społecznej i rodziny poparły przygotowany przez podkomisję projekt zakładający tworzenie i zamrażanie wielu zarodków oraz dostęp do metody in vitro nie tylko dla par. Ponieważ kadencja parlamentu dobiegła końca, projekt nie trafił już pod obrady sejmu.
W grudniu minister zdrowia Bartosz Arłukowicz ocenił, że w tej kadencji dojdzie do uznania in vitro za jedną ze skutecznych metod leczenia niepłodności. - Mój pogląd na ten temat jest znany. Uważam, że najpierw potrzebne są przepisy w tej sprawie, bo Polska jest jednym z ostatnich krajów nie mających uregulowanej tej kwestii. Potem będzie mogła być mowa o refundacji - powiedział minister.
Bolesław Piecha (PiS) poinformował PAP, że grupa konserwatywnych posłów tego ugrupowania ma gotowy projekt zakazujący procedury in vitro. - Jeśli PO zdecyduje się popierać projekty SLD lub Palikota albo złoży swój w kształcie podobnym do tego, jaki proponuje Małgorzata Kidawa-Błońska, my na pewno złożymy nasz - zapowiedział. Projekt PiS przewiduje też tzw. "program ratunkowy" dla zamrożonych już zarodków, czyli - jak tłumaczył Piecha umożliwi udostępnienie ich (decyzją sądu) niepłodnym parom.
Swój projekt ustawy dotyczącej in vitro złożył już w sejmie Ruch Palikota (przewiduje on in vitro nie tylko dla par, ale też dla kobiet samotnych). Halina Szymiec-Raczyńska (RP) z sejmowej komisji zdrowia zadeklarowała, że nie ma dla niej znaczenia, czyj projekt przyjmie parlament, jeśli tylko rozwiąże on problem bezpłodnych par. Projekt Ruchu Palikota, podobnie jak Kidawy-Błońskiej nie mówi o refundacji in vitro. Szymiec-Raczyńska poinformowała natomiast, że jej ugrupowanie opowiada się za finansowaniem z budżetu maksymalnie czterech prób in vitro, w określonych grupach wiekowych.
SLD również ma swój projekt regulujący kwestie in vitro. - Przewidujemy tam refundowanie maksymalnie dwóch zabiegów, a roczne koszty szacujemy na około 100 mln złotych. Uważamy, że środki te można pozyskać z pieniędzy przeznaczanych dotychczas na IPN, którego zadania powinien przejąć jeden z pionów cywilnej prokuratury - powiedział rzecznik SLD Dariusz Joński.
Były szef klubu PSL Stanisław Żelichowski przewiduje, że jego ugrupowanie podzieli się w tej sprawie. Zwrócił uwagę, że z jednej strony blisko 30 tys. ludzi w Polsce urodziło się dzięki metodzie in vitro, ale dla wierzących zamrażanie zarodków jest kontrowersyjne.