Orban podczas oddawania głosu w niedzielnych wyborach na Węgrzech, 3.04.2022 r. © GETTY | Bloomberg

WP z Budapesztu: Orban w walce o władzę szczuje na LGBTQ i straszy Węgrów "zmianą płci"

Patryk Michalski
3 kwietnia 2022

Najważniejsze organizacje pozarządowe na Węgrzech wzywają do oddania nieważnego głosu w referendum wymierzonym w społeczność LGBTQ. Jego termin to nieprzypadkowo dzień wyborów parlamentarnych. Podsycanie nienawiści pod płaszczykiem "ochrony rodziny" ma zmobilizować elektorat Viktora Orbána i daje Fideszowi nieograniczoną pulę pieniędzy na "kampanię informacyjną". Pytania są tak kuriozalne, że eksperci nie potrafią przewidzieć konsekwencji prawnych, gdyby głosowanie okazało się ważne.

Węgrzy podczas wizyty w lokalu wyborczym otrzymują trzy karty: referendalną oraz dwie wyborcze (lista krajowa oraz jednomandatowy okręg wyborczy). Do ostatniej chwili rządzący przekonywali, że oddanie głosu w referendum jest co najmniej tak samo ważne, jak głosowanie na partię Orbána. Według partyjnego przekazu dotyczy ono "ochrony rodziny", choć w rzeczywistości to tendencyjne i nieprecyzyjne pytania, uderzające w społeczność LGBTQ.

– Czy popiera Pan/Pani prowadzenie zajęć o orientacji seksualnej wobec nieletnich w publicznej placówce oświatowej bez zgody rodziców?

– Czy popiera Pan/Pani promowanie terapii zmiany płci u nieletnich?

– Czy popiera Pan/Pani nieograniczone prezentowanie nieletnim treści medialnych o charakterze seksualnym, które mogłyby wpłynąć na ich rozwój?

– Czy popiera Pan/Pani prezentowanie nieletnim treści medialnych przedstawiających zmianę płci?

Pierwotnie Węgrzy mieli odpowiedzieć na pięć pytań, ale jedno z nich zostało zablokowane przez Sąd Najwyższy. Według niezależnych węgierskich mediów zostało uznane za niezgodne z konstytucją. Miało dotyczyć dostępności terapii "zmiany płci" dla osób nieletnich. Aktywiści zwracają uwagę, że już na poziomie językowym pytania są tendencyjne, bo właściwym jest określenie "korekta płci".

Orbán znalazł nowego wroga

To właśnie uderzenie w społeczność LGBTQ miało dać Orbánowi kolejne wyborcze zwycięstwo. Po 12 latach rządzenia krajem węgierski lider i jego partia Fidesz znani już są z własnoręcznego kreowania wrogów, z którymi muszą "walczyć". W tej roli Orbán obsadził już w przeszłości uchodźców, którzy przedstawiani byli jako terroryści. Tym razem całą kampanijną machinę chciał skoncentrować na homofobicznym przekazie. To również konsekwencja międzynarodowej krytyki i nowego sporu z Unią Europejską po tym, jak rząd Fideszu razem z ultraprawicowym Jobbikiem przeforsował homofobiczną ustawę "zakazującą promocji homoseksualizmu i zmiany płci".

Według obowiązującego prawa tylko zaakceptowane przez ministerstwo edukacji osoby mogą w szkole mówić o prawach osób LGBTQ lub w ogóle o istnieniu orientacji innych niż heteroseksualna. Wymazywanie tęczowej społeczności dotyczy również telewizji. Media nie mają prawa "propagować transpłciowości i homoseksualności", a filmy, które zawierają takie wątki, mogą być emitowane wyłącznie w nocy.

Rosyjska inwazja na Ukrainę przestawiła tory węgierskiej kampanii i sprawiła, że temat referendum zszedł na dalszy plan. Choć media, w osiemdziesięciu procentach kontrolowane przez rząd, dbają o to, by Węgrzy nie zapomnieli o sprawie. Organizacje pozarządowe, które skupiają się na pomocy uchodźcom z Ukrainy, nie zapominają jednak o homofobicznym referendum. Wzywają do tego, by przy każdym z pytań skreślić jednocześnie "tak" oraz "nie", co jest najbezpieczniejszym sposobem unieważnienia głosu.

"Fidesz ośmiela homofobów"

Jeżeli referendum będzie ważne, władza ma obowiązek wprowadzić wolę głosujących do porządku prawnego. – Referendum nie ma żadnego sensu. Pytania są tak absurdalne i szalone, że nie ma na nie dobrej odpowiedzi. Nie da się na nie odpowiedzieć tak, by miało to sens. To jasne, że głosowanie jest politycznym narzędziem, ma wyłącznie zmobilizować wyborców Fideszu – mówi w rozmowie z Wirtualną Polską dr Áron Demeter z węgierskiego oddziału Amnesty International.

Dr Áron Demeter z węgierskiego oddziału Amnesty International
Dr Áron Demeter z węgierskiego oddziału Amnesty International© WP | Patryk Michalski

I podkreśla, że w ostatnich miesiącach zgłaszało się do niego wiele osób, które obawiały się rządowej nagonki, mówiąc, że nie czują się bezpieczne.

- Rząd traktuje społeczność LGBTQ jak ludzi drugiej albo trzeciej kategorii. Ostatnie badania pokazują, że węgierskie społeczeństwo jest coraz bardziej otwarte i akceptujące, jednak w tym samym czasie mamy wiele sygnałów o rosnącej liczbie przestępstw i incydentów z nienawiści. Nawet w ostatnim tygodniu w Budapeszcie mężczyzna groził w tramwaju parze lesbijek. Na szczęście został zatrzymany i nic poważnego się nie stało.

Działacz zaznacza, że organizacje nie mają dokładnych danych na temat incydentów i przestępstw z nienawiści, bo statystyki nie są rzetelnie prowadzone, albo ofiary nie zgłaszają napaści w obawie, że na policji czy w prokuraturze również spotkają się z homofobią. - Rządowa propaganda sprawia, że ci, którzy są homofobami lub transfobami, budują w sobie przekonanie, że mogą działać przez słowa albo nawet czyny. Oni po prostu są utwierdzani przez rząd w swojej nienawiści - dodaje dr Áron Demeter .

"Kuriozalne referendum"

- To jest homofobiczne i kuriozalne referendum. Nigdy nie widziałem żadnego raportu, ani skargi, że ktokolwiek wszedł na teren szkoły i próbował namawiać dzieci, by zmieniły płeć. Rząd powołuje się na jakiś jeden przypadek na przestrzeni trzydziestu ostatnich lat. Prawdziwym problemem jest to, że nikt nie wie, jakie będą konsekwencje, jeżeli referendum okaże się ważne. Co będzie chciał zrobić rząd? Jak zinterpretuje możliwości? A jeśli referendum nie będzie ważne, to wycofa się z homofobicznego prawa? Zapewne nie, ale to wszystko nie jest poważne - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską András Léderer z Węgierskiego Komitetu Helsińskiego.

András Léderer, Węgierski Komitet Helsiński
András Léderer, Węgierski Komitet Helsiński© WP | Patryk Michalski

Ekspert zwraca uwagę, że połączenie referendum i wyborów daje Fideszowi potężne możliwości. – Prowadzenie kampanii referendalnej nie ma, w przeciwieństwie do wyborczej, limitu wydatków. To znaczy, że rząd może wydawać pieniądze bez żadnej kontroli, bo w praktyce nie ma rozróżnienia na dwie kampanie, nie widać różnic między tym, co jest partyjne, a co państwowe – dodaje. Według organizacji pozarządowych ostatnie sondażowe wyniki dają duże prawdopodobieństwo, że referendum będzie nieważne.

"Viktor Orbán i Władimir Putin wykorzystują dokładnie tę samą narrację w swojej kampanii nienawiści przeciwko mniejszościom seksualnym. Nie chcemy wykluczenia członków rodziny, przyjaciół i współpracowników. Możemy się sprzeciwić, unieważniając referendum" – czytamy w mediach społecznościowych węgierskiego Amnesty International. " W referendum oddaj nieważne głosy na wszystkie cztery pytania. Postaw krzyżyki we wszystkich kratkach. To najskuteczniejszy sposób na wyrażenie pogardy wobec niesprawiedliwych pytań" – zachęcał również węgierski Komitet Helsiński.

POSŁUCHAJ PODCASTU OUTRIDERS O MIESIĄCU WOJNY W UKRAINIE W OPEN FM:

POSŁUCHAJ PODCASTU OUTRIDERS O MIESIĄCU WOJNY W UKRAINIE W SPOTIFY:

Z Budapesztu Patryk Michalski