WP ujawnia kulisy polowań ministra Szyszki - strzela i nie płaci
Jan Szyszko utrzymuje, że gdy jest zapraszany na polowania, to wpłaca darowizny na fundację należącą do związku łowieckiego. Problem w tym, że w latach 2014-16 minister nie dał na tę fundację ani złotówki, choć nieraz polował w ośrodkach PZŁ - ustaliła Wirtualna Polska. Jedyna darowizna, jaką do tej pory wykazał Szyszko, została przelana, gdy dotarliśmy do uczestników skandalicznego polowania na bażanty.
Po ujawnieniu przez Wirtualną Polskę, że Jan Szyszko 11 lutego brał udział w rzezi bażantów, rzecznik ministra Paweł Mucha mówił, że "jeśli ktoś zaprasza ministra na polowanie, to minister dokonuje wpłaty na rzecz Fundacji Hodowli i Reintrodukcji Zwierząt Dziko Żyjących".
Sprawdziliśmy to twierdzenie. Według naszych ustaleń w 2016 roku minister nie wpłacił na fundację ani złotówki. Z raportów złożonych przez tę organizację wynika z kolei, że również w 2015 i 2014 roku od osób fizycznych nie wpłynęła żadna darowizna Ostatnia tego typu wpłata miała miejsce w 2013 roku, gdy na konto fundacji wpłynęło 50 zł.
Zdaniem informatorów WP w ostatnich czterech latach Jan Szyszko nieraz brał udział w polowaniach w ośrodkach należących do Polskiego Związku Łowieckiego.
Czy minister środowiska może udowodnić, że zapłacił z własnej kieszeni za choć jedno polowanie?
Jego rzecznik do tej pory nie odpowiedział na pytania wysłane przez nas 10 marca. W ciągu niemal dwóch tygodni Paweł Mucha nie był w stanie też przedstawić żadnych faktur. Zapewniał jedynie, że minister zawsze "stara się płacić" za polowania, na które jest zapraszany.
Jeden z naszych rozmówców związany ze związkiem łowieckim podkreśla, że zgodnie z zasadą wprowadzoną przez szefa PZŁ Lecha Blocha, gdy do ośrodków są zapraszani politycy, za polowania zawsze płacą prywatni sponsorzy.
Bloch, pytany przez WP, kto zapraszał na polowanie na bażanty 11 lutego, odpowiedział, że "zapraszali lekarze". Nie chciał jednak podać ich nazwisk. Na pytanie o sponsora polowania nie odpowiada również rzecznik resortu środowiska.
Nam udało się ustalić, że 20 tys. zł za polowanie na początku lutego zapłaciło dwóch prywatnych sponsorów. Według dwóch naszych informatorów jednym z nich był znany lekarz z Warszawy, który jest znajomym szefa PZŁ. Udało się nam dotrzeć do osoby, która go zna.- Jest majętny i stać by go było na fundowanie takiego polowania, ale nie jest znany z rozrzutności. Chyba, że miał interes - zastanawia się w rozmowie z WP znajomy lekarza.
Wirtualna Polska od dwóch tygodni próbuje skontaktować się z lekarzem, który jest jednak nieuchwytny i za każdym razem gdy dzwonimy utrzymuje, że ma spotkanie albo przyjmuje pacjentów. Próbujemy więc w sobotę wieczorem prosząc, by odpowiedział tylko na jedno pytanie - czy fundował polowanie 11 lutego. W słuchawce zapada cisza.
Po czym nasz rozmówca rzuca, że jest na spotkaniu i prosi o telefon o godz. 12 w poniedziałek. Dzwonimy, zgodnie z umową, ale lekarz nie odbiera. Wieczorem oddzwania jego adwokat. Mężczyzna prosi o wysłanie pytań mailem obiecując, że niezwłocznie odpowie. Do czasu publikacji tekstu odpowiedź jeszcze nie nadeszła. Zdaniem rzeczniczki związku łowieckiego Diany Piotrowskiej Szyszko po polowaniu na bażanty 11 lutego z pewnością wpłacił 1000 zł na Fundację Hodowli i Reintrodukcji Zwierząt Dziko Żyjących. Kiedy? - 22 lutego - odpowiedziała na pytanie WP Piotrowska.
Stało się to więc dokładnie tego samego dnia, kiedy dotarliśmy do uczestników opisanego później polowania na bażanty.
Niezależnie od wpłaty na fundację Szyszko powinien wpisać darowiznę w postaci opłaconego polowania do rejestru korzyści. W ostatnim rejestrze korzyści Jana Szyszki z 2016 roku próżno szukać informacji o tym, że polityk choć raz przyjął prezent w postaci sfinansowanego przez kogoś polowania. Jest za to m.in. informacja o tym, że minister dostał warty 1500 zł zegar "osadzony w grawerowanej łopacie".