WP ujawnia kulisy lobbingu. „Politycy dzielą się na przydatnych i nieprzydatnych”
Zaproszenia od „księcia" na „wielkopańskie” polowania, wystawne kolacje, ksiądz lobbysta i podział polityków na „nieprzydatnych i przydatnych, którzy tworzą dwór” – WP ujawnia kulisy lobbingu najskuteczniejszej partii w Sejmie. Wojnę partii myśliwych miał wypowiedzieć Jarosław Kaczyński. Na razie przegrywa.
Hotel sejmowy, 2013 rok. Myśliwska orkiestra przygrywa z fantazją - od jazzowych standardów po „Besame mucho”. Długi stół ugina się pod przysmakami z dziczyzny. Politycy mogą skosztować ziołowego salami z jelenia i wędzonkę z dzika. Z talerzami w rękach tłoczą się posłowie zarówno rządzącej wówczas Platformy, jak i PiS. Nad stołem góruje logo Polskiego Związku Łowieckiego. Nieco dalej przy stoisku z łowieckimi pamiątkami nachyla się Jan Szyszko. W kącie, tuż za orkiestrą jest stolik dla wybrańców. Siedzi przy nim szef PZŁ Lech Bloch tytułowany też oficjalnie łowczym krajowym, lub mniej oficjalnie - księciem.
O sposobie działania władz związku łowieckiego opowiada nam jeden z jego pracowników. Według niego ważną rolę w nawiązywaniu kontaktów z politykami odgrywają łowczy okręgowi, czyli przedstawiciele władz PZŁ w całej Polsce.
- Tak się dzieje od lat. To normalny lobbing. Łowczy pracujący w zarządach wojewódzkich PZŁ od czasu do czasu dostają prikaz, by docierać do posłów ze swoich okręgów. Oficjalnie nie można się do tego przyczepić, bo zawsze można powiedzieć, że to tylko promowanie łowiectwa – mówi pracownik PZŁ.
„Politycy dzielą się na nieprzydatnych i przydatnych”
Polityk i myśliwy, który zna szefa PZŁ: - Bloch dzieli polityków na nieprzydatnych i przydatnych. Ci drudzy są zaliczani do dworu. Związek zaprasza na kolacje. Gra orkiestra, jest wystawne jedzenie, jest miło i szykownie. Do polityków wchodzących w skład dworu są kierowane zaproszenia na wielkopańskie polowania, jak np. to na bażanty.
Inny polujący polityk wyjaśnia, że największy prezent, jaki od związku dostają parlamentarzyści, to zaproszenia na polowania. – W przypadku polowania na grubego zwierza wartość trofeum sięga od kilku do nawet kilkunastu tysięcy złotych. Koledzy nieraz po takim polowaniu pokazywali zdjęcia w komórkach chwaląc się, jaki okaz strzelili. - Wygląda to tak, że jednego dnia jest polowanie i biesiada, jest zapewniony nocleg, a następnego dnia dostaje się gotowe trofeum. I za nic nie trzeba płacić – opowiada.
Były pracownik związku łowieckiego precyzuje, że przy polowaniach w należących do PZŁ Ośrodkach Hodowli Zwierzyny można polować zarówno na grubego zwierza, jak jelenie, czy daniele, jak i na gęsi, czy bażanty. – W przypadku grubego zwierza decyzja o darmowym odstrzale musi być podpisana przez samego szefa PZŁ. W teorii ma to zapobiegać korupcji. Ale dzięki temu nic się nie dzieje bez wiedzy łowczego krajowego – tłumaczy nasz informator. Inaczej jest z polowaniami na ptaki, które są hodowane w ośrodkach PZŁ – za taką rozrywkę musi ktoś zapłacić.
„Jak przyjeżdża książę, to wszyscy stają na baczność”
W przypadku opisanego przez Wirtualną Polskę polowania na bażanty z udziałem ministra środowiska płacili prywatni sponsorzy. Uczestnik polowania: - Szyszko i Bloch nieraz polowali w Grodnie. Zawsze, jak tylko się dowiadujemy, że ma przyjechać szef PZŁ, którego nazywamy „księciem”, to wszyscy są stawiani na baczność. Jak on zaprasza kogoś na polowanie to wszystko musi być na najwyższym poziomie.
„Książe” stoi na czele łowieckiego królestwa objętego szczególnym przywilejem - PZŁ działa na podstawie ustawy prawo łowieckie i staje się właścicielem każdego ustrzelonego na polowaniu zwierzęcia, co jest wyjątkiem od zasady, że zwierzyna żyjąca w stanie wolnym należy do skarbu państwa.
Szef PZŁ wyspecjalizował się w obronie korzystnego dla niego status quo w pozyskiwaniu sojuszników wśród polityków rożnych opcji. Tak tworzona partia myśliwych potrafi być bardziej skuteczna nawet od rządu. W poprzedniej kadencji przekonała się o tym Platforma, która podjęła się próby zmiany prawa łowieckiego i podporządkowania związku łowieckiego ministerstwu środowiska. Okazało się, że projekt przepadł, bo przeciwko własnej partii opowiedziała się część posłów PO, „przekabaconych” przez PZŁ. Przeciwko zmianom był wówczas Jan Szyszko, który od lat ma opinie sprzymierzeńca szefa związku łowieckiego.
Były współpracownik Lecha Blocha: - Znają się od dawna. Szyszko wpadał do gabinetu w siedzibie PZŁ. Znają się prywatnie, razem polują.
Co łączy szefa PZŁ i Jana Szyszkę?
Współpracownik szefa PZŁ: - Co ich łączy? To zagadka, dużo się nad tym zastanawiałem, ale nie mam pomysłu. Szyszkę i Blocha dzieli wszystko. Jeden blisko Kościoła, a drugi to współpracownik SB. Nie wiem czemu Szyszko tak broni Blocha
Bloch został w 1983 roku zarejestrowany jako tajny współpracownik SB o pseudonimie „Kazimierz”. W jego teczce znajduje się odręcznie podpisane oświadczenie o współpracy z SB „w zakresie osób, faktów i zagadnień interesujących tę służbę”.
Rzeczniczka PZŁ Diana Piotrowska podkreśla, że Lech Bloch sam zerwał współpracę z SB. Pytana przez WP o relacje władz związku z politykami przekonuje, że nie jest to lobbing. Tłumaczy, że Szyszkę i Blocha łączy „wspólna pasja - łowiectwo”, a na polowania, hubertusy czy targi łowieckie nie są zapraszani tylko posłowie wspierający PZŁ.
- Jeśli premier, prezydent czy posłowie są myśliwymi, a odbywa się ogólnopolska impreza łowiecka, to pominięcie ich byłoby nietaktem – mówi WP rzeczniczka. – Tu nie chodzi o politykę, tylko o łowiectwo – dodaje Piotrowska.
Rzecznik ministra środowiska Paweł Mucha nie odpowiedział na pytania WP wysłane 22 marca.
„Nauka nie istnieje bez Boga”
Węgrów, jesień 2016 roku. Uroczyste obchody hubertusa, czyli święta myśliwych, zaczynają się od mszy. Na scenie obok licznych księży i szefa PZŁ jest też Henryk Kowalczyk, wówczas minister w kancelarii premier Szydło i Maria Koc, wicemarszałek Senatu z PiS. Nad nimi góruje olbrzymi baner z logo PZŁ i napisem: „Patronat honorowy prof. dr hab. Jan Szyszko – minister środowiska”. Po mszy przemawia Szyszko. Przekonuje, że „Polska jest wzorem w zakresie działania koncepcji zrównoważonego rozwoju” wspieranej przez naukę. „Nauka nie ma możliwości istnienia bez Boga” – podkreśla minister.
Uroczystość kończy wręczenie odznaczeń łowieckich. Jednym z nich szef związku łowieckiego dekoruje ks. Tomasza Duszkiewicza. W tle słychać fanfary i szczekanie psów myśliwskich.
Ks. Duszkiewicz pracuje w parafii w Węgrowie. Jest myśliwym, bliskim znajomym Jana Szyszki. Pełni też rolę kapelana dyrekcji generalnej podlegających ministrowi środowiska Lasów Państwowych. – Był nawet pomysł, by mianować go kapelanem myśliwych. To dzięki niemu ogólnopolski hubertus został przeniesiony do Węgrowa – wyjaśnia jeden z członków PZŁ.
Kapłan jest też częstym gościem w Sejmie. Z sejmowej galerii obserwował niedawną debatę nad wnioskiem o odwołanie ministra środowiska. Pojawił się też na grudniowym posiedzeniu sejmowej komisji środowiska. Po nieudanej próbie zmiany prawa łowieckiego przez PO, teraz za ustawę określającą status związku łowieckiego bierze się PiS. Ustawa powinna być znowelizowana ze względu na wyrok TK, który zobowiązał Sejm do zmiany części przepisów. Przy okazji do projektu autorstwa ministra środowiska dopisano przepisy korzystne dla myśliwych.
Ks. Duszkiewicz na grudniowym posiedzeniu komisji zabrał głos jako reprezentant kapelanów leśników i myśliwych, którzy popierają projekt Jana Szyszki. Kapłan przekonywał, że związek łowiecki to „ostoja polskości, tradycji i kultury”.
Projekt jest obecnie w sejmowej komisji, ale prace nad nim stanęły po tym, jak jego zapisy skrytykował Jarosław Kaczyński.
Konflikt w rządzie. Szyszko w mniejszości
Z informacji Wirtualnej Polski wynika, że na tle prawa łowieckiego i przepisów dotyczących odszkodowań za szkody łowieckie, które są wypłacane rolnikom przez myśliwych doszło do konfliktu ministrów środowiska i rolnictwa. Krzysztof Jurgiel razem z ministrem finansów i rozwoju Mateuszem Morawieckim uznali pomysł pokrywania szkód z państwowej kasy za niekorzystny dla budżetu (obecnie za szkody płacą koła łowieckie).
Jeden z ministrów przyznaje w rozmowie z WP, że Szyszko jest w tej sprawie całkowicie osamotniony. - Przeciwko niemu jest Beata Szydło, Mateusz Morawiecki, Krzysztof Jurgiel i przede wszystkim Kaczyński. Na jednym z posiedzeń Szyszko powiedział nawet, że poda się do dymisji, jeśli będziemy chcieli zlikwidować PZŁ. Wszyscy się zastanawiamy, dlaczego on tak broni tego związku – mówi nam minister.
Według naszych informacji przeciwnicy ministra środowiska po cichu wsparli szefa rolniczego OPZZ Sławomira Izdebskiego, który przygotował projekt ustawy odbierający związkowi łowieckiemu specjalny status i przekazujący część jego kompetencji naczelnej radzie łowieckiej.
Pierwsza zapowiedź powstania projektu wywołała ekspresową reakcję Jana Szyszki. Szef resortu środowiska wysłał pismo do szefa PZŁ, które wśród członków zrzeszenia jest nazywane listem miłosnym. Minister zapewnił w dokumencie, że PZŁ dobrze „chroni interesy swoich członków” i jest „silnym głosem polskiego łowiectwa na arenie międzynarodowej”.
„Kaczyński przejdzie do historii, jak wygra z lobby myśliwych”
Z gabinetu szefa rolniczego OPZZ na 29. piętrze wieżowca roztacza się imponujący widok na Warszawę. Sławomir Izdebski siedzi rozparty w fotelu i rzuca do słuchawki: - Do czwartku muszę mieć gotowe opinie prawne do projektu. Izdebski nabrał wiatru w żagle po tym, jak został w lutym przyjęty na Nowogrodzkiej przez Jarosława Kaczyńskiego. Liczy, że jego projekt uderzający w związek łowiecki zostanie złożony w Sejmie przez PiS.
- W Sejmie jest lobby myśliwych, które zawsze wygrywało. Robili wszystko, by obronić to państwo w państwie, jakim jest PZŁ. Wierzę, że Jarosław Kaczyński przejdzie do historii robiąc z tym porządek – przekonuje Izdebski w rozmowie z WP.
Zdecydowania po stronie PiS jednak nie widać. Po miesiącu od spotkania z Kaczyńskim projekt nie został jednak złożony w Sejmie, a politycy PiS przyznają, że nie ma decyzji, czy pomysły Izdebskiego zostaną wykorzystane. Krzysztof Jurgiel pytany przez WP o sprawę mówi, że prawo łowieckie podlega ministrowi Szyszce. Równie małomówny jest Ryszard Terlecki . – Trwają prace, ale nie mogę mówić o szczegółach – tłumaczy nam szef klubu PiS.
Grudzień zeszłego roku. Siedziba PZŁ przy Krakowskim Przedmieściu w Warszawie. Na świąteczne spotkanie z władzami PZŁ zostało zaproszonych kilkunastu posłów. Nie wszyscy są myśliwymi. Do jednego z nich podchodzi ks. Duszkiewicz. - Panie pośle, może by pan zaczął polować? Trzeba wspierać łowiectwo – rzuca.
Grzegorz Łakomski