Wokół konferencji bliskowschodniej robi się ciekawie. To ważne nie tylko dla Polski
Konferencja bliskowschodnia w Warszawie nie musi być ani nudna, ani niepotrzebna, jak twierdzą krytycy. Nie tylko polski rząd ma kilka rzeczy "do ugrania". Może dojść nawet do wydarzeń przełomowych.
Jeden z brytyjskich komentatorów uznał, że bliskowschodnia konferencja w Warszawie została w Europie przyjęta "zbiorowym ziewnięciem", co oznacza kompletny brak zainteresowania. Rzeczywiście spotkanie na temat bezpieczeństwa w regionie bez udziału Iranu, Iraku, Libanu, Turcji czy Rosji nie może przynieść przełomu ani w sprawie walki z terroryzmem, ani nawet powstrzymania ekspansji Iranu. Odmowa uczestnictwa ze strony Palestyny pozbawia też sensu rozmowy na temat konfliktu z Izraelem.
Nie oznacza to jednak, że polski rząd nie będzie mógł ogłosić sukcesu na użytek wewnętrzny, co ma znaczenie zwłaszcza w roku wyborczym. Rząd PiS uwikłany w spór o ustawę o IPN czy konflikt z UE , potrzebuje serii spotkań z wiceprezydentem i sekretarzem stanu USA, premierem Izraela oraz przyjazdu kilku europejskich i arabskich szefów dyplomacji.
To niewątpliwe zwycięstwo wizerunkowe, choć krytycy podkreślają, że osiągnięte kosztem dalszego ochłodzenia relacji z Brukselą, Paryżem i Berlinem oraz uznania Warszawy za "wykonawcę poleceń Waszyngtonu". Podporządkowanie relacji zagranicznych polityce krajowej nikogo już nie dziwi. Tym razem jest jednak szansa na pewne zyski które ograniczą, a może nawet zrównoważą koszty.
Konferencja spełnia oczekiwania USA
Spotkanie na Stadionie Narodowym jest bardzo ważne dla Amerykanów, o czym świadczy obecność wiceprezydenta Mike’a Pence’a. Donald Trump traktuje przeciwdziałanie wpływom Iranu na Bliskim Wschodzie jako jeden z priorytetów polityki zagranicznej. Wygląda na to, że organizując konferencję Warszawa świadczy usługi, których żaden inny partner europejski nie chciał i to z pewnością zostanie odnotowane.
Warszawa jest przy tym miejscem bardzo wygodnym. Polska nie jest zaangażowana w spory na Bliskim Wschodzie i traktowana jest neutralnie. Dlatego sam przyjazd na konferencję nie sprawia kłopotów zaproszonym delegacjom. Na Stadionie Narodowym śmiało mogliby pojawić się Palestyńczycy, Rosjanie czy Turcy, a ich nieobecność nie ma nic wspólnego z gospodarzem.
Amerykanie mogą odwdzięczyć się nie tylko wizerunkowo. Nie chodzi przy tym o wizy. W tej sprawie nic się nie zmieni, bo kluczowe znaczenie liczba odmów, która zmniejsza się i w 2018 r. wyniosła zaledwie 3,99%. Jeżeli spadnie o jeszcze jeden punkt procentowy, to Polacy będą mieli szansę na swobodne poróżowanie do USA niezależnie od szczytu.
Wyświadczenie przysługi administracji Donalda Trumpa może natomiast pomóc w staraniach o zwiększenie obecności amerykańskich żołnierzy w Polsce, ułatwić dostęp do technologii czy negocjowanie kontraktów, co potwierdza podpisanie umów na dostawę systemów artylerii rakietowej HIMARS. Ambasador USA Georgette Mosbacher zapowiada też zwiększenie zaangażowania USA w naszej części Europy i rozlokowanie w Polsce większej liczby żołnierzy. To niewątpliwie dobra wiadomość, choć o szczegółach przesądzi "raport wykonalności", nad którym obecnie pracuje Pentagon.
Dwie szanse na przełom
W Warszawie, pierwszy raz od ponad 20 lat, pojawiła się szansa na znaczące spotkanie pomiędzy Izraelczykami i Arabami znad Zatoki Perskiej. Stadion Narodowy daje możliwość dyskretnych rozmów lub demonstracyjnego podkreślenia wspólnoty interesów. Politycznym trzęsieniem ziemi będzie, jeżeli premier Izraela Beniamin Netanjahu publicznie uściśnie dłoń szefowi saudyjskiej dyplomacji Adelowi al-Dżubeiriemu. Oba kraje coraz bliżej, choć nieoficjalnie, ze sobą współpracują, a łączy je wspólny wróg – Iran.
Drugim ważnym wydarzeniem regionalnym może być przełamanie izolacji Kataru, który przysłał swoją delegację. Konflikt między tym krajem i innymi państwami Zatoki Perskiej trwa od ponad roku, a Warszawa, jako miejsce neutralne, jest świetnym miejscem do spotkania i zakończenia sporu, na którym nikt już nie zyskuje.
Oczywiście nie wiadomo, czy którakolwiek z tych rzeczy się stanie. Istnieje ryzyko wpadek, zarówno organizacyjnych, jak i politycznych. Przykładem tego może być zestawienie słów ministra Jacka Czaputowicza i premiera Netanjahu. O ile Polak podkreśla, że szczyt nie jest wymierzony przeciwko żadnemu krajowi, to szef rządu państwa żydowskiego otwarcie przyznaje, że najważniejszym celem spotkania jest powstrzymanie ambicji Iranu. Takich "wypadków przy pracy" może być więcej.
Jedynym politykiem, który jeszcze przed rozpoczęciem konferencji może ogłosić sukces jest właśnie Netanjahu. Polityk wykorzysta okazję i wygłosi płomienne przemówienie przeciwko Iranowi. Głęboko podzieleni Izraelczycy zgodni są jedynie w ocenie zagrożenia ze strony Teheranu, a publiczne wystąpienie w obecności Amerykanów, Europejczyków i Arabów świetnie wpisze się w jego kampanię wyborczą.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl