ŚwiatZakup wyrzutni HIMARS. Błaszczak ogłasza triumf. Eksperci są innego zdania

Zakup wyrzutni HIMARS. Błaszczak ogłasza triumf. Eksperci są innego zdania

Zakup wyrzutni HIMARS. Błaszczak ogłasza triumf. Eksperci są innego zdania
Źródło zdjęć: © Wikimedia Commons CC BY-SA
Oskar Górzyński
11.02.2019 12:59, aktualizacja: 11.02.2019 16:21

"Mamy to!" - ogłosił szef MON Mariusz Błaszczak, komentując zapowiadany zakup wyrzutni rakietowych HIMARS i chwaląc się spełnioną obietnicą. Ale eksperci są zdecydowanie bardziej sceptyczni. Oczekiwania mocno rozminęły się z rzeczywistością. Wyrzutni jest mniej, niż zakładano, a zakup nie wzmocni polskiego przemysłu.

Błaszczak zapowiedział zakup wyrzutni w ramach programu Homar podczas niedzielnej konferencji w 1. Warszawskiej Brygadzie Pancernej. Poinformował, że Polska zamierza kupić jeden dywizjon artylerii rakietowej HIMARS, to znaczy 20 wyrzutni, wraz z ok. 300 pociskami oraz systemem kierowania ogniem. Koszt netto to 414 milionów dolarów, czyli ponad 1,5 miliarda złotych. Podpisanie umowy ma zbiec się w czasie z przyjazdem amerykańskiego wiceprezydenta Mike'a Pence'a i organizowaną w Warszawie konferencją bliskowschodnią.

Spotkanie prasowe została zwołane dzień po tym, jak informacje o planach sfinalizowania umowy podała Wirtualna Polska.

"Mamy to! W środę podpisujemy umowę na dostawę wyrzutni rakietowych HIMARS! Rząd PiS dotrzymuje słowa. Obiecaliśmy, że zmodernizujemy i unowocześnimy Wojsko Polskie i z tego zadania się wywiązujemy. Wszystko co dotyczy bezpieczeństwa, zawsze będzie w centrum naszej uwagi!" - napisał na Twitterze szef MON.

Niemal natychmiast ogłoszony przez ministra sukces spotkał się ze sporą krytyką. Choć zapowiadany zakup jest zgodny z tym, co resort zapowiadał w ubiegłym roku, to jednak w jaskrawy sposób odbiega od pierwotnych założeń programu HOMAR, który miał być jednym z najważniejszych programów modernizacji polskiej armii.

Według ambicji MON, zakupiony system artylerii miał zawierać nie 20, lecz 160 wyrzutni, być przystosowany do polskich warunków i zintegrowany z polskimi systemami oraz pozwolić na przepływ technologii do polskiego przemysłu. Żaden z tych warunków nie został spełniony, bo w obliczu wysokich kosztów i trudnych negocjacji MON zmienił swoje podejście. W efekcie nowe wyrzutnie będą miały osobny, amerykański system kierowania ogniem i nie będą sprzęgnięte z polskim systemem Topaz.

Zakup "z półki" zamiast na miarę

Zdaniem Remigiusza Wilka, eksperta wojskowego i redaktora naczelnego Militarnego Magazynu MILMAG, problemów związanych z zapowiadanym zakupem nie brakuje.

- HIMARS to świetna wyrzutnia rakietowa, sprzęt z najwyższej półki. Krytyka dotyczy głównie sposobu sfinalizowania całej umowy. Problemów jest kilka: przede wszystkim nie wiemy, co zamówiono - w tym ile pocisków rakietowych kupujemy. System prosto z "amerykańskiej półki" będzie niedostosowany do systemu dowodzenia i do polskiej logistyki. A do tego brakuje elementów, który pełny dywizjon powinien mieć. Przede wszystkim wozów logistycznych służących do dowożenia pocisków do wyrzutni i wozów ewakuacji. Minister powiedział, że one będą, ale nie wiadomo kiedy i jak – ocenia Wilk.

Jak wyjaśnia, dysonans między oczekiwaniami a rzeczywistością wynika m.in. z ogromnych potrzeb polskiego wojska przy ograniczonych środkach. A także z pośpiechu, podyktowanego zarówno potencjalnym zagrożeniem, jak i polityką.

- Sprzęt opracowany przez jedno państwo i dostosowany do jego wymagań, nawet najlepszy, niekoniecznie pasuje do innego. A wdrożenie go, przystosowanie i "spolonizowanie" zajmuje mnóstwo czasu i zależy od zdolności przemysłu. Tymczasem polityk w roku wyborczym potrzebuje sukcesu, a wojsko naprawdę pilnie potrzebuje zestawu o takich zdolnościach rażenia - ocenia ekspert.

- Zdarza się jednak, że kupuje się szybko i drogo, a dopiero później zastanawia się, jak będzie wyglądało wsparcie i ile wyniesie całkowity koszt utrzymania. Czy tak wyglądało to w tym przypadku? Tego nie wiemy, bo nie mamy pełnego wglądu w polityczny aspekt zakupu. Nie wiemy, czy umowie towarzyszyły dodatkowe gwarancje obronne, nie wiemy jak będą wyglądały dalsze zamówienia na system HIMARS i w jakiej będzie konfiguracji - dodaje.

Pięć sukcesów zamiast jednego

Krytyki nie szczędzi też gen. Jarosław Stróżyk, były attache wojskowy w ambasadzie RP w Waszyngtonie. Jak ocenił, jest to kolejny "cząstkowy" zakup uzbrojenia przez MON. Wcześniej pierwotnym oczekiwaniom nie sprostały zakupy systemów obrony przeciwrakietowej Patriot (kupiono 2 baterie zamiast zapowiadanych 8) oraz śmigłowców (4 z 50). Zdaniem wojskowego, winnymi są niekompetencja oraz polityka.

- Amerykanom lepiej sprzedawać po kawałku, bo w sumie wychodzi drożej. Nam też lepiej, bo zamiast jednego sukcesu można ogłosić pięć - podsumowuje w rozmowie z WP.

Także on wskazuje na brak korzyści dla polskiego przemysłu. Jednym z planowanych sposóbów włączenia miało być wykorzystanie podwozi produkowanych przez włączone do Polskiej Grupy Zbrojeniowej zakłady Jelcz. Jak jednak wskazuje Wilk, mogłoby to się wiązać z dodatkowymi problemami, np. potrzebą uzyskania certyfikacji, co wymaga czasu i dodatkowych pieniędzy.

- Koniec końców minister może powiedzieć, że jest sukces i będziemy mieć cały dywizjon. A że trzeba będzie do niego dokupić jeszcze pojazdy za pół miliarda, albo dodatkową amunicję, bo ta która jest wystarczy na jedną salwę, to inna sprawa - podsumowuje.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (568)
Zobacz także