Wojownicy, rzezańcy i nałożnice - dawni Słowianie na krańcach świata
Średniowieczni Słowianie w Hiszpanii, Afryce i na Bliskim Wschodzie? To nie żarty, we wczesnym średniowieczu pojawiali się tam całymi tysiącami. Wielu z nich czekał los pełen przygód i niebezpieczeństw. Tworzyli m.in. najbardziej cenione elitarne gwardie świata arabskiego - Saqāliba.
19.11.2014 17:25
Od VI do IX wieku Słowianie, którzy docierali na Bałkany znad Dunaju, toczyli krwawe walki z Cesarstwem Bizantyjskim. Zajęli tereny dzisiejszej Chorwacji, Bośni, Serbii i Bułgarii, a na obszarze Grecji zepchnęli Bizantyjczyków do niewielu największych miast portowych. Jednak już w VII wieku władcy Konstantynopola rozpoczęli serię kontrofensyw, które w ciągu następnych stuleci przywróciły bizantyjskie panowanie nad południowymi Bałkanami, w efekcie czego tamtejsi Słowianie z czasem zmieszali się z Grekami. Polityka basileusów polegała nie tylko na podporządkowaniu jasnowłosych najeźdźców, ale także na przesiedlaniu całych ich plemion na oddalone tereny cesarstwa. Mieli tam walczyć z azjatyckimi wrogami Bizancjum.
Wojowniczy przesiedleńcy z Bałkanów
Liczone w tysiącach grupy słowiańskich mężczyzn, kobiet i dzieci przenoszono początkowo do północnej i wschodniej Anatolii, gdzie mieli stanowić zaplecze rekrutacyjne dla greckich wojsk walczących z Arabami. W VII wieku cesarstwo znajdowało się w głębokiej defensywie podczas walk z armiami następców Mahometa, potrzebowało więc bitnych wojowników. Kolejne słowiańskie plemiona przerzucano coraz bliżej frontu, aż pod koniec lat 50. VII wieku osiedlono część z nich na granicy z zajętą przez Arabów Syrią.
Niektórzy badacze uważają, że Słowian sprowadzano na zasadzie najemniczej, jednak źródła z epoki wydają się raczej twierdzić, że byli przenoszeni przymusowo. Czy jednak Grecy traktowali ich jak "prawdziwych" niewolników (tyle że uzbrojonych i przeznaczonych do walki), nie wiadomo. Jeśli nawet, szybko przyznano im status ludzi wolnych, tyle że obarczonych obowiązkiem ochrony granic.
Sytuacja ta nie trwała długo, gdyż Słowianie już po kilku latach zaczęli przechodzić na stronę muzułmanów! Jak podaje bizantyjski historyk Teofanes, już w 663 roku 5 tysięcy wojowników oddało się pod opiekę Arabom, którzy osadzili ich po drugiej stronie płonącej granicy, w okolicach północnosyryjskiego miasta Apamea. Teraz ich zadaniem była walka z... Bizantyjczykami. Przypuszczalnie podążyły za nimi rodziny, czyli pod Apameą mogło osiąść plemię liczące nawet 20-25 tysięcy osób.
Teofanes podaje także, że jedno pokolenie później, w 697 roku, kolejna grupa Słowian, tym razem w sile 20 tysięcy wojowników, uznała zwierzchność arabskiego kalifa Abd al-Malika ibn Marwana (panował 685-705). Jeśli mieli ze sobą żony i dzieci, mogło chodzić aż o sto tysięcy ludzi. Oddano im do dyspozycji tereny pod miastami Antiochia i Kyrrhos, a więc niedaleko Apamei. Z tego wynika, że Arabowie celowo tworzyli "strefę słowiańską" na pograniczu bizantyjskim. Największa osada zamieszkana przez przybyszów nosiła nazwę Saqlabija - Miejscowość Słowian.
Z naszego dzisiejszego punktu widzenia wydaje się dziwne, że Słowianie, a więc lud europejski, "zdradzali" chrześcijańskich Bizantyjczyków i stawali przeciw nim ramię w ramię z muzułmanami. Należy jednak pamiętać, że ówcześni Słowianie nie poczuwali się do "wspólnoty europejskiej", co więcej, byli poganami. Poza tym właśnie Bizantyjczyków uznawali za swych odwiecznych wrogów, którzy pod przymusem kazali im osiedlić się w nieznanych stronach. Z tego wynika, że widzieli więcej powodów, by "zdradzić" cesarstwo, niż je wspierać.
Rodzi się kolejne pytanie: czy przechodząc pod patronat arabski, przyjmowali islam? Źródła nic na ten temat nie mówią, zatem można przypuszczać, że przybysze pozostawali przy swojej wierze. Ówcześni muzułmanie nie wymagali od sprzymierzeńców, najemników ani niewolników konwersji na wiarę w Allaha. Zapewne dopiero potomkowie owych pierwszych na Bliskim Wschodzie Słowian przeszli na islam - a stało się to wtedy, kiedy już wrośli w otoczenie, przyjmując miejscowe zwyczaje i język.
Waleczni brańcy z Rusi
Arabowie nie ograniczali się do przyjmowania zbiegów z obozu wroga. Historyk al-Baladuri donosi, że ostatni kalif z dynastii Omajjadów, Marwan II (panował 744-750), osadził nowo sprowadzonych Słowian pod syryjskim miastem Aleppo, a także w pasie ziem biegnącym na wschód aż po północną Mezopotamię, czyli wzdłuż granicy z Bizancjum (co było uzupełnieniem północnosyryjskiej "strefy słowiańskiej" z VII wieku). Przybysze zorganizowali własny system wojskowo-terytorialny, o czym świadczą na przykład nazwy tych ich osiedli, które zawierają wyraz hisn (Hisn Salman, Hisn Zijad), czyli "twierdza", zatem były miejscami silnie umocnionymi.
Skąd pochodzili Słowianie sprowadzeni przez ostatniego Omajjadę? W roku 737 Marwan, jeszcze jako namiestnik Armenii i Azerbejdżanu, poprowadził wielką wyprawę na silny kraj Chazarów nad Wołgą. Spustoszył też pozostające pod chazarską kontrolą ziemie wschodniej Rusi. Właśnie stamtąd przywiódł 20 tysięcy brańców, których po latach osadził na pograniczu bizantyjskim.
Słowianie z północnej Syrii i Mezopotamii (zarówno ci przybyli z Bałkanów, jak i później uprowadzeni z Rusi) walczyli nie tylko z Grekami. Według Teofanesa i arabskiego historyka al-Jaqubiego stanęli po stronie mieszkańców Antiochii w wojnie domowej lat 50. VIII wieku, kiedy nowa dynastia Abbasydów obalała starą Omajjadów. Niedługo potem (757-758) Słowianie ci walczyli również z oddziałami kalifa Abu Dżafara al-Mansura (panował 754-775) z rodu Abbasydów. Ten nie zamierzał darować im sprzeciwu wobec nowej dynastii, ale okazało się, że Słowianie są zbyt silni, aby ich wyrżnąć, zatem ograniczył się do przesiedlenia części z nich do pobliskiej Cylicji (dziś południowa Turcja), czyli na inny odcinek frontu walk z Bizancjum. Źródła nie donoszą o ich kolejnych buntach, przypuszczalnie więc w niedługim czasie zatracili swoją odrębność względem innych zislamizowanych ludów Bliskiego Wschodu.
Afrykańscy jasnowłosi wojownicy
W przerzucanie całych plemion z Bałkanów i Rusi na Bliski Wschód łatwo uwierzyć, znając możliwości cesarstwa i kalifatu. Ale skąd wielotysięczne grupy Słowian wzięły się w Hiszpanii, a nawet w Afryce?
W poprzednim artykule o niewolnikach opisałem działalność Radanitów - kupców żydowskich z miast nad dolnym Rodanem (gdzie od 870 do 1032 roku istniało królestwo Burgundii). Zdominowane przez nich trasy handlowe biegły z Azji Środkowej przez Chazarię i Europę Środkową do Hiszpanii, a dalej przez Afrykę Północną, Egipt i Bliski Wschód do Indii oraz Chin. Wszędzie tam dostarczali towary i niewolników. O rozległych powiązaniach Radanitów wyraźnie mówi raport ibn Chordadhbegha, szefa szpiegów Kalifatu Bagdadzkiego w połowie IX wieku.
Kim byli niewolnicy przewożeni przez nadrodańskich Żydów? Przede wszystkim Słowianami Zachodnimi, wiadomo bowiem, że Radanici skupowali rzesze brańców na terenach środkowoeuropejskich, czyli na ziemiach dzisiejszej Polski, Czech i Niemiec oraz na Połabiu. Potem przewozili ich przez Bawarię lub północną Francję do Lyonu w Burgundii, a następnie ładowali na statki w portach w Arles i Narbonnie, skąd drogą morską transportowali żywy towar do Andaluzji, czyli arabskiej Hiszpanii. Tam sprzedawali tysiące Słowian, a resztę wiedli jeszcze dalej.
Współpracując z koloniami żydowskimi w Maroku, głównie w mieście Fez, Radanici korzystali zapewne z zaczynającego się tam szlaku transsaharyjskiego, którym sprowadzano złoto z państw nad rzeką Niger. Czy w zamian wywożono niewolników słowiańskich aż tak daleko na południe? Jest to możliwe, choć niepotwierdzone w przekazach pisanych.
Radanici podążali też do innych zislamizowanych krain Afryki Północnej. Znajdowali zbyt na silnych mężczyzn w państwach Maghrebu, które uniezależniły się od Kalifatu Bagdadzkiego. Tamtejsi władcy chętnie zatrudniali znanych z waleczności Słowian jako straż przyboczną. Na przykład w państwie Nukur (pogranicze dzisiejszej Algierii i Maroka) w X wieku miejscowi emirowie utrzymywali liczną gwardię zwaną Saqāliba, a więc złożoną ze Słowian, gdyż arabski wyraz as-Saqāliba oznacza "Słowianie". Kiedy na początku XI wieku władca Nukuru postanowił pozbyć się zbytnio wpływowej słowiańskiej straży, ta się zbuntowała. Pokonała wojska emira, po czym wraz z rodzinami uciekła w góry Atlas. Tam gwardziści odpierali ataki sił islamskich, korzystając z umocnień wzniesionej przez siebie twierdzy Kirjat as-Saqāliba (Osada Słowian). Później zapewne zmieszali się z miejscowymi góralami.
Najbardziej cenieni gwardziści świata arabskiego
Nie tylko w Ifrikiji, jak Arabowie nazywali Afrykę Północną, chętnie kupowano Słowian, aby wcielać ich do najbardziej elitarnych formacji bojowych. Straże złożone z "jasnowłosych barbarzyńców" miało wielu władców muzułmańskich. Nawet kalifowie Bagdadu przez krótki czas dysponowali taką gwardią, ale rozwiązali ją pod naciskiem straży tureckiej. Podobny oddział Saqāliba istniał u boku kaganów państwa Chazarów, a stacjonował w ich stolicy, Itilu nad ujściem Wołgi. W Chazarii słowiańscy przyboczni władcy tworzyli wprawdzie tylko jeden z kilku kontyngentów gwardii, ale za to liczny i wpływowy. Przypuszcza się, że podobną straż słowiańską (obok oddziałów rekrutowanych spośród koczowników) mieli również chanowie potężnego Chorezmu (ze stolicą w Chiwie) w Azji Środkowej.
Najsławniejsze słowiańskie oddziały przyboczne znamy z Andaluzji (oczywiście także tam zwano je Saqāliba). W arabskiej Hiszpanii od IX do XI stulecia mamy do czynienia z imponującymi ilościami słowiańskich niewolników-gwardzistów. W stołecznej Kordobie za rządów potężnego emira, a od 929 roku kalifa Abd ar-Rahmana III (panował 912-961) przebywała cała armia słowiańskich strażników tronu - źródła podają rozbieżne dane: od trzech do kilkunastu tysięcy. Parę dekad później, w okresie rozpadu państwa kordobańskiego (druga połowa X i początek XI wieku), słowiańskich wojowników było jeszcze więcej, gdyż uniezależniający się od władzy centralnej emirowie (władający Sewillą, Walencją i innymi ośrodkami lokalnymi) rozbudowywali własne gwardie, złożone właśnie z dzielnych Saqāliba.
Nie dość na tym: niektórzy słowiańscy niewolnicy sięgali po władzę, tworząc małe państwa na terenach Andaluzji, na przykład w Walencji czy Leridzie. Najsławniejszym z tych wywyższonych gwardzistów był Mudżahid (nie znamy jego pierwotnego słowiańskiego imienia), który zbudował samodzielne władztwo na Balearach i przyległym obszarze Półwyspu Iberysjkiego. Rządził nim przez trzy dekady, a w 1045 roku przekazał władzę synowi.
We wszystkich omawianych krajach doborowe straże władców nosiły nazwę Saqāliba, co oznaczało, że tworzone były ze Słowian. Ale dlaczego właśnie z nich? I dlaczego wybierano do tych oddziałów niewolników, a nie wolnych wojów?
Po pierwsze, niewolnicy byli całkowicie zależni od swego pana i tylko jemu zawdzięczali tak życie, jak dobrobyt. Po drugie, wyobcowani w nowym otoczeniu brańcy - szczególnie z tak dalekich stron jak Słowiańszczyzna - rzadziej ulegali próbom przekupstwa. A po trzecie, w krajach arabskich uważano Słowian za znakomitych wojowników.
W XI wieku, na skutek starań Kościoła i zakazów władców niemieckich, stopniowo zahamowano wywóz europejskich niewolników do krajów arabskich. Mimo to gwardie władców muzułmańskich nadal nosiły miano Saquāliba, choć Słowian w ich szeregach było coraz mniej. Liczyła się jednak chlubna nazwa, która nadal wzbudzała strach we wrogach.
Piękne kobiety i przydatni rzezańcy
Niewolnice słowiańskie doczekały się tylko nielicznych wzmianek w źródłach muzułmańskich, jednak wiadomo, że cieszyły się w krajach islamu dużym powodzeniem i płacono za nie wysokie sumy. Istnieje wszakże pewien problem: jako że Arabowie sprowadzali blondwłose dziewczęta z całej strefy nadbałtyckiej i wschodnioeuropejskiej, z całą pewnością wiele z nich pochodziło nie spośród ludów słowiańskich, a fińskich i bałtyjskich. Stąd nie ma pewności, jaka część niewolnic określanych przez muzułmanów "jasnowłosymi" lub "pochodzącymi z Północy" rzeczywiście była Słowiankami. Sprawę dodatkowo utrudnia fakt, że nawet ci Arabowie, którzy raczyli wspomnieć w swoich dziełach o "niegodnych" kobietach przywiezionych z barbarzyńskich krain, nie zniżali się do zapisywania ich imion. A właśnie one mogłyby pomóc naukowcom w określeniu przynależności etnicznej tych pań (o ile w niewoli nie nadawano im imion arabskich).
Zapewne jednak Słowianką była pewna niewolnica, której dotyczyła wzmianka z X wieku odnoszący się do państewka Tahert (zachodnia Algieria). Skoro zasłużyła sobie na miejsce w muzułmańskim przekazie, musiała się wyróżniać czymś więcej niż urodą. Być może dzięki osobistym wdziękom uzyskała wpływ na swego właściciela, a jeśli ten był władcą lub możnym, niewolnica mogła mieć coś do powiedzenia w lokalnej polityce.
W krajach arabskich wielkim wzięciem cieszyli się również rzezańcy, czyli chłopcy, których pozbawiono przyrodzenia. Także oni w dużej mierze wywodzili się z ludów słowiańskich, a w handlu nimi specjalizowali się wspomniani już Radanici (ale też kupcy arabscy oraz chrześcijańscy znad Morza Śródziemnego). Skupowali dzieci płci męskiej w Pradze czeskiej, Magdeburgu i innych dużych ośrodkach Europy Środkowej, po czym przewozili je do bawarskiej Ratyzbony albo położonego na pograniczu niemiecko-francuskim Verdun, gdyż w obu tych miastach poddawano nieletnich brańców "hurtowej" kastracji. Proceder ten był tak gorszący i prowadzony na tak wielką skalę, że w roku 845 synod biskupów francuskich w Meaux potępił pozbawianie męskości młodych niewolników oraz zakazał Żydom i chrześcijanom przewożenia ich przez tereny francuskie do krajów muzułmańskich. Oczywiście postanowienie synodu na niewiele się zdało, gdyż jeszcze przez dwa stulecia transportowano przez Francję i Burgundię słowiańskich rzezańców na rynki arabskie w
Hiszpanii i Afryce Północnej oraz do Bizancjum.
W jakim celu muzułmanie oraz Grecy potrzebowali aż tylu eunuchów? Wielu zatrudniano do pilnowania kobiet z haremów, haremy zaś posiadali nie tylko władcy, ale też szanujący się dostojnicy, a nawet bogaci kupcy. Poza tym wyższe warstwy arabskie i bizantyjskie naśladowały wzory znane z hellenistycznej kultury późnoantycznej - zgodnie z nimi ceniono rzezańców za wrażliwość estetyczną, a także (o ile pozwolono się im kształcić) za "doradztwo" w sprawach artystycznych. Z kolei niektórych wykastrowanych chłopców uczono śpiewu, a to z uwagi na ich nieskażone mutacją głosy. I wreszcie - wbrew powszechnemu mniemaniu, że mężczyzna pozbawiony przyrodzenia musi być zniewieściały - wielu eunuchów szkolono na wojowników, szczególnie strażników osobistych. Arabowie ufali tego typu przybocznym, gdyż ci, nie mając rodzin ani możliwości współżycia z kobietami, całą uwagę poświęcali doskonaleniu umiejętności bojowych i zadaniom wojennym. Jak widać, w świecie islamskim i greckim rzezańcy byli bardzo poszukiwani do wielu
różnorodnych zadań.
Główny towar zacofanej Europy
Oczywiście w krajach muzułmańskich ludzie sprowadzeni z Północy zostawali nie tylko gwardzistami, opiekunami haremów czy nałożnicami. Potrzebowano przecież także służby domowej, pracowników w zakładach rzemieślniczych, wioślarzy na galerach czy wyrobników w kopalniach. Na pewno wielu umierało pod batem nadzorców i z kilofem w dłoni. Z drugiej strony znane są przykłady obrotnych niewolników, którzy w służbie kupieckiej czy administracyjnej dochodzili do sporych majątków albo osiągali wysoką pozycję u boku możnych i władców. Co ciekawe, nie opłacało im się wykupywać z niewoli, gdyż wówczas "wyszliby" z rodu swego pana, a przez to stracili jego kontakty i wpływy, musieliby więc od zera rozkręcać własną działalność.
Oblicza się, że we wczesnym średniowieczu rocznie wywożono z Europy do krajów muzułmańskich (od Hiszpanii po Azję Środkową) niemal 100 tysięcy ludzi. Większość brańców pochodziła z terenów Europy Środkowej i Wschodniej, a w ich gronie przeważającą część stanowili właśnie Słowianie (Zachodni i Wschodni). Był to proceder prowadzony na gigantyczną skalę, przynoszący krociowe zyski kupcom i pośrednikom żydowskim, arabskim, wareskim, chazarskim, chorezmijskim, słowiańskim, niemieckim, francuskim, italskim.
Trzeba równocześnie zdać sobie sprawę, że w owym czasie niemal cała Europa była dla krajów azjatyckich i afrykańskich nieatrakcyjna jako partner gospodarczy, gdyż nie produkowała towarów, które byłyby zdolne zrobić wrażenie na wyrafinowanych odbiorcach arabskich czy indyjskich. Właśnie dlatego aż do XI wieku głównym towarem eksportowym zacofanej gospodarczo Europy byli jej mieszkańcy. Niewolnicy.
Artur Szrejter dla Wirtualnej Polski