Włoszki zostały porwane w Iraku z winy Amerykanów?
Wśród wielu kwestii, które strona włoska chce
wyjaśnić w związku z uprowadzeniem w Iraku wolontariuszek Simony
Pari i Simony Torretty, uwolnionych we wtorek, jest sprawa
rzekomej amerykańskiej listy agentów wywiadu, na którą powoływali
się ich porywacze.
30.09.2004 | aktual.: 30.09.2004 19:08
Pierwszy poinformował o niej szef włoskiego Czerwonego Krzyża Maurizio Scelli po przywiezieniu byłych zakładniczek z Bagdadu. Zastrzegł jednak, że nie jest pewne, czy taka lista w ogóle istnieje.
Scelli zapowiedział, że postara się wyjaśnić, czy rzeczywiście Amerykanie sporządzili listę osób, uznawanych za swoich szpiegów i współpracowników, na której, jak usłyszał od irackiego mediatora, znajdują się nazwiska włoskich pracownic organizacji pozarządowej "Most dla Bagdadu".
Kiedy osiem godzin zamknięty w pokoju czekałem na dziewczęta, emisariusz porywaczy powiedział mi, że nazwiska dwóch Simon umieszczono na liście szpiegów i dlatego byli oni przekonani, że schwytali agentki. Być może po prostu źle zinterpretowali jakąś notatkę, bo oni przecież wszędzie widzą szpiegów - oświadczył Scelli. Dodał, że mediatorzy, choć prawdopodobnie byli to sami terroryści, kazali towarzyszącemu mu irackiemu lekarzowi przysiąc na Koran, że kobiety niosą pomoc humanitarną ludności Iraku. Gdy to uczynił, uwierzyli, że nie są agentkami.
Również Simona Pari i Simona Torretta mówiły po powrocie do Włoch, że początkowo porywacze wzięli je za szpiegów. Zapewniły, że zaczęto je lepiej traktować, gdy wyjaśniły, czym się zajmują.
Przypomina się przy okazji, że ochroniarz Fabrizio Quattrocchi, jeden z czterech porwanych w kwietniu Włochów, został kilka dni później zamordowany dlatego, że terroryści znaleźli przy nim kartę identyfikacyjną, wystawioną przez administrację ówczesnego amerykańskiego gubernatora Paula Bremera. Na jej podstawie uznali, że pracownik ochrony jest szpiegiem USA. Pozostałych trzech zakładników uwolniono w czerwcu w wyniku akcji sił specjalnych.
Sylwia Wysocka