Włoska awantura polityczna nad trumną Eluany Englaro
Historia Eluany Englaro wydaje się nie mieć końca, a jej rodzina nie może zaznać spokoju nawet po jej śmierci. Ta tragiczna historia nie schodzi z pierwszych stron włoskich gazet. Włoscy politycy decydują o prawie do eutanazji, nie tylko jako przedstawiciele wysokiej instytucji, ale również jako przykładni obywatele.
Jednak śledząc liczne wypowiedzi i reportaże dotyczące historii Eluany Englaro, która przypomnijmy po wypadku sprzed kilkunastu laty, była cały czas podtrzymywana sztucznie przy życiu, dochodzimy do wniosku, iż prawo o decydowaniu o własnym życiu i śmierci nie należny do nas, ale do dostojników państwowych. Rodzina zmarłej Eluany, nadal jest szykanowana i napastowana przez dziennikarzy, polityków i innego typu instytucje, które niepytane o zdanie, wypowiadają się na temat tragedii rodzinnej, a co najgorsze nie pozwalają podejmować decyzji rodzinie nawet w kwestii pochówku.
To co się dzieje we włoskich mediach, wydaje się być abstrakcją, niemalże ośmielę się użyć terminu reality show. Gdyż ludzka tragedia, rozpacz i niemoc rodziny Englaro, rozwija się na oczach milionów widzów we Włoszech i na na całym świecie. Zdesperowany ojciec, który prosi reporterów w końcu o "ciszę" po śmierci ukochanej córki, by chociaż w ten sposób oddać cześć zmarłej i nie zakłócać spokoju jej duszy. Niemoc w obliczu prawa i instytucji, które nie pozwalają pochować ukochanego dziecka, gdyż muszą być przeprowadzone dokładne analizy.
Dyskusje polityków, które nie prowadzą donikąd, a pośrodku jeszcze do niedawna znieruchomiałe ciało młodej kobiety, które żyło tylko dzięki aparaturom podtrzymującym jej życie. Pytanie tylko, czy to rzeczywiście jest życie dla osoby, która znajduje się przez kilkanaście lat w tak niezmienionym stanie, i czy to jest rzeczywiście życie dla rodziców, którzy przez cały ten czas udręczeni w bólu i smutku po córce którą utracili, są zmuszani by patrzeć na codzienne zmuszanie bezwładnego ciała ich córki do życia.
Oczywiście nikt nie ma prawa decydować o śmierci i życiu drugiej osoby, ale uważam że w takich sytuacjach jak historia świętej pamięci Eluany Englaro, która ewidentnie przez wiele lat była sztucznie podtrzymywana przy życiu bez żadnych szans i oznak na polepszenie stanu zdrowia, należy pozwolić danej osobie odejść. I nie jest to akt porównywany przez niektórych z morderstwem, tylko natura, która bez postępów współczesnej technologii nie pozwoliłaby na sztuczne podtrzymywanie ludzkiego życia.
Włoscy politycy jednak mają odmienne zdanie, niektórzy twierdzą iż historia Eluany i fakt odłączenia jej od aparatur, to akt barbarzyństwa i łamanie podstaw wiary, inni na szczęście jak Gianfranco Fini mówią, iż nikt nie ma prawa decydować czy dana osoba jest człowiekiem czy tylko istotą wegetującą, a decyzje na temat podejmowanych kroków w stosunku do osoby bliskiej, należy pozostawiać rodzinie i uszanować jej ból, smutek i cierpienie.
Na sam koniec nasuwa się wniosek, iż włoscy politycy zapomnieli, że mają stać na straży państwa, i zajmować się takimi kwestiami jak kryzys gospodarczy, bezrobocie czy chociażby narastająca liczba przestępstw, a zamiast tego bardziej interesują się etyką, prawami wiary i cudzymi problemami, wpychając się "z butami" w cudze życie i ludzkie tragedie.
Poza tym jak zwykle, włoski rząd zdaje sobie sprawę z trudności i niedociągnięć w prawie jak zwykle po fakcie, w obliczu już zaistniałych tragedii i nieszczęść, tak jak właśnie kwestia prawa o eutanazji, która powinna już dawno być rozstrzygnięta.
Z Rzymu dla polonia.wp.pl
Monika Zakrzewska