Właściciel schroniska w Radysach wychodzi z aresztu. Aktywiści są oburzeni

Zygmunt D., właściciel schroniska w Radysach, gdzie w katastrofalnych warunkach trzymano tysiące zwierząt, wychodzi z aresztu. Skalę cierpienia zwierząt pokazało wejście aktywistów, policji i prokuratury do schroniska. Zygmunt D. trafił wtedy do aresztu, w którym spędził nie trzy, ale niecały miesiąc. Zapłacił za to 150 tysięcy złotych.

Właściciel schroniska w Radysach wychodzi z aresztu. Aktywiści są oburzeni
Źródło zdjęć: © Facebook.com
Piotr Barejka

17.07.2020 | aktual.: 17.07.2020 14:17

O dramacie zwierząt w Radysach aktywiści alarmowali od lat, jednak policjanci i prokuratorzy weszli tam dopiero w połowie czerwca. Władze gminy tłumaczyły nam, że dotychczasowe kontrole nie wykazały nieprawidłowości. Jednak działacze "Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami" stwierdzili, że "otwierają się bramy piekieł". Interwencję opisywali jako trudną psychicznie i fizycznie, a dotychczasowe kontrole nazywali pozorowanymi. Na terenie schroniska znaleziono nie tylko chore, ale też martwe zwierzęta.

Jak informowała nas prokuratura, Zygmunt D. usłyszał dwa zarzuty. Jeden dotyczył znęcania się nad zwierzętami poprzez "utrzymywanie psów i kotów w stanie nieleczonej choroby, bez zapewnienia im właściwych warunków bytowania". Prokurator podkreślał "szczególne okrucieństwo" właściciela schroniska. Za ten zarzut groziło mu nawet 5 lat pozbawienia wolności. Poza tym znaleziono przy nim amunicję, na której posiadanie nie miał zezwolenia.

Pojawiały się różne liczby zwierząt, które przebywały w schronisku. Mówiło się o 3 tysiącach, ale też o niecałych 2 tysiącach. Na miejscu okazało się, że zwierząt jest nieco ponad tysiąc. Jednak w przeciągu osiemnastu lat działalności przez schronisko mogły przewinąć się ich dziesiątki tysięcy. Wolontariusze alarmowali, że od początku tego roku schronisko wydało do utylizacji... ponad 3 tony martwych psów.

Schroniska w Radysach nadal działa. A właściciel wychodzi z aresztu

Pomimo aresztowania Zygmunta D., a później również jego syna Daniela D., schronisko w Radysach cały czas działało. I działa do dzisiaj. Co więcej, teraz obaj mężczyźni, po wpłacie 150 tysięcy złotych, zostaną zwolnieni z aresztu. Będą mogli nawet wrócić do pracy w schronisku. - Będą znowu zajmować się zwierzętami, nad którymi się znęcali - oburza się w rozmowie WP Grzegorz Bielawski z "Pogotowia dla Zwierząt".

Grzegorz Bielawski był jedną z osób, które w czerwcu weszły do schroniska razem z policją i prokuraturą. - W mojej ocenie to schronisko powinno być zamknięte. Nie spełnia podstawowych norm - podkreśla. - Dołączyliśmy do postępowania administracyjnego, które toczy się w sprawie cofnięcia zezwolenia na prowadzenie działalności. Mamy nadzieję, że za miesiąc albo dwa to schronisko zostanie zamknięte - dodaje.

Łącznie w czerwcowym przeszukaniu uczestniczyło ponad sto osób, znaleziono 10 martwych psów i 70 zwierząt, które wymagały natychmiastowej pomocy. Większość psów i kotów trafiła do innych schronisk w całej Polsce, między innymi do Warszawy i Krakowa. - Okoliczne gminy nie powinny przywozić tutaj psów, jednak cały czas to robią. Zlecają temu schronisku odłowienie kolejnych zwierząt - mówi aktywista.

Nie tylko Grzegorz Bielawski, ale też inni aktywiści i organizacje nie kryją oburzenia decyzją sądu. Zdaniem naszego rozmówcy zgromadzony materiał dowodowy był wystarczający, żeby sąd nie zgodził się na wypuszczenie Zygmunta D. z aresztu. - Teraz mogą wpływać na świadków, przecież grozili niektórym pozbawieniem życia - denerwuje się Bielawski.

150 tysięcy złotych za zwolnienie z aresztu. Sąd tłumaczy decyzję

Sąd Okręgowy w Olsztynie tłumaczy decyzję w przesłanym Wirtualnej Polsce komunikacie. Jak pisze sędzia Adam Barczak, obaj podejrzani wpłacili po 150 tysięcy złotych poręczeń majątkowych. Wobec Zygmunta i Daniela D. zastosowano dozór policyjny połączony z zakazem kontaktowania się między sobą i opuszczania kraju.

- Zebrany na obecnym etapie materiał dowodowy czyni w dostatecznym stopniu możliwym uznanie, że obaj podejrzani popełnili zarzucane im przestępstwa - czytamy dalej w komunikacie. Sędzia podkreśla, że w toku śledztwa "zgromadzono i zabezpieczono już szereg dowodów, nie tylko tych materialnych, ale również osobowych.

Dlatego, jak ocenił sąd, można wobec obu podejrzanych zastosować "wolnościowe środki zabezpieczające". - Obawy, że podejrzani przebywając na wolności podejmą działania w celu m.in. matactwa, ucieczki bądź ukrywania się przed organami wymiaru sprawiedliwości, nie są na tyle realne, aby uzasadniać stosowanie wobec nich najsurowszego środka zapobiegawczego w postaci tymczasowego aresztowania - czytamy dalej.

Sędzia Adam Barczak zaznaczył również, że pod uwagę wzięto sytuację osobistą podejrzanych. - Obaj mężczyźni prowadzili dotychczas ustabilizowany tryb życia, przy czym sąd zwrócił uwagę, że Daniel D. ma na utrzymaniu ciężarną żonę i dziecko, natomiast Zygmunt D. boryka się z problemami zdrowotnymi - stwierdzono.

Zobacz także
Komentarze (118)