Dramat zwierząt w Radysach dobiegł końca. Właściciel schroniska usłyszał zarzuty

Choć o dramacie zwierząt w schronisku w Radysach aktywiści alarmowali od lat, policjanci i prokuratorzy weszli do niego dopiero teraz. Władze gminy tłumaczą, że dotychczasowe kontrole nie wykazały nieprawidłowości. Właściciel schroniska usłyszał zarzuty i może trafić do aresztu.

Dramat zwierząt w Radysach dobiegł końca. Właściciel schroniska usłyszał zarzuty
Piotr Barejka

19.06.2020 | aktual.: 11.07.2020 11:19

Zaniedbania w schronisku w Radysach były wielokrotnie zgłaszane prokuraturze przez aktywistów, ale bez reakcji. Dopiero w kwietniu tego roku śledztwo w tej sprawie wszczęła Prokuratura Rejonowa Olsztyn-Północ. Jego skutkiem było wejście do schroniska policjantów, prokuratorów i aktywistów.

"Towarzystwo Opieki nad Zwierzętami" napisało, że "otwierają się bramy piekieł". Interwencję opisywali jako trudną psychicznie i fizycznie. Dotychczasowe kontrole nazywali pozorowanymi. Oględziny trwały kilkanaście godzin, brało w nich udział około stu osób. Na terenie schroniska znaleziono nie tylko chore, ale też martwe zwierzęta. Łącznie może być ich tam ponad 3 tysiące.

Wolontariusze ratowali psy. "Pracownicy byli uprzejmi"

Wirtualna Polska dotarła do wolontariuszy, którzy regularnie odwiedzali schronisko w Radysach. Prowadzili stronę w mediach społecznościowych, publikowali zdjęcia psów do adopcji. Opowiadają nam jednak, że nigdy nie zostali wpuszczeni do środka. Przyjeżdżali zwykle po to, żeby zabierać zwierzęta do domów tymczasowych.

Mówią, że psy zawsze przyprowadzane były do miejsca, w którym parkowali samochód. Czyli przed bramę schroniska. Wolontariusze zawozili wymagające pomocy zwierzęta do tymczasowych domów. Stamtąd trafiały do ludzi, którzy decydowali się na adopcję.

Jedna z wolontariuszek mówi nam, że przez kilka miesięcy udało im się wywieźć ze schroniska około dwieście zwierząt. Ale pracowników ośrodka wspomina jako uprzejmych i kulturalnych. Podkreśla, że na ich oczach zwierzętom nie robili krzywdy. Choć głośno mówiło się o tym, co działo się za bramą schroniska.

Władze gminy "żyły w niepokoju". Ale oficjalnie nieprawidłowości nie było

Schronisko działało na terenie gminy Biała Piska. Jak dowiadujemy się w urzędzie, umowy ze schroniskiem w Radysach miało podpisane ponad 100 gmin. Trafiały tam zwierzęta, które zostały odłowione na ich terenie. Władze gminy podkreślają, że wszystkie kontrole, jakie były prowadzone w schronisku, nie wykazywały znacznych nieprawidłowości.

- Tak naprawdę dowiedzieliśmy się o sprawie z mediów społecznościowych - mówi w rozmowie z WP wiceburmistrz Białej Piskiej Grzegorz Pałdyna. - To schronisko jest samodzielną działalnością gospodarczą. Gmina tak naprawdę nie ma wpływu na taką działalność, ale jesteśmy bardzo zadowoleni z tego, jak sprawa się potoczyła - podkreśla.

Jednak poza wynikami kontroli do gminy przychodziły zapytania o działalność schroniska. Aktywiści składali również zawiadomienia do prokuratury, ale sprawy zwykle umarzano. - Żyliśmy w ciągłym niepokoju. Nie widzieliśmy czy to schronisko działa prawidłowo, czy nie. Teraz wiemy, że prokuratura rzetelnie przeprowadzi postępowanie. Będziemy mieli jasność - stwierdza wiceburmistrz.

- Od strony technicznej schronisko spełniało wszelkie normy. Inaczej lekarz weterynarii nie wydałoby zgody, żeby tam przebywały psy. Nie wierzę, że ktokolwiek przymykałby oko na tak widoczne rzeczy - podkreśla.

Wiceburmistrz zauważa również inny problem, z którym zmaga się gmina. Czyli ludzie z dużych miast, którzy porzucają psy w okolicach schronisk na wsiach. Potem nikt się po zwierzęta nie zgłasza, więc muszą żyć w schronisku. Jego zdaniem problem mogłoby rozwiązać chipowanie wszystkich zwierząt. Tak, aby można było szybko dotrzeć do właścicieli.

Właściciel schroniska zatrzymany. Usłyszał już zarzuty

Krzysztof Stodolny, rzecznik prasowy Prokuratory Rejonowej w Olsztynie, potwierdza, że podczas interwencji odebrano 70 psów wymagających leczenia. Zatrzymany został również Zygmunt D., właściciel schroniska. Prokuratur przedstawił mu dwa zarzuty. Jeden dotyczy znęcania się nad zwierzętami poprzez utrzymywanie psów i kotów w stanie nieleczonej choroby, bez zapewnienia ich właściwych warunków bytowania.

Prokurator mówi też o "szczególnym okrucieństwie" właściciela schroniska. Ten zarzut zagrożony jest karą do 5 lat pozbawienia wolności - W trakcie przesłuchania znaleziono u podejrzanego ponad 200 sztuk amunicji. Zostawił mu przedstawiony zarzut posiadania tejże amunicji bez wymaganego zezwolenia - dodaje Stodolny. - Dla dobra śledztwa nie informujemy czy podejrzany się przyznał i jakie wyjaśnienia składał - tłumaczy.

Prokurator skierował jednak do sądu wniosek o areszt. Prokuratura nie informuje, czy konsekwencje będzie wyciągać również wobec urzędników, którzy wcześniej kontrolowali schronisko. Aktualnie na miejscu pracują osoby ze stowarzyszeń zajmujących się ochroną zwierząt. Prowadzona jest również internetowa zbiórka na leczenie uratowanych ze schroniska zwierząt. Przez niecałe trzy dni udało się zebrać ponad milion złotych.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (37)