Właściciel samochodu, w który uderzył szynobus w Karolowie, ma pretensje do maszynisty i PKP
• Od wczoraj głośno jest o maszyniście Kolei Wielkopolskich, który widząc ciężarówkę na torach, nakazał wszystkim pasażerom rzucić się na podłogę, dzięki czemu nikomu nic się nie stało
• Tymczasem właściciel samochodu twierdzi, że jego kierowca utknął na przejeździe, bo rogatki zamykają się zbyt wcześniej
• Przedstawiciele PKP PLK twierdzą, że przejazd zaprojektowano zgodnie z przepisami, a zgodnie z oznakowaniem ciężarówki w ogóle nie powinny z niego korzystać
W czwartek opublikowano nagranie z wypadku do jakiego doszło 19 kwietnia w Karolowie na trasie pomiędzy Wągrowcem a Poznaniem. Maszynista szynobusu Kolei Wielkopolskich widząc przed sobą ciężarówkę, która stoi na przejeździe kolejowym pomiędzy zamkniętymi rogatkami, przebiegł przez pociąg, krzycząc do pasażerów, aby natychmiast rzucili się na podłogę.
Wszyscy na szczęście go posłuchali, dzięki czemu nikomu nic się nie stało. Jak się okazało, ciężarówka przewoziła drewno i jedna z bali przebiła okno i najprawdopodobniej zabiłaby pasażerów, gdyby siedzieliby w tym miejscu, zamiast położyć się na podłogę.
Maszynista Mateusz Szymański został uznany za bohatera. Władze Kolei Wielkopolskich zapowiedziały, że chcą go uhonorować nagrodą, a film z wnętrza pociągu pokazujący jego zachowanie chcą pokazywać innym maszynistom jako instruktaż postępowania w takich wypadkach.
Kierowcy samochodu, który utknął między rogatkami odebrano prawo jazdy. Usłyszał zarzut dotyczący wykroczenia przeciwko bezpieczeństwu i porządkowi w komunikacji, za co grozi mu wysoka grzywna.
Tymczasem do stacji TVN24 zgłosił się Wojciech Szkudlarek, właściciel samochodu, w które uderzył szynobus. Jego zdaniem za wypadek nie odpowiada jego kierowca, ale maszynista, który powinien trąbić i próbować hamować. Ma też pretensje do PKP, że źle zaprogramowano system opuszczania rogatek.
- Pociąg powinien jechać po minucie, dwóch, pięciu, dziesięciu, a nie po 15 sekundach! Jeśli tam, zamiast tej ciężarówki byłaby rodzina z dziećmi, psem czy rowerkami, pociąg by ich po prostu zabił - przekonuje w rozmowie z TVN24 Szkudlarek.
Zarzuty odpiera Zbigniew Wolny ze spółki PKP PLK.
- Przejazd zbudowano zgodnie z wytycznymi zawartymi w odpowiednim rozporządzeniu ministra infrastruktury. Nie mam żadnych informacji, aby wcześniej na tym przejeździe doszło do tego typu zdarzeń – wyjaśnia w rozmowie z Wirtualną Polską Wolny.
Jak mówi, czas zamykania szlabanów jest wyliczony na 30 sekund przed przyjazdem pociągu. Najpierw zaczynają migać czerwone światła i uruchamia się sygnał dźwiękowy, a po 8 sekundach zaczynają się zamykać rogatki.
Szkudlarek przekonuje, że to za mało, bo kierowca jego ciężarówki musiał jechać znacznie wolniej z powodu stanu nawierzchni na przejeździe.
- Ten przejazd jest przeznaczony tylko dla samochodów osobowych i kierowca tej ciężarówki w ogóle nie powinien przejeżdżać przez ten przejazd – mówi przedstawiciel PKP PLK.
Właściciel samochodu złożył zawiadomienie do prokuratury o tym, że przejazd nie spełnia wymagań i stanowi zagrożenie. Czy rzeczywiście tak jest, ma rozstrzygnąć policja, której zlecono zbadanie tej sprawy.
Byłeś świadkiem lub uczestnikiem zdarzenia? .