ŚwiatWładze Indii oburzone filmem o gwałtach. Jego emisję zablokowano

Władze Indii oburzone filmem o gwałtach. Jego emisję zablokowano

Indyjskie władze nie zgadzają się na pokazywanie w swoim kraju brytyjskiego filmu o gwałcie na studentce w Delhi. Boją się masowych protestów. Podobnych do tych, które wybuchły krótko po napaści na dziewczynę i jej późniejszej śmierci w szpitalu. Przemoc wobec kobiet w Indiach ma jednak tak głębokie przyczyny, że - jak pisze dla Wirtualnej Polski z Nowego Delhi Tomasz Augustyniak - problemu nie da się rozwiązać wyłącznie karami dla gwałcicieli. Ani tym bardziej ucinaniem na ten temat debaty.

Władze Indii oburzone filmem o gwałtach. Jego emisję zablokowano
Źródło zdjęć: © AFP | Manjunath Kiran
Tomasz Augustyniak

23.03.2015 | aktual.: 25.03.2015 12:02

Brytyjski dokument "India’s Daughter" po raz pierwszy pokazała telewizja BBC. Film opowiada historię brutalnego gwałtu na studentce, który miał miejsce w Delhi pod koniec 2012 roku. Przed kamerą wypowiada się jeden ze skazanych na śmierć sprawców, zrzucając całą odpowiedzialność na ofiarę. - Podczas gwałtu nie powinna była się bronić tylko na niego pozwolić. (...) Przyzwoita dziewczyna nie włóczy się o dziewiątej wieczorem - mówi. Reżyserka Leslee Udwin rozmawiała też z prawnikami, rodzinami ofiary i gwałcicieli.

Władze zablokowały jednak emisję filmu w jednym z najważniejszych indyjskich kanałów telewizyjnych i ścigają osoby organizujące jego pokazy. Rządzący obawiają się, że pokazanie dokumentu szerokiemu gronu odbiorców może spowodować publiczne protesty i stać się zagrożeniem dla bezpieczeństwa państwa. Mówią też o urażonej dumie.

Wielu mieszkańców Indii film bardzo zabolał. Niektórzy uważają go za antyindyjski, bo ich zdaniem pokazuje tamtejsze społeczeństwo w niekorzystnym świetle. Jeden z ministrów mówił wprost o wymierzonym w kraj spisku, a szef resortu spraw wewnętrznych zasugerował, że reżyserka wykorzystała gwałt dla korzyści materialnych. Dodał, że dowiedziawszy się o filmie poczuł się osobiście urażony. Występując przed członkami parlamentu, zapewnił, że nigdy więcej żaden dziennikarz nie dostanie pozwolenia na rozmowę z przebywającymi w więzieniu gwałcicielami. Zagroził też konsekwencjami tym, którzy to pozwolenie wydali.

Jeszcze przed oficjalną premierą dokument pojawił się w internecie, a jego pokazy organizują aktywiści w wielu miejscowościach. Rozpoczęły się ich aresztowania. Wnioski o anulowanie zakazu rozpowszechniania filmu wpłynęły do sądu stanowego w Delhi, ale ten odwleka rozpatrzenie sprawy. Sędziowie skrytykowali media za ujawnianie treści wywiadu ze skazanym i stwierdzili, że film może mieć wpływ na trwający proces gwałcicieli, którzy odwołali się od wyroku śmierci.

Gwałt, który wstrząsnął Indiami

Atak na 23-letnią studentkę w grudniu 2012 roku i proces sprawców to najgłośniejsza sprawa dotycząca bezpieczeństwa kobiet w całej indyjskiej historii. Młoda mieszkanka Delhi, której media nadały przydomek Nieustraszonej, została zwabiona do prywatnego autobusu, kiedy razem z przyjacielem wracała z kina. Towarzyszący jej mężczyzna został pobity, a ona sama była torturowana i wielokrotnie gwałcona w jadącym pojeździe przez sześciu mężczyzn, którzy później zostawili parę na ulicy. Studentka trafiła do szpitala i po niespełna dwóch tygodniach zmarła.

W dokumencie "India’s Daughter" jeden ze skazanych na śmierć gwałcicieli wyraża szczere zdziwienie, że sprawa została tak rozdmuchana. Mukesh Singh sugeruje, że gwałt to naturalne prawo każdego mężczyzny, a niewłaściwie zachowującej się dziewczynie trzeba było dać nauczkę, więc w gruncie rzeczy nic szczególnego się nie wydarzyło. To postawa, którą trudno zrozumieć, ale w Delhi mało kogo dziwi.

Kulturowe przyczyny

Większość mieszkańców Indii ciągle żyje w konserwatywnych, patriarchalnych społecznościach. Chłopcy są w nich bardziej cenieni i od dzieciństwa uczą się, że ich siostry i koleżanki są mniej ważne. A skoro są mniej ważne, to można sobie wobec nich na wiele pozwolić. Oficjalne statystyki mówią, że w Indiach kobieta jest gwałcona co 20 minut, ale wielu takich zdarzeń nikt nie zgłasza. - Ofiary są stygmatyzowane, a policjanci, zamiast pomagać kobietom zgłaszającym przypadki molestowania, często je wyśmiewają, zadają zawstydzające pytania - mówi indyjska dziennikarka.

Tutejsza kultura masowa upowszechnia wizerunek samca alfa. Męscy bohaterowie kinowych hitów są agresywni, egoistyczni i mają całkowitą władzę nad kobietami. Zauważył to niedawno Aamir Khan, jeden z największych bollywoodzkich gwiazdorów. - Bollywoodzkie produkcje uczą, że jeśli będziesz prześladował kobietę, to ona w końcu się w tobie zakocha. Wstyd mi, że grałem w takich filmach - przyznał. Ale ludzie z prowincji Indii, dla których płyty z kinowymi hitami rodem z Bombaju to często jedyny kontakt z wielkim światem, nie widzą nic złego w przedmiotowym traktowaniu swoich żon i córek. Problem zaczynają dostrzegać przede wszystkim mieszkańcy wielkich miast.

Zapomniane gwałty

Sprawa zbiorowego gwałtu, który wywołał w Indiach ogólnokrajowe poruszenie ma drugie dno. Wydarzenie spowodowało tak duży oddźwięk, bo ofiara pasowała do modelu dziewczyny z klasy średniej. Była studentką, wracała z niebędącym członkiem rodziny mężczyzną z zachodniego filmu w popularnej galerii handlowej. Zamożni bywalcy podobnych przybytków poczuli się zagrożeni i wyszli na ulice. Redaktorzy dzienników i wydawcy programów informacyjnych, po godzinach spędzający czas w lokalach, w których za obiad trzeba zapłacić dziesięciokrotność tego, co wydaje na posiłki przeciętny mieszkaniec kraju, uświadomili sobie, że to samo co studentkę mogło spotkać kogoś z nich. Podnieśli więc larum.

Wobec oskarżonych zastosowano przyspieszone postępowanie, a wyrok śmierci, od którego sprawcy się odwołali, zapadł w ekspresowym tempie. Sędzia podkreślił, że to sprawa "najrzadsza z rzadkich", ale to nieprawda. Znacznie brutalniejsze gwałty doczekały się najwyżej krótkich wzmianek w prasie, a wielu sprawców nadal jest na wolności tylko dlatego, że ich ofiary były biedne i należały do niskich kast.

Po wydarzeniu z grudnia 2012 roku powołano specjalną komisję, która opracowała zmiany w prawie karnym umożliwiające skuteczniejsze ściganie przestępstw na tle seksualnym. Utworzono specjalne sądy zajmujące się wyłącznie przestępstwami przeciwko kobietom, a za gwałt zbiorowy wprowadzono karę minimum 20 lat więzienia - dwa razy wyższą, niż wcześniej.

Chociaż w efekcie medialnego zamieszania kobiety zaczęły częściej zgłaszać nadużycia seksualne, to problem pozostaje nierozwiązany. O większości gwałtów w małych miejscowościach i biednych dzielnicach ciągle nikt się nie dowiaduje.

Kłopotliwy dokument

Kavita Krishnan, działaczka na rzecz praw kobiet i redaktorka lewicowego magazynu "Liberation", uważa że obawy o reakcje, jakie może wywołać film "India’s Daughter" są uzasadnione. Przypomina, że bezpośrednio po ujawnieniu gwałtu z 2012 roku na ulice wyszły tysiące ludzi, co zakończyło się starciami z policją. Jej zdaniem nadmierne eksponowanie jednego wydarzenia nie przyczyni się też do poprawy bezpieczeństwa kobiet. - Skupiając się na jednym ataku, zapomina się o strukturalnych przyczynach przemocy wobec nich. Jej źródła tkwią w domach, szkołach, urzędach, ciągle działającym systemie kastowym i konfliktach etnicznych - wylicza Krishnan.

Tylko że tego samego zdania jest twórczyni dokumentu. Leslee Udwin napisała w felietonie, że gwałciciele nie są z natury potworami, a problem leży znacznie głębiej w indyjskim społeczeństwie. Aktywiści argumentują, że zakaz pokazywania jej filmu narusza konstytucyjną zasadę wolności słowa, a debata jest potrzebna.

Kavita Krishnan twierdzi jednak, że wizerunek Indii niesłusznie cierpi na sprawie ataków na kobiety. - W światowych mediach sugeruje się, że tylko indyjska kultura jest kulturą gwałtu. Naszemu krajowi przyczepia się łatkę jedynego na świecie, w którym takie przestępstwa mają miejsce. Nic dziwnego, że to ludzi boli - mówi.

Nieunikniona debata

Prawicowy rząd Indyjskiej Partii Ludowej stara się budować obraz Indii jako raju dla turystów i inwestorów, a nie dla gwałcicieli, więc odgrzewanie historii sprzed kilku lat zupełnie mu nie w smak. Indyjskie elity wolałyby zamieść tamtą historię pod dywan tak, jak to robią z wieloma innymi gwałtami. Ale dyskusji nie da się zabronić, zwłaszcza, że okazji nie brakuje. Media, które dopiero co przestały się zajmować porwaniem i seksualnym wykorzystaniem japońskiej turystki na północy kraju, rozgrzewa właśnie historia gwałtu na zakonnicy na wschodzie. Gazety codziennie piszą o podobnych, choć budzących mniejsze emocje atakach.

Pod koniec roku na wolność ma wyjść jedyny ze sprawców gwałtu z 2012 roku, który nie został skazany na śmierć. Kiedy torturował i gwałcił, miał 17 lat i nie mógł być sądzony jak dorosły. Można więc mieć przekonanie graniczące z pewnością, że o gwałtach w Indiach będzie jeszcze głośno. Zresztą przebicie się tematu do publicznej debaty to chyba jedyny pozytywny skutek wydarzeń z Delhi. Nie wiadomo tylko, kiedy w końcu zbierze się masa krytyczna, która pozwoli władzom zrozumieć, że głęboko tkwiącego w strukturze społecznej problemu nie da się rozwiązać ani ucinaniem debaty, ani samymi karami. Potrzebna jest edukacja i praca u podstaw, a te dopiero w długiej perspektywie mogą przynieść skutki.

Z Nowego Delhi dla Wirtualnej Polski Tomasz Augustyniak

Lead pochodzi od redakcji.

Zobacz również wideo: Zamieszki podczas Dnia Pocałunku w Indiach.
Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (64)