Władze Indii oburzone filmem o gwałtach. Jego emisję zablokowano
Indyjskie władze nie zgadzają się na pokazywanie w swoim kraju brytyjskiego filmu o gwałcie na studentce w Delhi. Boją się masowych protestów. Podobnych do tych, które wybuchły krótko po napaści na dziewczynę i jej późniejszej śmierci w szpitalu. Przemoc wobec kobiet w Indiach ma jednak tak głębokie przyczyny, że - jak pisze dla Wirtualnej Polski z Nowego Delhi Tomasz Augustyniak - problemu nie da się rozwiązać wyłącznie karami dla gwałcicieli. Ani tym bardziej ucinaniem na ten temat debaty.
Brytyjski dokument "India’s Daughter" po raz pierwszy pokazała telewizja BBC. Film opowiada historię brutalnego gwałtu na studentce, który miał miejsce w Delhi pod koniec 2012 roku. Przed kamerą wypowiada się jeden ze skazanych na śmierć sprawców, zrzucając całą odpowiedzialność na ofiarę. - Podczas gwałtu nie powinna była się bronić tylko na niego pozwolić. (...) Przyzwoita dziewczyna nie włóczy się o dziewiątej wieczorem - mówi. Reżyserka Leslee Udwin rozmawiała też z prawnikami, rodzinami ofiary i gwałcicieli.
Władze zablokowały jednak emisję filmu w jednym z najważniejszych indyjskich kanałów telewizyjnych i ścigają osoby organizujące jego pokazy. Rządzący obawiają się, że pokazanie dokumentu szerokiemu gronu odbiorców może spowodować publiczne protesty i stać się zagrożeniem dla bezpieczeństwa państwa. Mówią też o urażonej dumie.
Wielu mieszkańców Indii film bardzo zabolał. Niektórzy uważają go za antyindyjski, bo ich zdaniem pokazuje tamtejsze społeczeństwo w niekorzystnym świetle. Jeden z ministrów mówił wprost o wymierzonym w kraj spisku, a szef resortu spraw wewnętrznych zasugerował, że reżyserka wykorzystała gwałt dla korzyści materialnych. Dodał, że dowiedziawszy się o filmie poczuł się osobiście urażony. Występując przed członkami parlamentu, zapewnił, że nigdy więcej żaden dziennikarz nie dostanie pozwolenia na rozmowę z przebywającymi w więzieniu gwałcicielami. Zagroził też konsekwencjami tym, którzy to pozwolenie wydali.
Jeszcze przed oficjalną premierą dokument pojawił się w internecie, a jego pokazy organizują aktywiści w wielu miejscowościach. Rozpoczęły się ich aresztowania. Wnioski o anulowanie zakazu rozpowszechniania filmu wpłynęły do sądu stanowego w Delhi, ale ten odwleka rozpatrzenie sprawy. Sędziowie skrytykowali media za ujawnianie treści wywiadu ze skazanym i stwierdzili, że film może mieć wpływ na trwający proces gwałcicieli, którzy odwołali się od wyroku śmierci.
Gwałt, który wstrząsnął Indiami
Atak na 23-letnią studentkę w grudniu 2012 roku i proces sprawców to najgłośniejsza sprawa dotycząca bezpieczeństwa kobiet w całej indyjskiej historii. Młoda mieszkanka Delhi, której media nadały przydomek Nieustraszonej, została zwabiona do prywatnego autobusu, kiedy razem z przyjacielem wracała z kina. Towarzyszący jej mężczyzna został pobity, a ona sama była torturowana i wielokrotnie gwałcona w jadącym pojeździe przez sześciu mężczyzn, którzy później zostawili parę na ulicy. Studentka trafiła do szpitala i po niespełna dwóch tygodniach zmarła.
W dokumencie "India’s Daughter" jeden ze skazanych na śmierć gwałcicieli wyraża szczere zdziwienie, że sprawa została tak rozdmuchana. Mukesh Singh sugeruje, że gwałt to naturalne prawo każdego mężczyzny, a niewłaściwie zachowującej się dziewczynie trzeba było dać nauczkę, więc w gruncie rzeczy nic szczególnego się nie wydarzyło. To postawa, którą trudno zrozumieć, ale w Delhi mało kogo dziwi.
Kulturowe przyczyny
Większość mieszkańców Indii ciągle żyje w konserwatywnych, patriarchalnych społecznościach. Chłopcy są w nich bardziej cenieni i od dzieciństwa uczą się, że ich siostry i koleżanki są mniej ważne. A skoro są mniej ważne, to można sobie wobec nich na wiele pozwolić. Oficjalne statystyki mówią, że w Indiach kobieta jest gwałcona co 20 minut, ale wielu takich zdarzeń nikt nie zgłasza. - Ofiary są stygmatyzowane, a policjanci, zamiast pomagać kobietom zgłaszającym przypadki molestowania, często je wyśmiewają, zadają zawstydzające pytania - mówi indyjska dziennikarka.
Tutejsza kultura masowa upowszechnia wizerunek samca alfa. Męscy bohaterowie kinowych hitów są agresywni, egoistyczni i mają całkowitą władzę nad kobietami. Zauważył to niedawno Aamir Khan, jeden z największych bollywoodzkich gwiazdorów. - Bollywoodzkie produkcje uczą, że jeśli będziesz prześladował kobietę, to ona w końcu się w tobie zakocha. Wstyd mi, że grałem w takich filmach - przyznał. Ale ludzie z prowincji Indii, dla których płyty z kinowymi hitami rodem z Bombaju to często jedyny kontakt z wielkim światem, nie widzą nic złego w przedmiotowym traktowaniu swoich żon i córek. Problem zaczynają dostrzegać przede wszystkim mieszkańcy wielkich miast.
Zapomniane gwałty
Sprawa zbiorowego gwałtu, który wywołał w Indiach ogólnokrajowe poruszenie ma drugie dno. Wydarzenie spowodowało tak duży oddźwięk, bo ofiara pasowała do modelu dziewczyny z klasy średniej. Była studentką, wracała z niebędącym członkiem rodziny mężczyzną z zachodniego filmu w popularnej galerii handlowej. Zamożni bywalcy podobnych przybytków poczuli się zagrożeni i wyszli na ulice. Redaktorzy dzienników i wydawcy programów informacyjnych, po godzinach spędzający czas w lokalach, w których za obiad trzeba zapłacić dziesięciokrotność tego, co wydaje na posiłki przeciętny mieszkaniec kraju, uświadomili sobie, że to samo co studentkę mogło spotkać kogoś z nich. Podnieśli więc larum.
Wobec oskarżonych zastosowano przyspieszone postępowanie, a wyrok śmierci, od którego sprawcy się odwołali, zapadł w ekspresowym tempie. Sędzia podkreślił, że to sprawa "najrzadsza z rzadkich", ale to nieprawda. Znacznie brutalniejsze gwałty doczekały się najwyżej krótkich wzmianek w prasie, a wielu sprawców nadal jest na wolności tylko dlatego, że ich ofiary były biedne i należały do niskich kast.
Po wydarzeniu z grudnia 2012 roku powołano specjalną komisję, która opracowała zmiany w prawie karnym umożliwiające skuteczniejsze ściganie przestępstw na tle seksualnym. Utworzono specjalne sądy zajmujące się wyłącznie przestępstwami przeciwko kobietom, a za gwałt zbiorowy wprowadzono karę minimum 20 lat więzienia - dwa razy wyższą, niż wcześniej.
Chociaż w efekcie medialnego zamieszania kobiety zaczęły częściej zgłaszać nadużycia seksualne, to problem pozostaje nierozwiązany. O większości gwałtów w małych miejscowościach i biednych dzielnicach ciągle nikt się nie dowiaduje.
Kłopotliwy dokument
Kavita Krishnan, działaczka na rzecz praw kobiet i redaktorka lewicowego magazynu "Liberation", uważa że obawy o reakcje, jakie może wywołać film "India’s Daughter" są uzasadnione. Przypomina, że bezpośrednio po ujawnieniu gwałtu z 2012 roku na ulice wyszły tysiące ludzi, co zakończyło się starciami z policją. Jej zdaniem nadmierne eksponowanie jednego wydarzenia nie przyczyni się też do poprawy bezpieczeństwa kobiet. - Skupiając się na jednym ataku, zapomina się o strukturalnych przyczynach przemocy wobec nich. Jej źródła tkwią w domach, szkołach, urzędach, ciągle działającym systemie kastowym i konfliktach etnicznych - wylicza Krishnan.
Tylko że tego samego zdania jest twórczyni dokumentu. Leslee Udwin napisała w felietonie, że gwałciciele nie są z natury potworami, a problem leży znacznie głębiej w indyjskim społeczeństwie. Aktywiści argumentują, że zakaz pokazywania jej filmu narusza konstytucyjną zasadę wolności słowa, a debata jest potrzebna.
Kavita Krishnan twierdzi jednak, że wizerunek Indii niesłusznie cierpi na sprawie ataków na kobiety. - W światowych mediach sugeruje się, że tylko indyjska kultura jest kulturą gwałtu. Naszemu krajowi przyczepia się łatkę jedynego na świecie, w którym takie przestępstwa mają miejsce. Nic dziwnego, że to ludzi boli - mówi.
Nieunikniona debata
Prawicowy rząd Indyjskiej Partii Ludowej stara się budować obraz Indii jako raju dla turystów i inwestorów, a nie dla gwałcicieli, więc odgrzewanie historii sprzed kilku lat zupełnie mu nie w smak. Indyjskie elity wolałyby zamieść tamtą historię pod dywan tak, jak to robią z wieloma innymi gwałtami. Ale dyskusji nie da się zabronić, zwłaszcza, że okazji nie brakuje. Media, które dopiero co przestały się zajmować porwaniem i seksualnym wykorzystaniem japońskiej turystki na północy kraju, rozgrzewa właśnie historia gwałtu na zakonnicy na wschodzie. Gazety codziennie piszą o podobnych, choć budzących mniejsze emocje atakach.
Pod koniec roku na wolność ma wyjść jedyny ze sprawców gwałtu z 2012 roku, który nie został skazany na śmierć. Kiedy torturował i gwałcił, miał 17 lat i nie mógł być sądzony jak dorosły. Można więc mieć przekonanie graniczące z pewnością, że o gwałtach w Indiach będzie jeszcze głośno. Zresztą przebicie się tematu do publicznej debaty to chyba jedyny pozytywny skutek wydarzeń z Delhi. Nie wiadomo tylko, kiedy w końcu zbierze się masa krytyczna, która pozwoli władzom zrozumieć, że głęboko tkwiącego w strukturze społecznej problemu nie da się rozwiązać ani ucinaniem debaty, ani samymi karami. Potrzebna jest edukacja i praca u podstaw, a te dopiero w długiej perspektywie mogą przynieść skutki.
Z Nowego Delhi dla Wirtualnej Polski Tomasz Augustyniak
Lead pochodzi od redakcji.