Władysław Bartoszewski upomina się o pomnik polskich ofiar II wojny w Berlinie
Pełnomocnik Prezesa Rady Ministrów ds. Dialogu Międzynarodowego Władysław Bartoszewski w wywiadzie dla rozgłośni Deutschlandfunk po raz kolejny upomniał się o wzniesienie w Berlinie pomnika poświęconego Polakom - ofiarom II wojny światowej.
Bartoszewski uzasadnił konieczność powstania w stolicy Niemiec takiego miejsca pamięci "wielką liczbą polskich ofiar". - Polska straciła podczas wojny ponad 6 milionów obywateli. Ponad 3 miliony (z nich) to polscy Żydzi - powiedział Bartoszewski w "wywiadzie tygodnia", który zostanie wyemitowany przez Deutschlandfunk w niedzielę. Redakcja udostępniła PAP w sobotę zapis rozmowy.
Sekretarz stanu w gabinecie Donalda Tuska podkreślił, że II wojna rozpoczęła się od ataku na Polskę, a nienawiść Niemców skierowana była w tym czasie przede wszystkim przeciw Polakom, dopiero później objęła też Żydów. Porównując skalę represji wobec homoseksualistów (którzy mają już swój pomnik) z represjami wobec Polaków, mamy do czynienia z proporcją "jak między kroplą kawy a całą plantacją kawy" - powiedział Bartoszewski, wskazując m.in. na liczne ofiary wśród polskich księży oraz polskich naukowców.
- Polski znak, polska historia powinna zostać uhonorowana - powiedział Bartoszewski, zastrzegając, że nie powinno to odbywać się "pod presją" i "w jubileuszowym pośpiechu".
Polscy politycy oraz Polonia w Niemczech od dawna domagają się stworzenia w Berlinie miejsca pamięci poświęconego polskim ofiarom wojny. W centrum miasta w pobliżu siedziby parlamentu znajduje się Pomnik Pomordowanych Żydów Europy oraz pomniki poświęcone prześladowanym przez III Rzeszę homoseksualistów i Romów, a także ofiarom eutanazji.
Bartoszewski zaapelował o utworzenie miejsca pamięci dla Polaków podczas ubiegłorocznych konsultacji międzyrządowych polsko-niemieckich. Pod koniec marca z apelem o realizację tego postulatu wystąpiła też grupa niemieckich intelektualistów.
Nawiązując do pokazanego miesiąc temu przez niemiecką telewizję ZDF kontrowersyjnego filmu "Nasze matki, nasi ojcowie", który wywołał w Polsce oburzenie ze względu na przedstawienie partyzantów AK jako antysemitów, Bartoszewski wyraził ubolewanie, że niemiecka stacja nie konsultowała treści filmu z historykami - znawcami tematu. - Gdyby mnie spytano, wymieniłbym kilka nazwisk znanych niemieckich profesorów, którzy (przedstawiliby temat) w sposób obiektywny - powiedział Bartoszewski.
Były żołnierz AK i uczestnik powstania warszawskiego zaznaczył, że AK liczyła 350 tys. osób. - Czy to znaczy, że nie było wśród nich łajdaków, przestępców - wśród 350 tys. ludzi? To tak, jakby uważać, że w mieście liczącym 350 tys. mieszkańców wszyscy są na krótko przed beatyfikacją - mówił Bartoszewski, przyznając, że nie wszyscy zachowywali się "nienagannie". Zastrzegł, że jeśli w kilkuminutowej scenie twórcy filmu przedstawili tylko złych żołnierzy AK, to był to oczywisty błąd.
Pełnomocnik premiera ds. dialogu międzynarodowego uznał za słuszną decyzję ZDF o wyemitowaniu w czerwcu dokumentacji o Armii Krajowej. - Po tym serialu, który składał się z trzech części - niemiecki widz nie wie tego, co wiedzą Izraelczycy: 7 tys. polskich nazwisk uważa się za święte - powiedział Bartoszewski, nawiązując do liczby Polaków uhonorowanych przez jerozolimski instytut Yad Vashem tytułem "Sprawiedliwy wśród Narodów Świata". 91-letni Bartoszewski, współzałożyciel Rady Pomocy Żydom "Żegota", należy do tego grona.
Obecne stosunki polsko-niemieckie Bartoszewski nazwał "pozytywnym cudem", będącym następstwem europeizacji mieszkańców obu krajów po 1990 roku. - Nie znam dwóch innych krajów, które - będąc od siebie tak oddalone - zaszły tak daleko w procesie przezwyciężania psychologicznej przepaści, która nie była przecież nieuzasadniona - powiedział Bartoszewski, wskazując na wielką liczbę mieszanych polsko-niemieckich małżeństw.