Wizyta prezydenta Dudy w Australii. Historyczna, ale niezauważona
Czterodniowa wizyta polskiego prezydenta w Australii przeszła na Antypodach całkowicie bez echa. A przy okazji uwypukliła podziały wśród Polonii. Plus jest jeden: wyprawa może przynieść korzyści gospodarcze.
Andrzej Duda był pierwszym polskim prezydentem w Australii. Spędził tam cztery dni, ale trudno powiedzieć, by odniósł dyplomatyczny sukces. Prezydent spotkał się m.in. z Gubernatorem Generalnym Australii Peterem Cosgrove'em, gubernator stanu Victoria Lindą Dessau oraz delegacją rządową (m.in. minister obrony Lindą Dessau). Zapowiadane spotkanie "w cztery oczy" z premierem kraju Malcolmem Turnbulem skończyło się po kilku minutach i formalnym powitaniu Dudy przez szefa rządu.
Mimo tak długiej wizyty, ani razu obecność polskiego prezydenta nie przebiła się do szerszej świadomości Australijczyków. W największych miejscowych mediach praktycznie nie ma było żadnej wzmianki o przyjeździe polskiego prezydenta. Pytani o nią australijscy dziennikarze nie wiedzieli, że ona się odbywa. Nic dziwnego, bo o swoim krótkim spotkaniu z Dudą nie wspomniał nawet na swoim koncie w mediach społecznościowych premier kraju Malcolm Turnbull, który dzień później ledwo przetrwał głosowanie nad wotum nieufności.
- W mediach były jedynie wzmianki o wizycie prezydenta tuż przed faktem. Ale faktycznie później była absolutna cisza. Spotkanie z Turnbullem trwało kilka minut i było czystą formalnością. Owszem, w Australii był kryzys polityczny, ale to nie był raczej powód takiego formatu - mówi WP Marek Weiss, redaktor prowadzący dwutygodnik "Polish-Australian Express". - Ta wizyta mogła przynieść dużo dobrego, ale ostatecznie wyszło jak zawsze - dodaje.
Polonia szczęśliwa, ale podzielona
Cieniem na wizytę położyły się informacje, że Polska zrezygnuje z zapowiadanego wcześniej zakupu wycofywanych z użytku fregat klasy Adelaide dla Marynarki Wojennej. We wtorek w Sydney Duda przekonywał, że temat wciąż jest aktualny i rozmowy na ten temat będą prowadzone. Ale tego samego dnia europoseł PiS Ryszard Czarnecki stwierdził, że analizy MON wykazały, że okręty byłyby Polsce nieprzydatne i zasugerował, że pomysł zakupu fregat pochodził nie od prezydenta, lecz od australijskiej Polonii.
- Nic o tym nie wiem, o fregatach dowiedziałem się z telewizji. Owszem, jest wśród nas garstka "rycerzy dobrej zmiany", którzy bardzo angażują się w politykę, więc być może to oni to wymyślili - mówi WP jeden z polonijnych działaczy.
Spotkania z Polonią były jednym z głównych punktów wizyty prezydenta. W Melbourne, gdzie spotkał się z gubernator stanu Victoria, uhonorował weteranów II wojny światowej i wręczył odznaczenia działaczom polonijnym. Dzień później wziął udział w mszy i spotkaniu w sanktuarium maryjnym w Marayong na przedmieściach Sydney.
- Byłem na spotkaniu w Melbourne i trzeba zaznaczyć, że było sympatycznie. Pani gubernator bardzo pochlebnie wypowiadała się o Polakach. Ale to oczywiście było czysto symboliczne - wspomina Weiss.
- Co prawda wszystko odbyło się już w nocy, po ciemku, 50 kilometrów za miastem, ale było pięknie. Kiedy zagrali polski i australijski hymn, to wzruszenie chwytało za gardło - mówi WP uczestnik drugiego spotkania. - To w końcu nasz prezydent, niezależnie od tego z jakiej jest opcji - dodał.
Nie wszyscy jednak podeszli do sprawy w ten sam sposób. Te same podziały, które są w Polsce, są obecne także na emigracji. I były widoczne podczas wizyty. W Melbourne i Sydney prezydenta przywitała grupa kilkudziesięciu demonstrantów z transparentami i koszulkami z napisem "konstytucja".
U części australijskich Polaków wątpliwości wzbudziła też konieczność wypełnienia ankiety z danymi personalnymi przed wejściem na spotkanie w Sydney. Niektórzy widzieli w tym chęć "prześwietlenia" uczestników spotkania. Kiedy zaś zwróciliśmy się z prośbą o rozmowę do jednego z portali polonijnych, w odpowiedzi otrzymaliśmy odpowiedź "my jesteśmy z prawicy".
Biznesowa szansa
Wedle słów prezydenta głównym celem wizyty na Antypodach miała być jednak gospodarka. W Melbourne Duda mówił o konieczności ekspansji polskiej gospodarki na nowe obszary. Australia to potęga regionalna i stale rosnący rynek, dlatego wielu widzi w tym szansę dla Polski. Jak dotąd Australia nie była zbyt ważnym partnerem gospodarczym. Wartość obrotów wyniosła w ubiegłym roku 1,3 miliarda dolarów - to mniej niż np. z Serbią czy Brazylią. Duża część polskiego eksportu to samochody Opla z fabryki w Gliwicach.
Rządzący liczą szczególnie na współpracę w obszarze energii. Oba kraje łączy stałe przywiązanie do węgla. Polska liczy tu przede wszystkim na australijską technologię. W trakcie wizyty polskie spółki energetyczne podpisały umowy o współpracy z australijskimi uczelniami. W Sydney Duda zainaugurował Polsko-Australijskie Forum Energetyczne, gdzie mówił o polskich ambicjach stania się "centrum energetycznym Europy Środkowo-Wschodniej".
- Polska i polskie firmy są gotowe zaoferować Australii konkurencyjne usługi i maszyny górnicze, a z drugiej strony otworzyć się na współpracę w zakresie projektów energetycznych w naszym kraju – powiedział Duda. Podkreślał jednocześnie tym wagę zachowania niskich emisji gazów cieplarnianych. To w Australii gorący temat, bo w przeddzień wizyty Dudy w obliczu presji ze strony wewnątrzpartyjnych rywali premier Turnbull ogłosił, że jego kraj nie będzie realizował podjętych wcześniej zobowiązań w sprawie ograniczenia emisji. To wszystko w czasie, kiedy za sprawą zmian klimatu kontynent zmaga się z katastrofalną suszą, a Wielka Rafa Koralowa ulega postępującemu wymieraniu.
Zdaniem Marka Weissa, gospodarcze otwarcie się na Australię ma sens, bo kraj nastawia się na rozwój handlu z krajami Unii Europejskiej.
- Członkostwo w UE jest tu naszym głównym atutem i to faktycznie jest szansa dla naszej gospodarki. Ważne jest jednak, żeby Polska była wiarygodnym partnerem i miała silną pozycję w Europie - dodaje.
We wtorek prezydent udał się do Nowej Zelandii, gdzie spędzi dwa dni.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl