Wizerunkowa porażka rządu
Nominacja Andrzeja Czumy na ministra sprawiedliwości miała być zmianą PR-owo-wizerunkową. Wyszła wizerunkowa porażka.
Powiedzieć, że nowy minister początek miał słaby, to mało. Gdyby nie opozycyjna biografia, już dawno skończyłoby się dymisją. Ale z ludźmi o statusie legendy nie postępuje się tak jak z każdym innym. Intencje były dobre: Czuma o chwalebnej przeszłości miał być obrońcą pokrzywdzonych i „dobrotliwym papciem”. Miał odnaleźć i należycie ukarać sprawców porwania i zabójstwa Krzysztofa Olewnika oraz zaginięcia małżeństwa Drzewińskich. Przekonać do Platformy tych, którzy do tej pory za ostatniego obrońcę pokrzywdzonych uważali PiS i tę partię wybierali. Brak mu było doświadczenia prawniczego, ale miał być dobrym menadżerem i dobrać sobie znakomity zespół współpracowników. Szybko okazało się, że, jak mówi stare przysłowie, dobrymi intencjami piekło jest wybrukowane.
Zaczęło się od niewielkiego „incydentu”: na zaprzysiężeniu Czumy pojawił się kontrowersyjny polityk UPR, Janusz Korwin-Mikke. Potem już wpadka goniła wpadkę. Nowy minister zdradził tajemnicę państwową o tym, że polski wywiad znał nazwiska porywaczy inżyniera w Pakistanie. To była szczerość, od której włos się jeży na głowie i niepotrzebne wejście za kulisy działań służb. Zaraz potem „Polityka” ujawniła, że Czuma ma kilka wyroków za niespłacone długi w USA, że nie rozliczył się w terminie z wydatków swojego biura poselskiego, że otacza się bliskimi ludźmi, etc., itd. Jak ujął to premier, Czumie zafundowano "ostrą jazdę bez trzymanki".
Można powiedzieć, że wyciągnięcie tych przewin, to zwykłe czepianie się. W końcu wyroki za długi to sprawy cywilne, Czuma nie jest żadnym przestępcą. Mieliśmy przecież innych karanych ministrów, a nawet wicepremierów. Jednak stanowisko szefa wymiaru sprawiedliwości zobowiązuje. Zwłaszcza, że głównym atutem Czumy nie była fachowość, ale nieskazitelna przeszłość i charakter (zresztą zapis o tym, że minister sprawiedliwości i prokurator generalny powinien być osobą "nieskazitelnego charakteru" znalazł się w ustawie o prokuraturze. Minister nie spełnia więc wymogów, jakie stawia się szeregowym prokuratorom). Te atuty stracił.
Sprawa Czumy jest dziś ogromnym problemem dla rządu Donalda Tuska i jego wiarygodności. Dymisji ministra oczekiwali Polacy (według sondażu GfK Polonia, 71% ankietowanych uznało, że premier powinien odwołać ministra), a nawet politycy koalicji PO–PSL. Jej zaniechanie może Tuska drogo kosztować. Brak decyzji jest niezrozumiały także w kontekście surowości, z jaką premier potraktował Zbigniewa Ćwiąkalskiego. Łagodność wobec Czumy wywołuje wrażenie stosowania przez niego podwójnych standardów. Na razie premier jest zdeterminowany, by utrzymać Czumę na stanowisku przez co najmniej dwa miesiące, bo nie ma chętnych na jego miejsce. Przede wszystkim jednak odwołując ministra w niecały miesiąc od powołania, Tusk musiałby się przyznać do porażki. A tego nie ma ochoty zrobić.
Joanna Stanisławska, Wirtualna Polska