Wiśta! Kto wisi w Polskim Radiu oraz komu to wisi
PiS-owscy żołnierze frontu ideologicznego oddelegowani na odcinek Polskiego Radia zostali zawieszeni. Krzysztof Czabański i Jerzy Targalski kierowali radiem publicznym dzięki politykom poprzedniej koalicji - PiS-u, Samoobrony i Ligi Polskich Rodzin. Mają zaufanie prezydenta Lecha Kaczyńskiego i lidera opozycji – Jarosława Kaczyńskiego, z którymi są związani politycznie od lat. Obaj postanowili sobie za zadanie oczyszczenie publicznego radia z dziennikarskich politykierów związanych z lewicą, Unią Wolności i PO. Jak miał jeden z nich malowniczo to nazwać ze „złogów gomułkowsko-gierkowskich”…
18.11.2008 12:20
Oczyszczenie publicznych mediów z ludzi, którzy złamali jedną z podstawowych zasad dziennikarskiego powołania, jaką jest niezależność od ośrodków władzy i świata polityki, jest celem zbożnym. Jednak to sami dziennikarze powinni dbać o swoje zasady i nie powinni być wyręczani przez polityków. Jeśli politycy jednej opcji eliminują dziennikarzy związanych, ich zdaniem, z inna opcją – to jest to po prostu chore. A ta choroba trawi polskie media od początku wolnej Polski.
Wiele napisano na ten temat a problem wciąż pozostaje nierozwiązany. Dlaczego? Nie tylko dlatego, że politycy są w Polsce źli . Również dlatego, że środowisko dziennikarskie w tak zasadniczych sprawach jak niezależność od świata polityki nie prezentuje wspólnej jednolitej postawy. Wciąż wszelkiej maści konformistyczne postawy są częstsze niż przywiązanie do prostych zasad dziennikarskiego powołania. Istnieje wiele wersji dziennikarskiego kodeksu etycznego, Rada Etyki Mediów, Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich i wiele innych instytucji, których zadaniem jest pomagać dziennikarzom w niezłomnym trwaniu na wąskiej i trudnej ścieżce niezależności. Jednak głos naszego środowiska nie zabrzmiał nigdy jak dzwon, gdy media publiczne były zawłaszczane przez polityków. Nie było bojkotu prezesa TVP, który przyszedł na Woronicza wprost z komitetu wyborczego jednego prezydentów, choć z góry było wiadomo, że obiektywny nie będzie ani on ani rządzona przez niego telewizja.
Nie było żadnego buntu ani strajku, gdy prezesami publicznych mediów zostawali regularni politycy, rzecznicy prasowi swoich stronnictw, ludzie jasno zdeklarowani politycznie od zawsze i zależni od swoich partyjnych koleżków. Za każdym razem – a było tych razów naprawdę wiele - pojawiało się kilka nieśmiałych głosów protestu, z których nic nigdy wielkiego nie wynikało.
Paradoksalnie - wielkie medialne awantury próbowali organizować zwykle żołnierze politycznych frontów, ale nie było to nigdy obliczone na polepszenie dziennikarskiego stanu, tylko na zdobycie lepszej pozycji dla swoich politycznych czy ideologicznych celów. Gdy poprzednia koalicja obsadzała media publiczne zupełnie przypadkowymi niekompetentnymi ludźmi – środowisko dziennikarskie nie postawiło żadnej najmniejszej tamy czy barykady. Doszło do tego, że każdy bardziej radykalny głos w tej sprawie albo jest głosem dziennikarza-polityka albo oszołoma, który nie mając żadnego wpływu na stan rzeczy - dokonuje jedynie aktu desperacji.
Jakie są tego skutki - wprawdzie każdy widzi, ale wymieńmy kilka z nich. Na przykład nie opłaca się i jest coraz trudniej być w Polsce niezależnym dziennikarzem, bo to skazuje na samotność i pozostawia na łaskę i niełaskę politycznych oraz towarzyskich koterii, które mogą dosyć łatwo strącić każdego w zawodowy niebyt. Dużo łatwiej żyje się wyrazistym orędownikom konkretnych środowisk i poglądów politycznych, bo z nimi stoją realne siły, które jeśli nie teraz - to w przyszłości - mogą im pomóc w uzyskiwaniu dobrych stanowisk w publicznych mediach a co za tym idzie również lepszych zarobków i bezpieczeństwa.
Nawet do programów publicystycznych dziennikarze są zapraszani według klucza – jeden z lewicy a drugi z prawicy, żeby był pluralizm. Neutralnym i takim, co w jednych sprawach zgadzają się z jednymi a w innych z drugimi - jest dużo trudniej. Środowisko nie stanowi nawet w najważniejszych - podstawowych sprawach monolitu. Dominuje oportunizm, cynizm i zwyczajne cwaniactwo. Dziennikarze angażują się w polityczne kampanie; stają się nieoficjalnymi rzecznikami partii; mieszają role. Pomagają politykom kreować wizerunek - pisząc o nich panegiryki w ramach kampanii wyborczej lub angażując się w czarny PR wobec ich przeciwników. Publiczność nie zawsze może przez to liczyć na rzetelną medialną kontrolę życia politycznego i jest manipulowana. Często otrzymuje zamiast rzetelnego dziennikarstwa – farbowany show biznes i polityczne kneble z piosenki Wojciecha Młynarskiego. Te najskuteczniejsze i budzące największy zachwyt wszelkiej maści cenzorów i politykierów, które mają kształt swobodnie uśmiechniętych ust…
Forma ukrywająca łatwą do uformowania substancję – jest łatwiejsza do sprzedania. Umoczone po uszy w rozmaitych niezdrowych układach celebryckie i PR-owskie wygibasy są sprzedawane publiczności jako pełnowartościowy towar. Tabloidyzacja szerzy masowe spustoszenie. Medialne prawo Kopernika szaleje. Wydaje się nie istnieć żadna siła zdolna do zahamowania tego żywiołu. Długo można się pastwić nad kondycją polskiego dziennikarstwa, ale szkoda czasu. Na szczęście można też mimo wszystko długo wychwalać jego osiągnięcia…
Wróćmy jednak do zawieszonych prezesów Polskiego Radia. Udało się ich zawiesić dzięki przekabaceniu jednego z członków Rady Nadzorczej rekomendowanego swego czasu przez Samoobronę. Jednak żeby odwołać zawieszony zarząd – trzeba mieć więcej głosów. Najprawdopodobniej Platforma może mieć problemy ze skruszeniem kolejnych członków rady i prezesi Czabański i Targalski powiszą tylko trzy miesiące, a później wszystko wróci do normy…
No chyba, że środowisku dziennikarskiemu przestanie to wisieć, ale na to raczej się nie zanosi.
Jarosław Gugała