Wiesław Dębski: znamy świetnie te gry i zabawy polityków z prokuraturami
Znamy świetnie te gry i zabawy polityków z prokuraturami różnych szczebli. Te telefony, te wezwania na dywanik z jednej strony i spijanie z ust rządzących ich oczekiwań ze strony drugiej. Pamiętamy w dodatku, że teraz miało być już inaczej! Coś mi się jednak zdaje, że właśnie wraca stare. Co niektórzy politycy zatęsknili za ową szabelką, tak przydatną w międzypartyjnych bojach - pisze Wiesław Dębski w felietonie dla Wirtualnej Polski.
Przeczytaj wcześniejsze felietony Wiesława Dębskiego
Jakby zapomnieli prokuratora krajowego, który swego czasu przed sejmową komisją śledczą pytał polityków, co by się z nimi działo, gdyby odebrać im telefony do śledczych i ich przełożonych. Niejeden to raz się zdarzało, że dzwonił polityk Lesio do prokuratora Kazia i naciskał: tego podgrillujcie bardziej, tamtemu dajcie spokój. Ten papier podrzućcie dziennikarzom a inny schowajcie głęboko w szufladzie.
Pamiętamy też czasy IV RP, gdy prześladowano uczciwych ludzi na podstawie fałszywych oskarżeń mafiosów – na wszelki wypadek przypomnę: prof. Podgórski, dr Garlicki, prof. Widacki, posłanka Ostrowska, pani Marczuk i wielu, naprawdę wielu innych. To wtedy decyzje o aresztowaniach podejmowano w obecności premiera; to wtedy samobójstwo popełniła, osaczona przez śledczych, Barbara Blida. To wtedy tuż przed wyborami parlamentarnymi minister od aresztów wydobywczych zapewniał: "ten pan nigdy już nikogo..." itd.
Nic dziwnego, że przyspieszone wybory w 2007 r. wygrała Platforma Obywatelska. A jej szefowie zapewniali nas, że rządy polityków nad prokuratorami przechodzą do przeszłości. I postawili kropkę nad i: ustawowo oddzielili stanowisko Prokuratora Generalnego od stanowiska Ministra Sprawiedliwości. Miało być już cacy, żadnych przewałek, żadnego sterowania śledztwami. Tak nam mówiono. A my, naiwni, uwierzyliśmy…
Lecz nie minęło zbyt wiele czasu i harty ruszyły do polowania na niezależność prokuratury. I te z opozycji, i te z koalicji. Jako pierwsze do tej walki przystąpiło PiS (ale to było oczywistą oczywistością…).
Zdarzało się, że na to rozwiązanie narzekał SLD. To też w pewnym sensie zrozumiałe, wszak pierwszy projekt rozdziału obu stanowisk przygotował eseldowski minister sprawiedliwości Grzegorz Kurczuk. Ówczesny rząd schował jednak ten projekt w najgłębszej szufladzie. Ale, że Platforma Obywatelska szybko znudzi się niezależnością prokuratury, to się w głowie nie mieści. Przygotowali jedno z nielicznych nowych rozwiązań, w dodatku niezwykle ważne dla jakości funkcjonowania państwa. Jednak szybko zatęsknili za tymi telefonami, które łączyły ich z gabinetami prokuratorów. I zaczęło się grillowanie Seremeta i jego ludzi.
W ustawie Platforma ukryła starannie zakamuflowany kij na Prokuratora Generalnego. To konieczność przyjęcia sprawozdania z jego pracy przez premiera, po opinii ministra sprawiedliwości. Tu właśnie zaczęły się schody. Tegoroczne sprawozdanie leży na biurkach - ministerialnym i premierowskim - już od marca. Ostatnio Donald Tusk ogłosił nawet, że źle ocenia pracę Seremeta, ale go (łaskawca) nie odwoła. Prawda, że brzmi to niepoważnie? A jednak jest tu drugie dno. Dostrzegła je dziennikarka "Gazety Wyborczej", Ewa Siedlecka: - Nie ma żadnych racjonalnych powodów, by premierowi ocena sprawozdania zajmowała osiem miesięcy. Oprócz pokazania, kto tu rządzi. I tu - dodam od siebie - jest pies pogrzebany.
Minister Biernacki nad swoją opinią pracował ponad cztery miesiące, w końcu zgłosił szereg zastrzeżeń, obśmiewanych gęsto przez fachowców. Na przykład zarzuca Seremetowi, że ten nie ma wpływu na podległe mu służby. Ale minister musi wiedzieć, że to wina kiepskiej ustawy o prokuraturze, nad zmianą której pracuje już jako trzeci chyba szef resortu sprawiedliwości.
Biernacki nie jest jednak jedyny w swym lekceważącym stosunku do niezależności prokuratora generalnego i do samego Seremeta. Ot, minister Sienkiewicz. Tak, tak, to ten pan, co to przechwalał się przed prezesem Belką, jak wezwał do siebie telefonicznie Seremeta a następnie przepuścił go przez szpaler dziennikarzy.
I tak ciągnie się ta wstydliwa sprawa. Politycy wyżywają się na biednym prokuratorze, używają go do swych wyborczych celów. I nam wszystkim robią siano w głowach. Ale, ale... Nie dawajmy się, pokazujmy, że dobrze rozumiemy drugie dno tych gier, że nie jesteśmy głupim ludem …. Tak, tak, panie premierze…
Wiesław Dębski specjalnie dla Wirtualnej Polski