PolskaWiesław Dębski: znamy świetnie te gry i zabawy polityków z prokuraturami

Wiesław Dębski: znamy świetnie te gry i zabawy polityków z prokuraturami

Znamy świetnie te gry i zabawy polityków z prokuraturami różnych szczebli. Te telefony, te wezwania na dywanik z jednej strony i spijanie z ust rządzących ich oczekiwań ze strony drugiej. Pamiętamy w dodatku, że teraz miało być już inaczej! Coś mi się jednak zdaje, że właśnie wraca stare. Co niektórzy politycy zatęsknili za ową szabelką, tak przydatną w międzypartyjnych bojach - pisze Wiesław Dębski w felietonie dla Wirtualnej Polski.

Wiesław Dębski: znamy świetnie te gry i zabawy polityków z prokuraturami
Źródło zdjęć: © PAP | Tomasz Gzell
Wiesław Dębski

Przeczytaj wcześniejsze felietony Wiesława Dębskiego

Jakby zapomnieli prokuratora krajowego, który swego czasu przed sejmową komisją śledczą pytał polityków, co by się z nimi działo, gdyby odebrać im telefony do śledczych i ich przełożonych. Niejeden to raz się zdarzało, że dzwonił polityk Lesio do prokuratora Kazia i naciskał: tego podgrillujcie bardziej, tamtemu dajcie spokój. Ten papier podrzućcie dziennikarzom a inny schowajcie głęboko w szufladzie.

Pamiętamy też czasy IV RP, gdy prześladowano uczciwych ludzi na podstawie fałszywych oskarżeń mafiosów – na wszelki wypadek przypomnę: prof. Podgórski, dr Garlicki, prof. Widacki, posłanka Ostrowska, pani Marczuk i wielu, naprawdę wielu innych. To wtedy decyzje o aresztowaniach podejmowano w obecności premiera; to wtedy samobójstwo popełniła, osaczona przez śledczych, Barbara Blida. To wtedy tuż przed wyborami parlamentarnymi minister od aresztów wydobywczych zapewniał: "ten pan nigdy już nikogo..." itd.

Nic dziwnego, że przyspieszone wybory w 2007 r. wygrała Platforma Obywatelska. A jej szefowie zapewniali nas, że rządy polityków nad prokuratorami przechodzą do przeszłości. I postawili kropkę nad i: ustawowo oddzielili stanowisko Prokuratora Generalnego od stanowiska Ministra Sprawiedliwości. Miało być już cacy, żadnych przewałek, żadnego sterowania śledztwami. Tak nam mówiono. A my, naiwni, uwierzyliśmy…

Lecz nie minęło zbyt wiele czasu i harty ruszyły do polowania na niezależność prokuratury. I te z opozycji, i te z koalicji. Jako pierwsze do tej walki przystąpiło PiS (ale to było oczywistą oczywistością…).

Zdarzało się, że na to rozwiązanie narzekał SLD. To też w pewnym sensie zrozumiałe, wszak pierwszy projekt rozdziału obu stanowisk przygotował eseldowski minister sprawiedliwości Grzegorz Kurczuk. Ówczesny rząd schował jednak ten projekt w najgłębszej szufladzie. Ale, że Platforma Obywatelska szybko znudzi się niezależnością prokuratury, to się w głowie nie mieści. Przygotowali jedno z nielicznych nowych rozwiązań, w dodatku niezwykle ważne dla jakości funkcjonowania państwa. Jednak szybko zatęsknili za tymi telefonami, które łączyły ich z gabinetami prokuratorów. I zaczęło się grillowanie Seremeta i jego ludzi.

W ustawie Platforma ukryła starannie zakamuflowany kij na Prokuratora Generalnego. To konieczność przyjęcia sprawozdania z jego pracy przez premiera, po opinii ministra sprawiedliwości. Tu właśnie zaczęły się schody. Tegoroczne sprawozdanie leży na biurkach - ministerialnym i premierowskim - już od marca. Ostatnio Donald Tusk ogłosił nawet, że źle ocenia pracę Seremeta, ale go (łaskawca) nie odwoła. Prawda, że brzmi to niepoważnie? A jednak jest tu drugie dno. Dostrzegła je dziennikarka "Gazety Wyborczej", Ewa Siedlecka: - Nie ma żadnych racjonalnych powodów, by premierowi ocena sprawozdania zajmowała osiem miesięcy. Oprócz pokazania, kto tu rządzi. I tu - dodam od siebie - jest pies pogrzebany.

Minister Biernacki nad swoją opinią pracował ponad cztery miesiące, w końcu zgłosił szereg zastrzeżeń, obśmiewanych gęsto przez fachowców. Na przykład zarzuca Seremetowi, że ten nie ma wpływu na podległe mu służby. Ale minister musi wiedzieć, że to wina kiepskiej ustawy o prokuraturze, nad zmianą której pracuje już jako trzeci chyba szef resortu sprawiedliwości.

Biernacki nie jest jednak jedyny w swym lekceważącym stosunku do niezależności prokuratora generalnego i do samego Seremeta. Ot, minister Sienkiewicz. Tak, tak, to ten pan, co to przechwalał się przed prezesem Belką, jak wezwał do siebie telefonicznie Seremeta a następnie przepuścił go przez szpaler dziennikarzy.

I tak ciągnie się ta wstydliwa sprawa. Politycy wyżywają się na biednym prokuratorze, używają go do swych wyborczych celów. I nam wszystkim robią siano w głowach. Ale, ale... Nie dawajmy się, pokazujmy, że dobrze rozumiemy drugie dno tych gier, że nie jesteśmy głupim ludem …. Tak, tak, panie premierze…

Wiesław Dębski specjalnie dla Wirtualnej Polski

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (77)