Wiesław Dębski: ministrowie świetnie się bawili w trakcie głosowania ws. emerytur
Premier Tusk i jego ministrowie przez cały czas głosowania w sprawie podniesienia wieku emerytalnego milczeli, nie przyszło im nawet do głowy, że z szacunku dla posłów warto czasem podnieść się z ław rządowych, przejść te kilka kroków i odpowiedzieć na zgłoszone wątpliwości. Nie zdobył się na to nikt... - pisze w felietonie dla Wirtualnej Polski Wiesław Dębski.
11.05.2012 | aktual.: 11.05.2012 13:18
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Siedzę właśnie przed telewizorem, obserwuję obrady sejmu i nadziwić się nie mogę. Panie i panowie posłowie głosują nad poprawkami do ustawy przesuwającej wiek przechodzenia na emeryturę. Ustawy niezwykle kontrowersyjnej, wywołującej społeczne protesty. Przed sejmem od paru dni koczują w tej sprawie związkowcy z "Solidarności", i nikt z obozu rządowego nie zechciał ich odwiedzić, porozmawiać, wytłumaczyć. To się podobno nazywa dialog społeczny, u nas określenie dawno już zapomniane.
Ale wróćmy na salę sejmową. Państwo zabawiają się naszym losem, decydują o naszej starości. Wydawałoby się więc, że robią to po głębokim zastanowieniu, że pochylają się nad każdą zgłoszoną z trybuny wątpliwością. Myślałem, że rząd przybył in corpore do parlamentu, by na wszelkie takie wątpliwości odpowiedzieć. Rozwiać nasze obawy, wytłumaczyć posłom, pokazać, że liczy się z ich i naszym zdaniem, że rozumie nas po prostu. Nic z tych rzeczy.
Ministrowie świetnie się w czasie głosowań bawili, strasznie się uchachali. Pan minister Rostowski musiał chyba opowiadać panu premierowi Pawlakowi niezłe dowcipy, co chwila bowiem dobiegał z ich strony zdrowy chichot. Nie wydawali się specjalnie zainteresowani tym, co mówiono - także do nich - z trybuny sejmowej.
Ale nie pisałbym tego wszystkiego, gdyby nie jedna rzecz, która przelała czarę mojej goryczy. Posłowie przed każdym głosowaniem zadawali kilka pytań. Sporo głupich, wiele z wyraźnym podtekstem politycznym, niektóre zgłoszone tylko po to, aby przypodobać się wyborcom. Ale było też dużo pytań zasadnych, takich na które powinna paść ze strony rządu rzeczowa odpowiedź. Premier Tusk i jego ministrowie przez cały czas głosowań jednak milczeli, nie przyszło im nawet do głowy, że z szacunku dla posłów warto czasem podnieść się z ław rządowych, przejść te kilka kroków i odpowiedzieć na zgłoszone wątpliwości. Nie zdobył się na to nikt…
Najbardziej jednak oburzająca była postawa pani marszałek (marszałkini?) Ewy Kopacz, osoby, którą osobiście szanuję, za to, co robiła po katastrofie smoleńskiej, za to też, że często potrafiła pokazać własne zdanie. Ale tym razem zabawiała się i z posłami, i z widzami obserwującymi tę hucpę. Otóż przed każdym głosowaniem nad kolejną poprawką pani marszałek odgrywała przed nami następującą scenkę: - O zadanie pytania proszę posła (posłankę)… . Padało pytanie, a Ewa Kopacz wygłaszała stałą formułkę: - Przystępujemy do głosowania… . Ani razu nie zapytała, czy ktoś z ław rządowych zechce łaskawie odpowiedzieć, ani razu nie stanęła po stronie swoich posłów.
W ostatnim badaniu Homo Homini, zrobionym kilka dni temu dla Wirtualnej Polski, pozytywnie sejm oceniło 23% badanych (nikt nie wybrał odpowiedzi - zdecydowanie dobrze!), negatywnie zaś - 70%. Od 20 lat notowania izby niższej naszego(?) parlamentu spadają, Polacy nie tylko nie cenią sobie tej instytucji, ale i niewiele już od niej oczekują. Pani marszałek Kopacz do tej tendencji dołożyła w piątek, swoją, moim zdaniem bardzo ciężką cegłę! PS. Razem z koalicją świetnie bawili się na sali sejmowej posłanki i posłowie z Ruchu Palikota - cienia zażenowania, cienia zastanowienia. Nawet ludzie, znani ze swych lewicowych poglądów (jest tam kilka takich osób) raz za razem podnosili ręce do góry, jak im koalicja zagrała. W ostatecznym głosowaniu, nad całą ustawą, rączki znów karnie poszybowały w górę. Ustawa przeszła. Zadanie wykonano. Wstyd!
Wiesław Dębski specjalnie dla Wirtualnej Polski