"Wieści dla Polski są straszne - kiedy rząd się obudzi?"
Czy rząd wie jaka jest sytuacja gospodarcza kraju? Pytanie może dziwne, ale do jego zadania upoważniają mnie doświadczenia z telewizyjnego obcowania z premierem Donaldem Tuskiem i jego ministrem finansów Janem Vincentem Rostowskim - w kwestiach gospodarczych oczywiście - pisze w felietonie dla Wirtualnej Polski Wiesław Dębski.
28.09.2010 | aktual.: 28.09.2010 16:23
Otóż raz dowiadywałem się, że Polska jest jedyną zieloną wyspą na wzburzonym oceanie kryzysu, by za czas jakiś usłyszeć, iż mamy poważne problemy wymagające zaciśnięcia pasa. Oczywiście za pierwszym razem mówiono nam to zazwyczaj przed wyborami (europejskimi czy prezydenckimi), za drugim zaś wtedy, gdy widmo kolejnych wyborów oddalało się w czasie.
Zapewne jest w tym jakaś metoda, pozwalająca uśpić społeczeństwo, nie nękać go każdego dnia strasznymi wieściami o spadkach PKB, wartości walut i czego tam jeszcze. Niech będzie, część wyborców to kupi. Ja jednak chciałbym mieć pewność, że sternicy naszego państwa wiedzą na czym stoją, że potrafili w odpowiednim czasie postawić diagnozę i określić środki zaradcze.
Niestety, takiej pewności nie mam. Szczególnie, gdy słyszę o kilkuset milionach, które rząd chce zaoszczędzić na inwalidach, kolejnych milionach wyciągniętych z odwołania waloryzacji pensji pracowników sfery budżetowej, podwyżkach podatku VAT i akcyzy na różne produkty. Albo gdy miesiącami zapewnia się mnie, że w zasadzie jest OK, aż tu pewnego dnia minister Rostowski ujawnia, że jednak jest fatalnie, bo deficyt państwa osiąga już 100 miliardów złotych. Doprawdy trudno mieć zaufanie do tak postępującej z obywatelami władzy.
W dodatku ostatnie wieści są straszne - oto skończyła się zielona wyspa szczęśliwości. Polska nie będzie już jedynym krajem z dodatnim wzrostem PKB. Dołączają do nas - a nawet nas przeganiają - inni. Dynamika wzrostu PKB Unii Europejskiej (jako całości) ma w tym roku przekroczyć 1%. W jednych krajach będzie to oczywiście więcej, w innych mniej. W "Gazecie Wyborczej" mogliśmy przed kilkoma dniami przeczytać, że np. "niemiecka gospodarka się rozpędza" a tamtejszy instytut pracy IAB prognozuje na przyszły rok "spadek liczby bezrobotnych poniżej trzech milionów, co będzie najlepszym wskaźnikiem od niemal 20 lat". A prof. Krystyna Iglicka z Centrum Stosunków Międzynarodowych dodaje, że "kraj ten wyszedł z kryzysu w przyzwoitej kondycji, będzie lokomotywą wzrostu gospodarczego w Europie".
To niewątpliwie efekt podjętych tam programów naprawczych i wpompowania w kryzysie do gospodarki miliardów euro. Pozostając przy oceanicznych porównaniach można powiedzieć, że te statki które zaczęły tonąć poddano gruntownej naprawie. Łącznie z wymianą silnika. Efekty już są widoczne. Nasz stateczek płynął sobie po falach sztormowych spokojnie, łajba wprawdzie też przeciekała, ale jej kapitan i odpowiedzialny za finanse sternik łatali pojawiające się pod pokładem przecieki pakułami. Teraz - jeśli wierzyć ich ostatnim wypowiedziom - potrzebny jest już remont poważniejszy, choć nadal nie widać by miał to być remont generalny.
Oczywiście nie zgadzam się z tymi ekspertami, którzy w ramach remontu generalnego namawiają do cięcia wszystkich wydatków, przede wszystkim tych przeznaczonych dla osób najbiedniejszych. Wolę byśmy wszyscy zastanowili się jak podzielić koszty kryzysu, które grupy społeczne powinny być nimi obciążone w stopniu większym a które w mniejszym. Pozwolę sobie odwołać się do przykładu, o którym już w Wirtualnej Polsce pisałem. Na początku 2008 roku premier Donald Tusk chwalił się, że jego rząd obniżając podatki i składkę rentową pozostawił w kieszeniach Polaków 35 mld zł. Nie dodał jednak, że w jednych kieszeniach pozostało 20 zł miesięcznie a w innych 2 tys. zł miesięcznie. Minęły dwa lata i kilkanaście dni temu szef rządu przedstawiał to inaczej – to już 40 miliardów, których zabraknie w budżecie. Trzeba więc oszczędzać. Ale tym razem kosztem tych, którzy wtedy zyskali po 20 zł. Na taki podział kosztów kryzysu trudno się zgodzić.
Nie słychać jednak by opozycja, także lewicowa, walczyła o podział bardziej sprawiedliwy. To jest najważniejszy problem przed jakim stoi nasz kraj. O tym trzeba rozmawiać - i w sejmie, i w mediach. My jednak wolimy zastanawiać się nad stanem ducha jednego prezesa i walce o władzę w partii drugiego. A nasze kieszenie z każdym dniem będą pustoszały.
Wiesław Dębski specjalnie dla Wirtualnej Polski