Były wiceszef KNF: "To, co mnie spotkało, mogło spotkać każdego profesjonalnego i uczciwego urzędnika w tym kraju"© East News | Stanisław Kowalczuk, Stefan Maszewski

"Wierzę, że w nowym Sejmie powstanie komisja śledcza ds. SKOK-u Wołomin"

- Trzeba wreszcie ujawnić skalę powiązań polityków, ludzi służb specjalnych i prokuratury - mówi Wojciech Kwaśniak. Były wiceprzewodniczący KNF od ośmiu lat domaga się powołania sejmowej komisji w tej sprawie.

Poniedziałek, 16 października 2023 roku. Polska żyje wyborami. Wojciech Kwaśniak, jak wszyscy, też czeka na ich wynik, ale ma pilniejsze sprawy na głowie. Musi iść do sądu na kolejną rozprawę.

Zaskakujący finał - kontrolerzy na ławie oskarżonych

Kwaśniak to wiceprzewodniczący Komisji Nadzoru Finansowego (KNF) w latach 2011-2017.

W roku 2013 - drugim jego urzędowania - KNF objęła nadzorem Spółdzielcze Kasy Oszczędnościowo-Kredytowe, nazywane powszechnie SKOK-ami. Wcześniej, bo od swojego powstania w połowie lat 90., SKOK-i nie były objęte państwową kontrolą, której podlegały inne instytucje finansowe, np. banki.

Wojciech Kwaśniak
Wojciech Kwaśniak© East News | Stefan Maszewski/REPORTER

SKOK-i powstały po transformacji ustrojowej z inicjatywy Grzegorza Biereckiego, wówczas działacza "Solidarności" i innych osób ze związku. Pierwsze Kasy tworzono w zakładach pracy, a ich założycielami byli działający tam związkowcy.

Bierecki został szefem Krajowej SKOK, która w latach 1992-2012 była jedynym organem nadzorującym "szeregowe" Kasy. Przez wiele lat on i jego ludzie – przy wsparciu polityków wywodzących się z "Solidarności", a potem związanych z PiS – robili wszystko, by Kasy nie przeszły pod państwowy nadzór.

Gdy SKOK-i przeszły pod kontrolę KNF, miały ok. 2 mln członków i aktywa przewyższające 16,8 mld zł. Ale, dzięki publikacjom "Polityki" i "Gazety Wyborczej", wiadomo już było, że dochodziło w nich do wielu nieprawidłowości i że część z nich może mieć poważne kłopoty finansowe.

Kiedy urzędnicy KNF zaczęli kontrolować poszczególne SKOK - zrzeszone w Krajowej Kasie - potwierdzili nieprawidłowości, opisywane wcześniej w mediach, i wykryli kolejne. Chodziło m.in. o wyciąganie milionowych kredytów na "słupy", częste naruszenia przepisów dotyczących prania brudnych pieniędzy oraz skrajnie ryzykowne działania finansowe.

Kwaśniak, wraz z innymi urzędnikami KNF, zlecał kontrole, a po nich wprowadzenie środków naprawczych: niewydanie zgody na pełnienie funkcji przez określone osoby, wprowadzenie zarządów komisarycznych czy nawet ogłoszenie upadłości, gdy strata kasy przekraczała jej fundusze własne albo gdy kasa utraciła płynność finansową.

Równocześnie, decyzją rządzącej wówczas koalicji PO-PSL, Kasy zostały objęte Bankowym Funduszem Gwarancyjnym (BFG). To swego rodzaju ubezpieczalnia, do której składki wpłacają instytucje finansowe. W przypadku bankructwa którejś z instytucji, BFG wypłaca oszczędności jej klientom. Przez wiele lat składki na BFG wpłacały banki. Ale pieniądze poszły na wypłaty dla klientów SKOK.

Tylko do połowy 2021 roku BFG wypłacił klientom upadłych SKOK-ów 4,3 mld zł. Łącznie wsparcie dla Kas sięgnęło 5 miliardów złotych. Część z tych pieniędzy została wcześniej wyprowadzona z Kas. Najwięcej w SKOK Wołomin: BFG przeznaczył na wypłaty dla klientów tej Kasy 2,4 mld zł.

Paradoks polega na tym, że Wojciech Kwaśniak, który jeszcze w latach 90. przekonywał, że Kasy powinny podlegać państwowemu nadzorowi, a potem, gdy trafiły one w końcu pod skrzydła KNF, badał i opisywał nieprawidłowości, a także próbował zapobiegać kolejnym, trafił we wrześniu 2023 roku – wraz z byłym szefem KNF Andrzejem Jakubiakiem i pięcioma innymi byłymi urzędnikami KNF – na ławę oskarżonych.

"To jest hańbiące oskarżenie"

Prokuratura w Szczecinie oskarżyła Kwaśniaka oraz innych pracowników KNF, że to rzekomo przez ich opieszałość, afera SKOK-u Wołomin była możliwa. Mieli oni bowiem nie dopełnić obowiązków: rzekomo za późno powołali zarządcę komisarycznego SKOK-u Wołomin i za późno zawiesili działalność tej Kasy. Mieli też "nie dopełnić obowiązków w celu osiągnięcia korzyści".

- To jest hańbiące oskarżenie. Jaką korzyść osiągnąłem z tytułu nadzorowania SKOK-ów? – pyta dziś Kwaśniak. – Taką, że w kwietniu 2014 roku zostałem przed własnym domem skatowany teleskopową pałką przez bandytę w kominiarce. Logika prokuratury jest więc taka, że ja rzekomo chroniłem ludzi ze SKOK-ów w celu osiągnięcia korzyści, a oni zlecili pobicie mnie.

Rzeczywiście, w czasie, gdy Kwaśniak zajmował się sprawą, zlecał kontrole i podpisywał dokumenty, 16 kwietnia 2014 roku bandyta wynajęty przez ludzi z zarządu wołomińskiego SKOK-u dotkliwie pobił Kwaśniaka przed jego domem.

Z ciężkimi uszkodzeniami czaszki i połamanymi kośćmi dłoni mężczyzna trafił na kilka miesięcy do szpitala. Później dostał ochronę BOR.

Dziś uważa, że bijący chciał go nawet zabić: - Miał ciężką pałkę, był zamaskowany. Z zeznań świadków wynika, że miał za zadanie mnie spacyfikować czy wyeliminować. Zastanawiał się, czy nie łatwiej byłoby mnie zastrzelić.

Od zamachu na Kwaśniaka minęło dziewięć lat. - Cały mój dorobek, moje zdrowie, moje dobre imię i moje życie rodzinne zostały zniszczone – mówi gorzko Kwaśniak.

Ma poczucie wielkiej niesprawiedliwości, bo to on, osoba brutalnie pobita, zasiada od września 2023 roku na ławie oskarżonych:

– Przeciw członkom ówczesnych władz SKOK-u Wołomin nie wnosi się nawet aktów oskarżenia, choć od 10 lat mają postawione zarzuty. Za to stawia się przed sądem ludzi takich jak ja i moi koledzy i koleżanki, czyli urzędników państwowych, którzy dostali te sprawy do nadzoru i ujawnili rzeczywisty stan zagrożenia – mówi dziś Kwaśniak. - To jest próba odsunięcia odpowiedzialności od niewłaściwego działania SKOK-ów, służb i prokuratury.

Prokuratura nie informuje również o odpowiedzialności Kasy Krajowej SKOK za sytuację w sektorze SKOK-ów.

Kwaśniak: - A przecież Kasa Krajowa tolerowała system, w którym podległe jej kasy ukrywały swoją rzeczywistą sytuację finansową. Kasa Krajowa, mimo posiadanej wiedzy, nie podjęła działań nadzorczych wobec SKOK w Wołominie przed 2013 rokiem. Kasa Krajowa mogła ustanowić tam zarząd komisaryczny z dnia na dzień, a nie zrobiła tego. Nie zgłaszała też żadnych wniosków dowodowych mogących przyspieszyć postępowanie KNF.

Politycy PiS: wina Kwaśniaka i KNF

Winnych afery SKOK-u Wołomin wskazali politycy PiS.

- Być może Wojciech Kwaśniak został zaatakowany, bo KNF przez lata rozzuchwalała przestępców – mówił w TVP Zbigniew Ziobro minister sprawiedliwości i prokurator generalny w 2018 roku.

Ziobro przekonywał dalej: - KNF przez długi czas rozzuchwalała przestępców, pozwalając im w sposób bezkarny wyprowadzać miliardy złotych kosztem 85 tys. ludzi, którzy złożyli tam swoje oszczędności życia. W tej sytuacji rozzuchwalenie przestępców narastało. My mamy za zadanie zbadać, dlaczego tak się działo.

Głos zabrał również prokurator krajowy Bogdan Święczkowski (dziś w Trybunale Konstytucyjnym): - Ówczesne kierownictwo KNF nie nadało sprawie nieprawidłowości w SKOK Wołomin odpowiedniego priorytetu. Mam nadzieję, że dostrzegają państwo, że to jest prawdziwa afera KNF.

Konferencje Ziobry i Święczkowskiego to nie tylko słowa, ale przede wszystkim czyny: w grudniu 2018 roku Kwaśniak oraz sześciu innych byłych pracowników KNF zostaje zatrzymanych na 48 godzin przez CBA. Wszystko odbywa się tak, jak lubią politycy prawicy: wejście służb o godzinie szóstej rano, konwój samochodów, kamery i konferencja prasowa prokuratora krajowego.

Kwaśniak jest już wtedy pracownikiem NBP. W 2017 roku został bowiem zdymisjonowany z KNF przez ówczesną premier Beatę Szydło. W związku z zarzutami dostał także z prokuratury bezterminowy zakaz pracy w sektorze finansowym. Został na trzy miesiące bez środków do życia, dopóki sąd - po jego odwołaniu - nie uchylił tego zakazu. Kwaśniak wniósł o zadośćuczynienie za zatrzymanie i utracone zarobki.

Kwaśniak odnosi się w rozmowie z WP do zarzutów Ziobry i Święczkowskiego. I odpiera je:

- Po pierwsze, KNF w sprawie SKOK-ów działała zgodnie z zasadami postępowania administracyjnego. Ustawowo niczego nie mogliśmy zrobić szybciej. Po drugie, KNF nie jest od łapania przestępców. Takie uprawnienia posiada prokuratura, ABW, CBŚ i CBA.

- Po trzecie wreszcie , jak miałbym "przez długi czas rozzuchwalać przestępców", skoro KNF zajął się SKOK-ami dopiero w 2013 roku? Od połowy lat 90. działały one poza naszą kontrolą. Proceder zaczął się na długo przed naszym wejściem do SKOK-ów.

Posłowie PO już w 2009 roku domagali się wprowadzenia nadzoru finansowego państwa nad SKOK-ami. Ustawa przeszła wtedy w Sejmie głosami PO, PSL i Lewicy. Przeciw byli posłowie PiS. Protestowała też Kasa Krajowa SKOK i NSZZ "Solidarność". Wreszcie ówczesny prezydent Lech Kaczyński wysłał ustawę przygotowaną przez PO do Trybunału Konstytucyjnego. Opóźniło to wprowadzenie jej w życie. Ustawa, po nowelizacji, weszła w życie dopiero na przełomie 2012/13 roku.

KORZENIE ZŁA - film Sekielskich o aferach SKOK-ów

Film: służby, politycy i Kościół

Sprawa SKOK-ów wróciła dwa dni przed wyborami, w piątek 13 października, kiedy bracia Tomasz i Marek Sekielscy wrzucili do YouTube’a film o SKOK-ach zatytułowany "Korzenie zła". Wojciech Kwaśniak jest jednym z jego bohaterów.

Film koncentruje się na aferze SKOK-u Wołomin, który był drugą największą kasą w Polsce. Tylko ten jeden SKOK miał 110 oddziałów w całym kraju. Upadł w 2014 roku.

"Korzenie zła" pokazują, jak działał mechanizm działania na szkodę SKOK. Ludzie wpłacali do SKOK-u Wołomin oszczędności, a następnie przestępcy wyprowadzali je metodą "na słupa". Po prostu do siedziby SKOK-u przywożeni byli bezdomni czy alkoholicy, którzy przed wizytą byli przebierani byli w czyste rzeczy. To z nimi były podpisanie umowy kredytowe. W rzeczywistości później pieniądze z tych "kredytów" trafiały do przestępców.

Kim byli organizatorzy przestępstwa i jak to w ogóle było możliwe? To wciąż jest przedmiotem śledztwa, które trwa od 12 lat. Organy ścigania wciąż tego nie ustaliły.

Kwaśniak: - Na razie sądzi się podstawione "słupy". A gdzie akty oskarżenia wobec prawdziwych organizatorów tych wielomilionowych wyłudzeń? Prokuratura, podając statystki, mówi o setkach prowadzonych spraw. Ale ja nie mówię o słupach, ale o zarządach i radach nadzorczych. Ile osób z władz SKOK-ów zostało już osądzonych? Niesprawność organów państwa w tej sprawie jest co najmniej zastanawiająca. Dlaczego to postępowanie idzie tak niezbornie i koncentruje się na wątkach pobocznych?

Film Sekielskich przypomina, że prezesem SKOK-u Wołomin był Marian G., a wiceprzewodniczącym Rady Nadzorczej Piotr P. Ten drugi w czasach PRL był oficerem WSW, a już w wolnej Polsce Wojskowych Służb Informacyjnych (WSI).

Sekielscy pokazują powiązania SKOK-u Wołomin oraz innych Kas z politykami PiS, oraz Kościołem. W filmie (ale także wcześniej przed sądem w 2018 roku) Piotr P. stwierdził, że w SKOK-u Wołomin był specjalny fundusz łapówkowy dla polityków PiS i że np. Jacek Sasin miał odbierać koperty z gotówką.

– W przypadku Jacka Sasina to nie były pieniądze na jakąś konkretną akcję. Były to pieniądze po prostu przeznaczone na Prawo i Sprawiedliwość. Sasin mówił mi, że dzisiaj jest biednie, że potrzebują, bo dzisiaj nie są przy władzy, że potrzebują środków na kampanię – mówi w filmie Piotr P.

Jacek Sasin, twierdzi, że to kłamstwo. Napisał: "W związku z publikacją w serwisie YouTube filmu 'Korzenie zła' autorstwa Tomasza i Marka Sekielskich informuję, że zawarte w filmie informacje dotyczące mojej osoby są ordynarnymi kłamstwami. W związku z tym kieruję prywatny akt oskarżenia przeciwko autorom filmu".

Także w 2018 roku Sasin oskarżył Piotra P. o składanie fałszywych zeznań przed sądem.

- Mózg afery SKOK Wołomin po 5 latach intensywnego śledztwa i wielokrotnych przesłuchań przez Prokuraturę nagle "przypomina sobie" o rzekomym nielegalnym finansowaniu polityków PiS. Dowodów nie ma, bo notes z kontaktami rzekomo mu zaginął – napisał wtedy Sasin.

Kwaśniak: żałuję, że nie umarłem

Zapytaliśmy Wojciecha Kwaśniaka, czy widział film Sekielskich i jak go ocenia.

- To jest dla mnie zbyt trudne. Półtora roku temu zmarła moja żona Agata, która nie mogła unieść tego, co się wokół mnie dzieje – powiedział WP Kwaśniak. – Ona nigdy nie chorowała, ale po tym, jak zostałem zatrzymany przez CBA, coś w niej pękło. Trzymała wszystko w sobie, ale to bardzo przeżywała. Zmarła na nowotwór jelitowy. Lekarze powiedzieli mi, że do śmierci mógł się też przyczynić długotrwały, ciężki stres.

- Czasem żałuję, że nie umarłem po tym pobiciu, bo być może to by się nie odbiło tak negatywnie na mojej rodzinie – dodaje Kwaśniak. - Ta krzywda jest nieodwracalna. Nie przyszło mi do głowy w najgorszych snach, że państwo zdradzi własnych urzędników.

W filmie Sekielskich padają słowa senatora Biereckiego z PiS wypowiedziane w sądzie we wrześniu 2023 roku. Bierecki zeznawał jako świadek w procesie sprawców zamachu na Kwaśniaka, który toczy się od 2015 roku. Wcześniej Bierecki przez rok nie stawiał się w sądzie.

Kiedy wreszcie się w nim pojawił, senator PiS powiedział: - W środowisku spółdzielczych kas powszechne przekonanie było, że ta napaść na Kwaśniaka to mistyfikacja. Mówiono, że mamy do czynienia z sytuacją jak z taniego filmu gangsterskiego, że ten strażnik, który wpuścił do banku bandytów, na koniec, prosi ich, by go pobili.

Wojciech Kwaśniak: - Dobrze, że moja żona nie słyszała tych słów. Choć bardzo przeżyła, gdy Bierecki mówił kilka lat wcześniej publicznie, że "bandyci nie zawsze biją tego dobrego".

Dwie sprawy oddalone o 500 metrów

Dziś Wojciech Kwaśniak patrzy na całe swoje życie z innej perspektywy:

- W 1989 roku byłem z żoną w Norwegii. Zastanawialiśmy się, czy tam nie zostać. Po wyborach czerwcowych przyjechałem jednak do Polski. Zacząłem pracę od najniższego stanowiska w NBP. Pracowałem całe życie uczciwie dla państwa. Do grudnia 2018 roku, do momentu zatrzymania mnie przez CBA, nie żałowałem swojego wyboru. Dziś żałuję.

W mijającym tygodniu Wojciech Kwaśniak był w sądach trzy razy.

- Ironia losu: w poniedziałek i wtorek, 16 i 17 października, wystąpiłem w sądzie okręgowym w Warszawie w roli oskarżonego o niedopełnienie obowiązków. A raptem 500 metrów dalej w sądzie rejonowym od dziewięciu lat toczy proces, w którym to ja oskarżam o zamach na mnie.

- Sam ponoszę koszty spraw sądowych, niewspierany przez państwo. Ale nie odpuszczam – mówi Kwaśniak. I dodaje: - Taka ciekawostka. Mnie grozi 10 lat za rzekome zaniechania i bandycie, który próbował mnie zabić, też 10 lat.

Oskarżony o zlecenie napaści na urzędnika KNF jest Piotr P. ze SKOK-u Wołomin oraz jego pomocnik. Wcześniej jedna osoba została już skazana w osobnym procesie. To człowiek, który otrzymał zlecenie przeprowadzenia zamachu. Dostał status małego świadka koronnego, więc po nadzwyczajnym złagodzeniu kary dostał 2 lata pozbawienia wolności w zawieszeniu na 4 lata.

Piotr P. przed sądem zaprzeczył, jakoby miał zlecić to pobicie.

Co ciekawe, akurat ten bandyta, który bił Kwaśniaka pałką po głowie, został wcześniej wypuszczony z aresztu.

Kwaśniak: - Wynajęty bandyta, który mnie pobił, został po pół roku aresztowany przez policję z elitarnego wydziału terroru i zabójstw, która akurat spisała się w tej sprawie bardzo rzetelnie. Ale później został wypuszczony, bo mu rzekomo w areszcie zdrowie nie dopisywało. Od dwóch lat jest poszukiwany listem gończym. Czyli na ławie oskarżonych zostali tylko Piotr P. i jego pomocnik. To ma być cała zorganizowana grupa przestępcza? Podejrzewam, że jest ona znacznie większa.

Dlaczego Kwaśniak nie wierzy, że zlecenie na niego wydał Piotr P.?

- W czasie, gdy zostałem pobity, prowadziliśmy w KNF postępowania o wprowadzenie zarządów komisarycznych w 23 różnych SKOK-ach na 56 istniejących. Zainteresowanych powstrzymaniem naszych działań mogło być więcej osób, nie tylko w SKOK-u Wołomin. Ja byłem odbierany przez niektórych z nich, jako osoba złośliwa, wredna, którą trzeba wyeliminować. To miało spowolnić pracę KNF i zastraszyć pracowników.

Kwaśniak ma ogromny żal do służb specjalnych państwa.

- Akurat w Wołominie, w sprawie SKOK-u, śledztwa prowadziły od dawna prokuratura i ABW. Wszystko działo się więc pod skrzydłami służb specjalnych. Mieli podsłuchy, monitorowali to środowisko od dwóch lat. I nie wiedzieli, że taki napad na mnie się szykuje? To jest niezgodne z logiką. To się przecież działo w Wołominie, który był objęty specjalnym nadzorem ze względu na przestępczą reputację. Nie dali mi ochrony, a jak już doszło do zamachu, to niczego nie potrafili ustalić – mówi były urzędnik KNF.

Dlatego właśnie Kwaśniak oskarża państwo polskie o to, co go spotkało.

- Ta sprawa dotyczy fundamentów państwa – mówi. – To jest kompromitacja wymiaru sprawiedliwości. To, co mnie spotkało, mogło spotkać każdego profesjonalnego i uczciwego urzędnika w tym kraju.

Co dalej?

- Mam nadzieję, że w nowym Sejmie wreszcie powstanie komisja śledcza do sprawy SKOK-u Wołomin. Domagam się jej powstania od ośmiu lat – mówi Kwaśniak.

Co wciąż wymaga wyjaśnienia?

Kwaśniak: - Wszystkie aspekty tej sprawy. Trzeba wreszcie ujawnić skalę powiązań polityków, ludzi służb specjalnych i prokuratury. Przede wszystkim trzeba wyjaśnić, jak doszło do zamachu na wysokiego funkcjonariusza publicznego.

- No i wreszcie trzeba wyjaśnić, kto stał za słupami, którzy odbierali pieniądze z tych wyłudzanych kredytów. To nie były drobne pożyczki, ale takie po pół miliona, milion i więcej. Wszystko w gotówce. Słup brał 200-500 zł. Resztę odbierał ktoś inny. Do dziś nie wiemy kto.

Sebastian Łupak, dziennikarz Wirtualnej Polski

Źródło artykułu:WP magazyn
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (847)