Wierni wygonili proboszcza z kościoła. "Omal nie doszło do linczu"
Proboszcz wywołał skandal, krytykując podczas mszy pogrzebowej zmarłego tragicznie 15-latka. Wierni, którzy zmusili duchownego do opuszczenia kościoła, przyznają w rozmowie z nami, że omal nie doszło do linczu. Część z nich próbuje jednak proboszcza tłumaczyć.
21 stycznia, okolice podwarszawskiego Radzymina. 15-letni Michał wpadł pod koła nissana. Kierowca miał we krwi 1,76 alkoholu. Nastolatek zmarł mimo reanimacji.
Weronika, koleżanka z gimnazjum: - Rozmawiałam z nim przez telefon, jak wracał od dziadków do domu. Był super szczęśliwy. Opowiadał, jak mijają mu ferie i że mu kulig wyszedł z kolegami. Pośmialiśmy się, a krótko potem walnął go samochód. Dowiedziałam się od mojej mamy. "Co ty mówisz? Dopiero z nim rozmawiałam” - zareagowałam.
Na pogrzebie Michała kościół w Starych Załubicach pękał w szwach. Ksiądz Wojciech został proboszczem przed rokiem po tym, jak jego poprzednik zginął w wypadku samochodowym. Według parafian dał się poznać jako surowy, ale sprawiedliwy duchowny. Słynie też z ostrych kazań. Tym razem jednak, zdaniem wielu, przesadził. Podczas pogrzebu 15-latka oświadczył, że nie powinno być mszy świętej. - Powinienem zacząć dzisiejszy obrządek nie w kościele, a na cmentarzu. On nie chodził na religię, czym doprowadził do publicznego zgorszenia. Co gorsza, namawiał innych, by tak postępowali. Skoro wypisał się z wiary, to nie jest naszym parafianinem – mówił duchowny.
"Omal nie doszło do linczu"
Jeden z mieszkańców obecnych na mszy: - Ludzi ścięło. Szybko mu przerwali, krzyczeli. Był huk. Organista musiał interweniować. Krzyczał: "Ludzie, co wy robicie, jesteście w kościele! To jest ksiądz!". Omal nie doszło do linczu. Proboszcz widząc, co się dzieje, rozłożył ręce i zapytał, co ma robić. Ludzie kazali mu wyjść z kościoła. Na cmentarz też nie poszedł. Dokończył za niego młody wikary.
- Na pogrzebie byłam załamana. Miałam śpiewać psalm, ale nie dałam rady. To był mój bliski kolega. Jak ludzie zaczęli się kłócić, to nie wierzyłam w to, co słyszę. Było to dla mnie dziwne – opowiada Wirtualnej Polsce Weronika.
- Ksiądz nie powinien tak mówić. To była msza pożegnalna. Z drugiej strony, gdyby mu ludzie nie przerwali, to może by dokończył i się obronił – dodaje druga uczennica gimnazjum.
Inna uczestniczka mszy: - Gdyby tylko krzyczała rodzina, to by się szybko skończyło, ale inni chcieli dodać swoje pięć groszy. Zwłaszcza ci, którzy rzadko chodzą do kościoła.
Ksiądz tłumaczy, że wierni nie pozwolili mu dokończyć jego myśli ###
Sprawa opisana przez lokalny serwis wiesci.com.pl wywołała falę oburzenia. Próbowaliśmy namówić księdza Wojciecha na rozmowę. Proboszcz odmówił tłumacząc, że już zabrał głos w mediach. – Nie mam nic więcej do dodania – mówi nam.
W artykule opublikowanym przez wieści.com wyjaśniał, że odmówił nastolatkowi pochówku, bo wypisał się on z lekcji religii i namawiał do tego kolegów, więc jako kapłan musiał zareagować.
- Zastanawiałem się, dlaczego zamiast dawać świadectwo wiary, po przyjęciu dopiero co aktu bierzmowania, chce od wiary odstąpić. Nijak nie mogłem pojąć, jaki ma sens odciąganie kolegów od katechezy, to przecież nic innego, jak sianie zgorszenia – mówił ksiądz Wojciech.
Duchowny utrzymuje również, że "chciał dobrze, ale nie dane mu było w całości zaprezentować tego, co zaplanował". Jak twierdzi, nie pozwolili mu na to wierni, którzy zaczęli opuszczać kościół.
Jeden z mieszkańców: - Zawsze miał ostre kazania. Potrafił rzucić ostrym słowem na starcie, które ludzi ścinało. Przykładowo – opowiedział o człowieku, który obsikał krzyż. Potem potrafił wyprowadzić z tego morał. Był pod tym względem świetny. Jak zaczynał u nas pracę, starał się też prosto tłumaczyć prawdy wiary. Z ludźmi w parafii długo nie pracował. Uczył kleryków w seminarium.
Weronika: - Michał dokuczał nauczycielom, bo nie lubił się uczyć. Był wierzący, ale nie był zawsze w kościele, bo często pomagał dziadkowi przy krowach. Nowego proboszcza mamy od niedawna. Michał śmiał się, że przypomina mu pana, który prowadzi jeden program w telewizji.
- Bardzo fajny dzieciak. Nie uczył się dobrze, ale był bardzo lubiany przez wszystkich i poza szkołą był grzeczny. Wcześniej był ministrantem – opowiada nam nauczyciel szkoły w Starych Załubicach.
"Przełamał tabu i zniknął"
- Teraz się trochę uspokoiło, ale skandal był potężny. Ludzie są nadal podzieleni, choć większość twierdzi, że proboszcz przesadził, bo na pogrzebie mówi się dobrze - zauważa nasz kolejny rozmówca. Pozostali przyznają, że ksiądz powiedział prawdę. Dodają, że nie powinien był tego mówić na pogrzebie. - Przełamał tabu. Potem porozumiał się z rodziną Michała i odprawił mszę za niego. A sam zniknął – relacjonuje.
W obronie księdza staje pani Karolina. - Stoję po stronie księdza. Byłam na pogrzebie. Niektórych zabolała prawda, która nie była wygodna – mówi mieszkanka Starych Załubic.
Wtóruje jej pani Małgorzata: - Jeśli ktoś nie chodzi do kościoła i na religię, a rodzina chce go na siłę pochować w obrządku katolickim, to tak się kończy.
W tej bulwersującej sprawie szybko interweniowała Kuria Diecezji Prasko-Warszawskiej. Z rodziną spotkał się biskup Romuald Kamiński przepraszając za, jak to określono, "niefortunne słowa". Jak dowiedziała się WP proboszcz zostanie upomniany. Wkrótce mają być opublikowane oficjalne przeprosiny.